[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sem, bo atmosfera wokół niej zrobiła się jakaś nieprzyjemna. Na czym polegała
nieprzyjemność, nie pamięta, nie wnikał, jego zdaniem żadnego prokuratora nic
przyjemnego nie może otaczać. Podał nazwisko przyjaciółki, którą znał od dawna,
bo była to przyjazń jeszcze ze szkolnej ławy.
Rozwiedziony mąż, Stefan Borkowski, okazał się rozmowniejszy, chociaż wi-
dać było, że stara się wypowiadać powściągliwie. Stwierdził, że jakiś czas temu,
przed trzema albo czterema laty, w jego byłą żonę jakieś złe wstąpiło i zaczęła się
zachowywać skandalicznie. Różne awantury urządzała publicznie po pijanemu,
nachodziła obcych ludzi, nękała ich przez telefon, stała się zgoła kompromitująca
i on tego nie wytrzymał. W dodatku łgała, wypierała się, nie sposób było się z nią
dogadać, raz ją policja zgarnęła z ulicy do żłobka, uciekła im, dobiegły go słuchy,
że coś gdzieś ukradła, nie wytrzymał tego i wniósł sprawę o rozwód. Jest czło-
wiekiem przyzwoitym, pracującym, na odpowiedzialnym stanowisku i na takie
rzeczy nie może sobie pozwalać.
A w domu? spytał Bieżan.
W domu jej prawie nie było, a jeśli była, siedziała z nosem w papierach,
wcześniej w aktach prokuratora, pózniej w jakichś tekstach, artykułach, korespon-
dencji. . . Dzieci były zmuszane do samoobsługi, jako matka chyba nie zdała eg-
zaminu. . .
Bywała pijana także i w domu?
Nie. W domu nie. Korespondowało to ściśle z kłamstwami, że wszystko
nieprawda, ona nic nagannego nie robi. Głupio mi było strasznie, czułem się per-
manentnie oszukiwany. . .
Nazwisko przyjaciółki potwierdził, ale przyjaciółki w domu nie było i Bieżan
nie zdążył jej dopaść, przed nocą. Za to Robert Górski przyniósł wieści odmiennej
natury, pochodzące od rodziców, ściślej biorąc, od ojca, bo matce nie uwierzył.
Jego zdaniem, każda matka miała prawo wybielać córkę.
Mimo szoku i rozpaczy, ojciec wypowiedział się rozsądnie i stanowczo.
Rozmawiałem z córką. Niewiele powiedziała, bo przywykła swoje spra-
wy załatwiać sama, ale jednak poskarżyła się. Jakieś plotki o niej krążą, ktoś się
specjalnie stara, żeby ją obgadać, obmówić. . . Nie miała czasu ani chęci badać
tego wnikliwie, zajęta była, dużo pracowała, trochę to traktowała lekceważąco
i z humorem, bo też istotnie były to rzeczy bez sensu. Absurdalne. Nie wyobra-
żam sobie mojej córki, ordynarnie wymyślającej komuś na ulicy. Jestem praw-
22
nikiem, cywilistą, wielokrotnie radziła się mnie w sprawach służbowych, rzecz
jasna, w ramach obowiązkowej dyskrecji. Pózniej też zajmowała się kwestiami
prawnymi, w różnych redakcjach, też konsultowała ze mną rozmaite problemy.
Nie wiem, nie rozumiem, dopuszczam możliwość, że mścił się na niej w ten spo-
sób ktoś kiedyś skazany. . .
Czystym przypadkiem w chwili jego rozmowy i ojcem odezwał się telefon.
Jakaś osoba z jakiejś redakcji poszukiwała Barbary Borkowskiej, znała ją dosko-
nale, znała telefon rodziców, pytała, czy jej tam przypadkiem nie ma, bo ma pilną
sprawę, a komórka nie odpowiada. Robert skorzystał z okazji i w godzinę pózniej
porozmawiał także z osobą.
No i całkiem nic z tego nie rozumiem powiedział z irytacją do Bieża-
na, kiedy o poranku omawiali wyniki dotychczasowego dochodzenia. Pracują-
ca kobieta, świetny prawnik, obowiązkowa, inteligentna, punktualna, sympatycz-
na, życzliwa ludziom, a równocześnie pijaczka, awanturnica, nieodpowiedzialna,
puszczalska, teraz to się elegancko nazywa nimfomanka, szlajająca się po knaj-
pach, zatruwająca ludziom życie. Czy tam, pod tym śmietnikiem Chmielewskiej,
nie leżały przypadkiem dwie osoby? A myśmy jedną przeoczyli?
Mam dokładnie to samo wrażenie zapewnił go Bieżan. Ciekawa po-
stać. Dzięki czemu motywu zbrodni możemy szukać w czterech stronach świata.
Zaczynam rozumieć za to drugą żonę tego męża.
Bo co?
Bo w pierwszej chwili zdziwiłem się, tak jakoś odruchowo i podświado-
mie, że wziął sobie obladro. Cicha myszka, taka bezbarwna, małomówna, jakby
jej wcale nie było. Nawet ładna, ale ciężko się w niej urody dopatrzeć, bo nie
eksponuje. Nieefektowna. Wpatrzona w niego jak w obraz święty, widać, że nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]