[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieprzyjaznie:
Jestem bardzo wdzięczny mojej matce,
że nauczyła mnie, jak opierać się twojej sile.
To tylko przyszedłem powiedzieć.
Diogenes był wyraznie zbity z tropu.
Czemu tak uparcie idealizujesz tÄ™
kobietÄ™?
Mama ma dobre serce odpowiedziałem
mu zgodnie z przekonaniem. Twoje serce
jest bezładną plątaniną niekończących się
korytarzy.
Wybuchnął szaleńczym śmiechem, by
wreszcie po paru minutach przemówić:
O, tkwisz w grubym błędzie, Hectorze.
Lepiej byłoby, gdybyś oswoił się z myślą
o zepsuciu twojej matki, nim prawda o jej
przewinieniach spadnie na ciebie jak grom
z jasnego nieba.
Bardzo byłem ciekaw, co ten stary
szachraj był jeszcze w stanie wymyślić, by
oczernić moją matkę.
Proszę mnie zatem z nią oswoić
rzuciłem wyzywająco.
Pełną napięcia ciszę przerwał odgłos
spuszczania wody w toalecie madame Valerii.
Nie jesteÅ› pierwszym owocem mojego
krótkiego związku z Matilde Hechicero rzekł
Diogenes z podłym uśmieszkiem, gdy wreszcie
woda przelała się do końca. Nim przyszedłeś
na świat, Matilde powiła dziewczynkę, której
pozbyła się wkrótce po jej narodzinach,
zostawiajÄ…c pod drzwiami klasztoru.
Roześmiałem się, gdyż było dla mnie
oczywiste, że moja święta matka nie mogła
skalać swojego sumienia czynem tak
haniebnym. Diogenes również wybuchnął
śmiechem.
Idz do klasztoru żeńskiego Valldonzella
i pytaj o siostrę Carmen. Jak wrócisz,
pośmiejemy się razem.
Kierowany ciekawością, nazajutrz z rana
udałem się prosto do klasztoru Valldonzella.
Widok ogromnej i blizniaczo podobnej do mnie
samego Carmen, którą przeorysza pozwoliła
mi odwiedzić, gdy dotarłem do klasztoru,
rozwiał moje wątpliwości. Miałem siostrę.
Moja matka miała córkę.
Jestem twoim bratem! wykrzyknÄ…Å‚em
pod wpływem emocji.
Jej zamglone oczy, w których tlił się
jedynie rygor klauzury, zdradzały absolutny
zanik życia uczuciowego.
Wszyscy są moimi braćmi
odpowiedziała beznamiętnie, po czym poszła
oddać się kontemplacji.
Jakkolwiek w dalekiej przyszłości
poznałem Carmen bliżej, a nawet uczyniłem ją
powierniczką moich najgłębszych tajemnic;
wówczas uczułem na jej widok jedynie
bezbrzeżny ból. Nie mieściło mi się w głowie,
że moja kochana matka mogła lata temu
uczynić rzecz tak potworną, jak zostawienie
bezbronnego dziecka na pastwÄ™ losu. Prosto
z klasztoru przyleciałem zziajany do domu i od
progu miotnÄ…Å‚em w mamÄ™ pytaniem, czy przed
trzydziestu laty zostawiła własne niemowlę
pod drzwiami klasztoru. Nie zaprzeczyła.
Nigdy nie dałem ponieść się emocjom w takim
stopniu. Nie słuchałem tłumaczeń mamy, która
twierdziła, iż zrobiła to z rozkazu mojego ojca
zawstydzonego, że spłodził osobę
o przeciętnej inteligencji. Mnie, człowieka
zaślepionego wiecznym poczuciem racji, nie
interesowało, co miała mi do powiedzenia
moja własna matka.
Postanowiłem uciec, wyruszyć przed
siebie, oddalić się od kobiety, która tyle lat
służyła mi za wzór cnót moralnych, a okazała
się podlejsza niż wszyscy przestępcy
zapełniający miejskie więzienia razem wzięci.
Na tablicy informacyjnej w hallu głównym
mojej uczelni wisiało akurat ogłoszenie
o wyjezdzie do Afryki organizowanym przez
Saturnina Caballo. Nie zwlekajÄ…c ani chwili,
dołączyłem do jego orkiestry i na trzy i pół
miesiąca opuściłem Hiszpanię. Nabuzowany
negatywnymi emocjami, zachowywałem się
podczas wyjazdu jak najgorszy parszywiec
i egoista, licząc na to, że po powrocie,
wyprany z gniewu, powrócę do dawnego życia.
Myliłem się, moje życie nigdy nie miało już
być takie samo. Gdy wróciłem, matka nie
należała już do żywych cały świat poza mną
jedynym wiedział, że podczas mojej
nieobecności w Barcelonie, spłonęła
w pożarze Gran Teatre del Liceu. Nigdy nie
dowiedziałem się, co się tak naprawdę
wydarzyło i, prawdę powiedziawszy, to
interesowało mnie najmniej. Najważniejsze, że
przez własną pychę nie zdążyłem się pojednać
i należycie pożegnać z tą, która nauczyła mnie,
jak żyć mądrze i uczciwie.
Z najszlachetniejszÄ… i najsilniejszÄ… kobietÄ…,
jaką znałem. Nigdy już nie uwolniłem się od
poczucia winy.
To był moment, kiedy ostatecznie
zwątpiłem w siłę umysłu. Skazałem się na
wieczną ekspiację, dołączając do orkiestry
Gran Teatre del Liceu jako nieznany nikomu
osobnik o ponurym usposobieniu, zerowej
błyskotliwości i miernym intelekcie.
Rozpocząłem żywot przeciętniaka, odrywając
mój potężny umysł od reszty ciała, gdyż
niepasujący do takiego stylu życia geniusz
ciążył mi i urągał, jak niepotrzebny szósty
palec, trzecia noga, poczwarna narośl na
skórze&
Chciałoby się już zakończyć tę historię,
chciałoby się, żeby na scenę nie wkraczała już
postać Diogenesa Ganzúi. Niestety, ta
przeklęta więz z szalonym geniuszem nie
przestawała oddziaływać na mój los. Tydzień
po tym, jak poÅ›lubiÅ‚em twojÄ… mamÄ™, Ganzúa
wezwał mnie do swojej siedziby, gdzie
poinformował mnie, że wie o mojej zmianie
stanu cywilnego.
Jeden z moich szpicli zainwestował
w koloratkę wyjaśnił. I życie twojej żony
może wisieć na włosku, jeśli mi teraz nie
pomożesz dodał groznie.
Zamarłem z przerażenia. Nie mogłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]