[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pękł, gdy prowadziła samochód albo była sama w domu, prawdopodobnie nie przeżyłaby. Ale
to zdarzyło się tutaj. A Ben nie mógł poprzestać na zawiezieniu jej do szpitala.
Pózniej zmuszał ją do powrotu do normalnego życia. Kiedy się potykała, wspierał ją i
stopniowo zaczęła mu bezwarunkowo wierzyć.
Nie polegaj na mnie, bo nie mogę cię ochronić powiedział kiedyś, ale mu nie
uwierzyła. I chronił ją... przed samotnością, zwątpieniem, ale przede wszystkim przed
rezygnacją.
Zadrżała. Zobaczyła teraz siebie w zupełnie innym świetle. To, co nazywała pewnością
siebie, teraz określała mianem arogancji. To, co uważała za profesjonalizm, teraz wydawało
się jej zwykłą niecierpliwością. A to, co brała za samowystarczalność, okazało się strachem
przed związaniem się z drugim człowiekiem.
Dopiero śmiertelna choroba przebiła twardą skorupę jej zarozumiałości. Przeżyła, ale
choroba zostawiła jej ogoloną głowę i luki w pamięci, które zwiększyły jeszcze jej podatność
na ciosy. Ale z drugiej strony teraz pełniej uświadamiała sobie własne człowieczeństwo.
Ben był przy niej przez cały czas. I zakochała się w nim. Dlaczego nie próbowała
wyplątać się z tego wszystkiego za pomocą kłamstwa? Dawna Juliana zrobiłaby to chociażby
dlatego, że wysokość stawki była wystarczającym usprawiedliwieniem. Nowa Juliana nie
mogłaby z tym żyć.
Pogrążona w rozpaczy poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na głowie. Krzyknęła i
wyprostowała się gwałtownie.
Ciemny kształt w ciemnym pokoju był Benem. Rozpoznała go natychmiast. Wystarczyła
siła płynąca z jego dłoni.
Proszę szepnęła. Przepraszam, że cię oszukałam.
Nie tłumacz się. Jego zazwyczaj szorstki głos sprawiał wrażenie jeszcze surowszego.
On chce mnie stąd wyrzucić, pomyślała przerażona. Oblizała wargi, szukając słów, które
by coś zmieniły.
Musisz mi dać szansę, Ben. Nienawidziła tego drżenia w głosie. Musi zmusić go, by
jej wysłuchał. Może nawet padnie mu do nóg. Zrobi wszystko, absolutnie wszystko, by
zrozumiał. Wszystko co zrobiłam, zrobiłam, bo...
Cicho bądz. Przyciągnął ją do siebie. Twoje słowa niczego nie zmienią.
Nie mów tak. Złapała go za poły smokingu. Musisz...
Czy nie zamierzasz przestać?
Objął ją i wtulił twarz w zagłębienie jej szyi. Przez chwilę stała nieruchomo, zbyt
zaskoczona i zmieszana, by zrozumieć, co się dzieje. Trzymał ją tak mocno, że czuła bicie
jego serca, słyszała nierówny oddech.
Drżąca i niepewna, otoczyła dłońmi jego plecy, pragnąc zatrzymać go w tym uścisku na
zawsze.
Westchnął.
To już lepiej. Teraz zachowam się odpowiedzialnie i dam ci wybór. Chcesz rozmawiać
czy... do diabła. Nie dam ci wyboru.
Pochylił się i zarzucił ją sobie na ramię.
Co robisz? zawołała. Powiedziałeś, że mam wybór.
Kłamałem. Wniósł ją do sypialni. Wsunął dłoń pod szarą gazową spódnicę Juliany i
pogładził jej nogi. Jęknęła.
Rzucił ją na łóżko i pochylił się, by zapalić światło.
Poczekaj chwilę błagała bez tchu. Nie możemy tego robić... póki nie zrozumiesz,
dlaczego tak głupio postąpiłam.
Głupio? Szarpnął muszkę i odrzucił ją w kąt, a w ślad za nią smoking. Czy to
głupie, kiedy kocha się kogoś tak mocno, że próbuje się mu pomóc, czy tej pomocy chce, czy
nie? Mówił gwałtownie, ale bez złości. Rodzice robią to bez przerwy. Czy twoi starzy
nigdy ci nie mówili: kiedyś mi za to podziękujesz?
Oczywiście, ale im nie wierzyłam.
Nie mogła oderwać od niego zahipnotyzowanego spojrzenia. Zrzucił z nóg buty i opuścił
szelki na biodra. Klnąc z niecierpliwości, usiłował rozpiąć koszulę. Wreszcie rzucił ją na
podłogę.
Do diabła, ale jesteś uparta. Opadł na kolana na łóżko obok niej. Nie dotykał jej,
patrzył tylko w oczy. Czy mnie kochasz? spytał łagodnie.
Och, tak. Kocham cię. Właśnie dlatego...
Ja też cię kocham powiedział. Tylko to się liczy w tej chwili. Bądz cicho i pocałuj
mnie.
Nigdy żadne polecenie nie sprawiło jej tyle radości. Gwałtownie niczym lalka na sznurku
uniosła się na łóżku i zarzuciła mu ramiona na szyję. Jej oczy pytały: Czy to sen?
Odpowiedział wolnym, łagodnym uśmiechem.
Dotknęła wargami jego ust, najpierw delikatnie, potem śmielej. Wreszcie westchnęła i
rozchyliła usta.
Wsunął jej język między wargi, próbując jednocześnie rozpiąć suwak z tyłu jej sukienki.
Nie przerywając pocałunku, zsunął sukienkę z ramion aż do talii.
Przylgnęła do niego. Pragnęła stopić się z nim w jedno. Położył ją delikatnie na łóżku,
rozbierając tak umiejętnie, że niemal nie wiedziała, co się dzieje.
Połączenie ulgi i pożądania przyprawiło ją o zawrót głowy. Kochał ją bez zastrzeżeń, tak
jak ona jego. Kochał ją na tyle mocno, że ufał jej, a ona oddawała mu się z ufnością.
Położył się obok Juliany. Materac ugiął się pod jego ciężarem. Wziął ją w ramiona i
poczuła jego twarde, gorące ciało przy swoim..
Otwórz oczy rozkazał, a potem dodał łagodnie: Proszę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]