[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lekkie zmarszczki na brzuchu, jakby urodziła dziecko przed laty, a
nie zaledwie miesiąc temu.
W końcu poczuła się czysta i zakręciła wodę. Szybko wytarła się,
uczesała, włożyła szlafrok i wróciła do pokoju dziecinnego.
Spojrzała do łóżeczka i zmartwiała. Jamisona nie było, kocyk leżał
z boku na pustym materacyku. Uczuła narastającą panikę. Okno było
zamknięte. Alarm nie zadzwonił. Opanowała strach i wyszła z
pokoju. Zanim dotarła do kuchni, już wiedziała, że synek jest
bezpieczny. Idąc przez hol, słyszała, jak Dominik przemawia do
dziecka.
Zajrzała do kuchni i cofnęła się. Nagle zabrakło jej tchu. Dominik
tulił Jamisona do nagiej, umięśnionej piersi. Niskim głosem szeptał
czułe słowa i uspokajał rozkapryszonego malca.
Melissa oparła się o ścianę holu, słuchając przez chwilę. Serce biło
jej mocno. To było tak, jakby jedno z jej marzeń nagle się
urzeczywistniło -jakby kochający ojciec kołysał w ramionach syna.
Ogarnęło ją wzruszenie. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko,
uświadamiając sobie, że jest niebezpiecznie bliska beznadziejnego
zakochania się w Dominiku Marcoli.
- Zaczął płakać, kiedy byłaś pod prysznicem - wyjaśnił Dominik
wchodzącej do kuchni Melissie. Zaczerwienił się, czując jej wzrok na
swej nagiej piersi. - On, hm, zwymiotował na mnie, kiedy go
podniosłem. Może przed twoim powrotem go przekarmiłem.
- Daj, wezmę go. - Biorąc z rąk Dominika dziecko, musnęła
palcami jego pierś. Udało mu się nie drgnąć; zastanawiał się, czy ona
ma pojęcie, jakie wrażenie na nim wywiera.
103
RS
Zaczęła przechadzać się po kuchni. Przemawiała czule do synka,
całowała go, głaskała i poklepywała, wkładając w to całą matczyną
miłość. Szlafrok rozchylał się, ukazując długie, zgrabne nogi, ale
Melissa nie była tego świadoma. Skupiła się wyłącznie na dziecku.
Dominik odwrócił się, miał wrażenie, że w kuchni nagle zrobiło
się dziwnie duszno i gorąco. Nie był pewien, dlaczego puls tak mu
przyspieszył. Może to dlatego, że, do diabła, ona wyglądała tak
ponętnie w tym brzoskwiniowym, jedwabnym szlafroku. A może po
prostu brakowało mu Melissy i teraz z nadmierną wrażliwością
reagował na jej obecność.
- Jesteś głodna? - zapytał, otwierając lodówkę i zerkając do
środka.
- Nie, ale ty zjedz.
- Właściwie ja też nie jestem głodny. Chciałabyś porozmawiać? -
Potrzebował czegoś, czegokolwiek, co pomogłoby mu nie myśleć o
kuszącym ciele okrytym jedynie szlafrokiem.
- Ale nie o rozprawie, aresztowaniu i morderstwie. Już mi się
niedobrze robi od rozmawiania o tym. Zwalniam się z racjonalnego
myślenia na dzisiejszy wieczór. - Usiadła przy stole i jeszcze raz
pocałowała Jamisona w czubek głowy. - Jak dobrze być w domu.
Tęskniłeś za mną, kochanie? Tęskniłeś za mamą? - zapytała synka. -
Och, Dominik, popatrz... on się uśmiecha! - zawołała radośnie i
Dominik podszedł, by zobaczyć minę chłopczyka. - Widzisz? -
dopytywała się, a jej oczy przybrały błękitny odcień nieba póznym
latem.
- Wygląda jak najprawdziwszy uśmiech - zapewnił ją Dominik.
