[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak swój własny duch. - Zaczęła grzebać na dnie szafy. - Mam też pasujące do niej buty,
proste i nie za wysokie. Nie chcesz chyba spaść ze schodów ani skręcić kostki?
To akurat, pomyślała Tallie, byłby najmniejszy problem.
Nie miała pojęcia, dlaczego perspektywa randki tak bardzo ją stresowała. Do tej
pory każda chwila spędzona ramionach Justina sprawiała jej niekłamaną radość, a była
pewna, że nie naciskałby na nią, by zrobiła coś, na co nie była gotowa.
Choć trzeba przyznać, że rozstawał się z nią coraz bardziej niechętnie, co wskazy-
wało, że chciałby, by ich relacja z przyjacielskiej zmieniła się w coś więcej. I może po-
winna przestać się martwić i spojrzeć na czekającą ją noc jak na krok na drodze do zako-
chania się w mężczyznie, którego lubiła. Który, podobnie jak ona, przeżył jakieś uczu-
ciowe komplikacje.
Przynajmniej tak twierdził Mark. I gdyby nadal ze sobą rozmawiali, mogłaby go o
to zapytać. Ale z niewiadomego jej powodu od wizyty Weroniki mijał ją obojętnie, jakby
nie mieli z sobą absolutnie nic wspólnego. Być może uwierało go bycie jej dłużnikiem i
żałował, że poprosił ją o pomoc. W konsekwencji, zamiast niedawnego porozumienia,
wróciło pomiędzy nich milczenie z pierwszego tygodnia. Milczenie, którego ona nie
umiała przełamać, a on chyba nie chciał.
Pomimo wszystko sytuacja była mniej krępująca, niż się spodziewała, bo przez
większość czasu nie było go w domu. Wyjeżdżał do Niemiec, do Kanady na trzy dni, do
Wenezueli na cztery, a w międzyczasie błąkał się po całej Anglii.
- Czy on nigdy nie zwalnia? - zapytała Penny, która pojawiła się niespodziewanie
któregoś wieczoru pod dłuższą nieobecność Marka, przynosząc chińskie jedzenie, na
wypadek gdyby Tallie jeszcze nie jadła. - Ma fantastycznych ludzi - westchnęła Penny -
którzy dla niego pracują, i mógłby im przekazać znacznie więcej obowiązków. Wcale nie
R
L
T
musiał jechać wtedy do Afryki, ale wiedział, że mogą być kłopoty i nie chciał wysyłać
nikogo, kto ma rodzinę.
- A teraz chce tam wrócić - powiedziała Tallie na wpół do siebie.
- Ma zadanie do wykonania. - Penny fatalistycznie wzruszyła ramionami. - Już taki
jest.
I zmieniły temat.
Tallie ucieszył widok Penny, ale wycofała się, kiedy padła propozycja dalszych
spotkań. Nie tylko z braku czasu i pieniędzy, co posłużyło jej za wymówkę i co Penny
niechętnie zaakceptowała, ale z powodu podejrzenia, że Mark nie życzyłyby sobie, żeby
zacieśniała znajomość z jego kuzynką. To mogłoby naruszyć jego zasadę oddzielnego
życia. Niemniej żałowała, że nie może z nim pomówić o Justinie.
Włożyła sukienkę, rozmyślając z powątpiewaniem o sensie zakupu nowej bielizny
w ulubionym sklepie. Jednak gdyby coś miało się wydarzyć dzisiejszej nocy, elegancka
bielizna doda jej pewności siebie.
Była już prawie przy drzwiach wyjściowych, kiedy z gabinetu wyłonił się Mark.
- Ach - powiedział miękko. - Wielkie wieczorne wyjście.
- Owszem - odpowiedziała chłodno, próbując zignorować jego badawcze spojrze-
nie.
- W takim razie nie będę czekał z kolacją - wymruczał i niespiesznie ruszył w stro-
nę kuchni.
Wyszła szybko, zadowolona, że nie widział jej rumieńca.
Justin już na nią czekał. Wstał na powitanie i pocałował ją w policzek.
- Pięknie wyglądasz. - Patrzył na nią z podziwem i uwielbieniem.
Tallie roztapiała się w żarze jego spojrzenia. Wszystko będzie dobrze, powiedziała
sobie. Z całą pewnością.
Zajmując miejsce obok niego na wyściełanej kanapie pod ścianą, rozejrzała się
wokoło. Większość stolików była zajęta, kelnerzy przesuwali się między nimi bezszele-
stnie. Nie było słychać muzyki, tylko cichy szmer rozmów, czasami przerywanych
dzwiękiem wyciąganego korka.
- Urocze miejsce - powiedziała.
R
L
T
- Rok temu byłem tu na otwarciu - wyznał po krótkim zawahaniu. - Stąd wiem, że
jedzenie jest dobre. - Skrzywił się zabawnie. - Ale trudno im będzie dorównać twoim
specjałom.
Roześmiała się i nagle wszystko stało się łatwiejsze. Dobrze było siedzieć obok
niego i gawędzić nad wspólnym menu, niedługim, ale wypełnionym pysznymi pro-
pozycjami.
Delikatny flirt nabrał nowego wymiaru, a uświadomienie sobie tego okazało się
naprawdę ekscytujące. Po raz pierwszy w życiu spotkała mężczyznę, który był nią po-
ważnie zainteresowany.
Na deser Justin zamówił dwa słynne suflety czekoladowe, specjalność szefa kuch-
ni.
- Kawa? - zapytał kelner.
- Zastanowimy się jeszcze - odpowiedział Justin. - Jak uważasz, kochanie?
I oto nadszedł moment, kiedy powinna podjąć decyzję, czy zechce zakończyć wie-
czór u niego.
Kelner odszedł, ale przy stoliku pojawił się ktoś inny.
- Justin! Nie spodziewałbym się spotkać ciebie tutaj!
Poniosła głowę, zaskoczona brzmiącym w głosie nowo przybyłego wyzwaniem.
Gość okazał się raczej młodym mężczyzną o okrągłej, mopsowatej, nieładnie zaru-
mienionej twarzy.
- To restauracja, Clive, a wszyscy musimy jeść - odparł chłodno Justin. - Nawet ty
- dodał, zerkając na masywną postać, obleczoną w dopasowany granatowy garnitur. - Nie
będziemy cię zatrzymywać.
- Nie ma problemu, siedzimy tam - machnął nieprecyzyjnie dłonią. - Rodzinne
przyjęcie. Nie mogli uwierzyć własnym oczom, więc podszedłem, żeby się upewnić. -
Zamilkł na chwilę. - Widzę, że dobrze ci się powodzi. Wszystko gra, żadnych zmar-
twień? Najwyrazniej dochodzisz do siebie pod każdym względem.
Tallie zauważyła wycelowaną w siebie parę chytrych, brązowych oczek.
- Jeżeli mam być szczery, trochę za młoda dla ciebie, co chłopie? Nie wiedziałem,
że lubisz małolaty.
R
L
T
Justin skinął na najbliższego kelnera.
- Wydaje mi się, że pan Nelson chciałby dołączyć do przyjaciół. I rezygnujemy z
sufletu. Wezmiemy tylko kawę.
- No, no, nie uciekajcie z mojego powodu. Już sobie idę. Zawsze miło cię widzieć,
stary. Wszystkiego dobrego, dziewczynko.
Kiedy odszedł, przy stoliku zapadło milczenie. Justin unikał jej wzroku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]