[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szklanek z ciemnym piwem. Boston cooler...
- Musiałabyś płacić weterynarzom - ciągnął Alex.
- Masz wszędzie porozstawiane te kosztowne cacka. Zwłaszcza przy airedalu...
To nie jest mały pies. Jeden ruch ogonem i zostawia za sobą skorupy...
Powiedziałem Jeffowi, że nie zechcesz mieć psa...
- Nie widzę powodu, dlaczego miałabym nie chcieć
- powiedziała podając mu szklankę.
Ciemne oczy popatrzyły na nią uważniej. Właśnie wymienił z pół tuzina takich
powodów. - A do tego nie lubisz psów - dodał od niechcenia.
- Całe życie chciałam mieć psa - powiedziała w zamyśleniu. - Lubię koty, to
prawda, ale zawsze chciałam mieć psa.
- Obiecałem Jeffowi, że z tobą pogadam, ale nie myśl, że cię namawiam. Nawet
nie zgadzam się z Jeffem. Ale obiecałem, więc mówię.
RS
- Dotrzymałeś słowa. A ja zdobędę dla niego psa. Jeżeli to możliwe - choćby
jutro!
W kuchni paliło się tylko światło nad zlewem. Twarz Alexa była ukryta w
cieniu, a jednak czuła, że jej się przygląda. Było jej jakoś nieswojo. Przenikało
ją poczucie bliskości mężczyzny, którego nigdy nie doświadczyła z innym i
którego nie miała najmniejszej ochoty doświadczać z nim teraz.
- Alex, pies nie jest taki ważny - powiedziała lekko. Nie odpowiedział. Dalej
czuła na sobie jego wzrok i nagle wytrąciło ją to z równowagi. Postąpiła wbrew
własnej naturze rozśmieszając go. Niezgodne z jej zasadami było to, że widział
ją bez makijażu i nic a nic sobie z tego nie robiła, i także dziwne było to, że
chciała mieć psa. Wystarczająco długo zachowywała się wbrew sobie z powodu
byłego męża. Rozzłościło ją to.
- To jest waterford - powiedziała wskazując szklankę w jego ręku. - Wiedziałeś
o tym?
- Nie.
- Zawsze pijesz u mnie z kryształowych szklanek. Czy wiesz dlaczego, Alex?
Nie odpowiedział. Zrobiła więc to sama. - Powiem ci! Dlatego, że zawsze
patrzyłeś na te kryształy, jakby to było błoto. Zawsze cię irytowały! Kiedy się
pobraliśmy, przywiozłam do domu te kryształy a także porcelanę i srebra.
Nienawidziłeś ich, Alex!
Dalej patrzył na nią w milczeniu.
- Do diabła z tobą - powiedziała cicho. - Taki ukryty snob. Myślałeś, że to ja
jestem snobką. Przez myśl ci nie przeszło, że te rzeczy - to wszystko, co mi
zostało po matce, której nawet nie znałam. I do cholery, nie muszę tego nikomu
tłumaczyć! Ani teraz, ani nigdy! Po prostu były... były mojej matki. Tak, miałeś
rację, że są dla mnie cenne. Taki byłeś pewny, że cenię rzeczy dla nich samych!
Myślałeś, że wszystko o mnie wiesz. Do cholery, nawet jej nie znałam. Miałam
tylko te przedmioty...
RS
Szklanka stuknęła o stół. Mówiła tak spokojnie, że nie przyszło jej do głowy, że
wywoła awanturę. Słyszała jego kroki, chociaż nie mogła go widzieć przez łzy,
z którymi starała się walczyć wszelkimi siłami. Była taka zmęczona. Zeszłej
nocy nie zmrużyła oka. Gdyby nie to, nigdy nie wspomniałaby nawet słowem...
Ale to jeszcze nie powód, żeby robić awanturę.
Alex objął ją nagle, a jego wargi zamknęły jej usta. Było w tym geście tyle
różnych emocji! Był zły - wyczuwała to - a kiedy się złościł, potrafił być
niebezpieczny.
- Do licha - wyszeptał. - Dlaczego mi nigdy nie opowiedziałaś o swojej matce?
Dlaczego nigdy nie mówiłaś, że chcesz mieć psa. Myślisz, że nie dałbym ci stu
psów?! - pieścił wargami jej usta, a ręce zacisnął na jej ramionach tak mocno,
jakby za chwilę miał nią z całej siły potrząsnąć... Ale nie zrobił tego. Przeciwnie
-jego palce nagle stały się delikatne, łagodnie ugniatały jej ramiona, potem
przesunęły się wzdłuż jej ramion, wplotły we włosy.
Czuła smak drinka na jego języku. I czuła coś więcej - coś słodkiego, gorącego i
bardzo przyjemnego.
Pocałunki koiły i domagały się następnych pieszczot. Spowijały ją bladymi
oparami słabości. Dotknął delikatnie jej czułego miejsca w zagłębieniu
obojczyka, przesunął wargami po muszelce ucha. Nagle poczuła, że jej własny
sweter pali ciało. I zaraz jego dłonie pospieszyły na ratunek, łagodząc chłodnym
dotykiem te miejsca, które chciała, aby dotykał.
Zawsze to wiedział, a kiedy przyciągnął ją do siebie, była mu posłuszna.
Zamknął ją w ramionach. Jak zawsze.
- Alex... - zadrżała. Stephanie odwróciła głowę, aby uciec przed następnymi
pocałunkami, ale zamiast się odsunąć, ukryła twarz na jego ramieniu, przytuliła
się mocniej. Twarda jak skała pierś była tak znajoma i bliska. Dawała ukojenie.
Jej piersi były napięte, ale bezpieczne w jego twardym uścisku. Już wiedziała,
że nie spadnie głową w przepaść. Przynajmniej tak długo, jak on będzie trzymał
ją w ramionach. Dłoń Alexa wysunęła się spod jej swetra. Wygładził go
RS
starannie ciągle ją obejmując i nie odrywając warg od jej słodko pachnących
włosów.
Wreszcie uniosła ku niemu oczy ocienione długimi rzęsami. Była blada.
- Co się z nami dzieje? - wyszeptała.
- Nie wiem. - Niewiele go to w tej chwili obchodziło. Zburzył jej włosy. Kochał
jej włosy wtedy, gdy sam nadawał im kształt. Szpilki powypadały i cieniutkie
pasemka rozsypały się wokół skroni. Odgarnął je do tyłu łagodnym gestem.
Jego serce biło szybciej niż jej. Poczuł się zraniony do żywego.
- Jesteśmy już za mądrzy... - wyszeptała nieszczęśliwym głosem.
- Tak.
- Przez te wszystkie lata, nigdy dotąd...
- Tak.
- Alex, to wcale nie znaczy, że dalej ci na mnie zależy - westchnęła i odsunęła
się.
Dłoń, która miała wygładzić jej włosy, zawisła w powietrzu i opadła bezradnie.
Jego oczy pociemniały nagle jak noc. Przyglądał jej się uważnie. Instynkt
podpowiedział mu, że to bardzo ważne, aby dalej wierzyła, że tak jest istotnie.
- Będziemy musieli uważać, żeby to się więcej nie powtórzyło - powiedział
cicho nie odrywając od niej wzroku.
- Przecież oboje jesteśmy już znacznie mądrzejsi
- powtórzyła splatając ręce na piersi. Roztarta ramiona, jakby nagle zrobiło się
jej zimno.
Odwrócił się, sięgnął po kurtkę i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się jednak na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]