- Chciałabym, żeby to był prawdziwy uśmiech. To mnie jakoś
podnosi na duchu, że mimo całego tego koszmaru, w jaki ostatnio
zmieniło się moje życie, ten malec potrafi się śmiać.
- On wie tylko, że jest mu ciepło i bezpiecznie i że jest kochany -
odparł Dominik.
- Wszyscy tego pragniemy, czyż nie?
- Chyba tak - odpowiedział Dominik, nieco speszony.
Przygładziła zmierzwione włoski Jamisona.
104
RS
- Temu chłopcu będzie potrzebny ojciec chrzestny. Jesteś
pewien, że nie zmienisz zdania?
- Melisso, jestem chwilowym gościem w twoim życiu. .. w życiu
Jamisona. To nie byłoby fair, gdybym został jego ojcem chrzestnym.
Dominik dobrze wiedział, że jego słowa brzmią obcesowo, jeśli nie
brutalnie. Musiał jednak jasno postawić sprawę, aby Melissa
zrozumiała, że żadne z nich nie powinno robić sobie nadziei na coś,
co nie ma racji bytu.
- Może i tak - powiedziała niezbyt przekonana. Nie patrzyła mu
prosto w oczy i wiedział, że jest rozczarowana jego odpowiedzią.
Wiedział też, że za wszelką cenę musi zachować dystans. Inaczej,
wbrew przyrzeczeniom i planom, ulegnie rodzącemu się uczuciu.
Widok Melissy w domowym stroju, z dzieckiem na rękach, mówiącej
o tęsknocie za miłością, poruszył go do głębi.
- Masz w garażu jakieś worki z nasionami. To pokarm dla
ptaków?
- Tak... a czemu pytasz?
- Zauważyłem dziś rano, że karmniki są puste. Nasypię do nich
ziarna. Zamknę drzwi od zewnątrz - dodał, po czym niemal uciekł.
W garażu chwycił jeden z worków z nasionami i wystukał kod,
otwierający garażową bramę, zamknął ją za sobą, po czym włączył
system alarmowy.
Szedł przez ogród, głęboko wdychając ciepłe, wiosenne powietrze.
Musi zapanować nad uczuciami, z jakimi w swoim mniemaniu
pożegnał się na zawsze, a jakie obudziła w nim Melissa. Od chwili
gdy wysiadła z samochodu Tylera i Samanthy, Dominik czuł się
wytrącony z równowagi. Może ma to coś wspólnego z faktem, że
prawie całą dobę opiekował się jej synem. Może nosząc, karmiąc i
tuląc Jamiego w jakiś sposób zbudował więz z jego matką. Albo może
tak reagował na obecność Melissy, bo poprzednią noc spędził na jej
łóżku w pokoju dziecinnym. Prześcieradła pachniały jej perfumami.
Ojciec chrzestny. Z jednej strony marzył, by nim zostać. Z
Jamisonem, któremu pomógł przyjść na świat, połączyły go
szczególne więzi. Zdawał sobie z tego sprawę, czuł to. Z drugiej
105
RS
strony - i to było silniejsze - obawiał się, że w ten sposób Melissa
stanie mu się zbyt bliska. Już teraz za bardzo mu na niej zależało. I po
co mu to było! Same komplikacje.
- Postanowiłam ci pomóc - usłyszał, nagle wyrwany z zadumy.
Uniósł wzrok. Melissa przebrała się w kwiecistą sukienkę bez
rękawów, lekko opinającą piersi i wdzięcznie spływającą aż do
ziemi.
- Gdzie dziecko?
- Zpi.
- Mam nadzieję, że wzięłaś klucz, bo nie wejdziemy do domu.
- Pomyślałam o tym. - Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła pęk
kluczy. Uśmiechnęła się i usiadła na ławce. - Już prawie lato. Mam
nadzieję, że będę mogła spędzić je tutaj - dodała cicho.
- Na pewno - odburknął Dominik, napełniając ostatni karmnik. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl