[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To nie wszystko, moi drodzy! - oznajmił. .,.- Bo ja mam dla was jeszcze niespodziankę!
- Niespodziankę?! - Ned z radości klasnął w ręce. - A co to za niespodzianka?
- Niestety, wspólniku! Jeśli powiem ci, przestanie być niespodzianką.
I Montana dalej spokojnie opróżniał swój talerz. Reszta biesiadników niby też jadła, ale jakoś z
mniejszym entuzjazmem. Dzieci wierciły się i co chwila popatrywały na Montanę. Nawet Summer,
zwykle tak opanowana, właściwie nie odrywała od niego oczu.
Montana podniósł kubek, przytknął do ust i w tym momencie zobaczył cztery pary oczu uważnie w
niego wpatrzonych. OdstawiÅ‚ kubek i rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™·
- Widzę, że aż skręca was z ciekawości. Nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć wam, co to za
niespodzianka. Postanowiłem, że dzisiejszego dnia nie ruszamy w dalszą drogę, tylko pojedziemy do
miasta.
- Do miasta? Po co? - zawołała Summer.
- Po prostu dla przyjemności. Zrobimy zakupy, pospacerujemy po mieście, a potem chciałbym wszystkich
zaprosić na kolację do pensjonatu. Co wy na to?
- Zaprosić nas?! Na kolację do pensjonatu?! Ojej!
Pansy i Ned, wydając z siebie rad.osne okrzyki, poderwali się z trawy, złapali za ręce i zaczęli tańczyć z
radości. Mała Hannah, naturalnie, też wstała i nieco wolniej zaczęła podskakiwać na grubych nóżkach,
zabawnie naśladując ruchy starszego rodzeństwa. Wszyscy śmiali się, podziwiali ją i klaskali. Summer
jednak po chwili spoważniała. Zamyśliła się na moment, a potem, położywszy Montanie rękę na
ramieniu, spytała go półgłosem:
- Myślisz, że to rozsądne? T en wyjazd do miasta?
Uśmiechnął się i pogłaskał ją po dłoni.
- Nic się nie stanie, Summer. Nawet jeśli ten agent Pinkertona podąża naszym śladem, i tak wyprzedzamy
go wiele mil. Możemy Å›miaÅ‚o zostać tu do wieczora, a nocÄ… ruszymy w dalszÄ… drogÄ™·
Summer też uśmiechnęła się, już uspokojona, i rzuciwszy mu rozradowane spojrzenie, ścisnęła go lekko
za ramiÄ™.
- Dziękuję, Montana. To wspaniały pomysł. A on oddałby życie za to, żeby codziennie widzieć taki
wyraz oczu Summer. Słyszeć jej pełen słodyczy głos, jak teraz, kiedy dziękuje mu za coś, co wcale nie
jest czymÅ› nadzwyczajnym.
Tak. Oddałby życie. Bo teraz poczuł się najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.
- Zabierajcie się do jedzenia! - rzucił niby szorstko, a tak naprawdę rozpierała go radość. - Mam nadzieję,
że sterczałem nad tym ogniskiem nie na próżno. Kiedy wrócę znad strumienia; wszystko ma być
zjedzone!
Raznym krokiem ruszył nad strumień. Pansy odczekała chwilę i spojrzawszy na Summer, uśmiechnęła
siÄ™ znaczÄ…co:
- Chyba już pani wie, na czym polega to uzdrawiające dotknięcie, o którym mówiła moja mama.
Summer pochyliła głowę, czując, że jej policzki robią się szkarłatne.
- Chyba już wiem, Pansy ...
Cygański wóz Siostry Dobroci jechał nieśpiesznie zieloną łąką, upstrzoną polnymi kwiatkami. Niebo w
górze było błękitne i czyste, bez jednej chmurki. Wszyscy podróżni również pogodni jak to niebo,
chociaż do przebycia mieli spory kawał drogi'. Dlatego Summer, żeby czas się dzieciom nie dłużył,
zainicjowała wspólne odśpiewanie jednego z podniosłych hymnów. Montana cierpliwie poczekał, aż
niewielki chór skończy śpiewać świętą pieśń i spytał, niby mimochodem:
- Opowiadałem wam już o tej Cygance, co umiała wróżyć z ręki?
Wszystkie głowy odwróciły się ku niemu. A Montana uśmiechnął się szelmowsko.
- Rzeczywiście, umiała. Ale naj ciekawsze było coś innego. Ona mówiła, że nazywa się Zachwycający
Wdzięk.
Ned i Pansy zachichotali. Summer z trudem udawaÅ‚o siÄ™ zachować powagÄ™·
- Dorosłych powinniście darzyć szacunkiem, nie wolno się śmiać z tego, co mówią - powiedziała surowy
głosem, po czym sama wybuchnęła głośnym śmiechem.
I tak śmiali się już do końca podróży, słuchając dykteryjek, którymi Montana sypał jak z rękawa. A jedna
była bardziej niemądra od drugiej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]