[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wysoka temperatura powietrza...
- Sądzę, \e... to z powodu upału - powiedziała, starając się, by zabrzmiało to beztrosko. Prawie jej się udało.
- Nie jestem typem kobiety, która wzbudzałaby w mę\czyznach zainteresowanie.
- Kolejna rzecz, co do której mamy odmienne zdanie. Jestem mę\czyzną i mogę przedstawić najprawdziwsze dowody
po\Ä…dania, jakie we mnie wzbudzasz.
Shelby, zawstydzona, spuściła wzrok.
- Obejrzymy dom? - zaproponował. W jego oczach lśniły ogniki. Ujął dłoń Shelby i poprowadził ją w stronę budynku.
Chmury stawały się coraz ciemniejsze, wzmagał się te\ wiatr od morza, lecz Shelby i Garrett, nie zwracając na to
uwagi, kontynuowali zwiedzanie Key West. Shelby pozwoliła Garrettowi wybrać interesujące go miejsca. Garrett miał
ochotę odwiedzić Historyczne Muzeum Wraków Morskich i Muzeum Historii Huraganów. Shelby nigdy tam wcześniej
nie była i, ku jej zdziwieniu, obydwa muzea okazały się bardzo ciekawe.
- Zawsze sądziłam, \e przyje\d\ają tu jedynie ludzie chorobliwie \ądni sensacji. Tacy, którzy zwalniają, mijając miejsce
wypadku i uwielbiają oglądać kasety wideo z prawdziwych katastrof.
- Znów generalizujesz - ostrzegł ją Garrett. - Czasami powinnaś starać się spojrzeć na pewne sprawy z innej per-
spektywy.
Shelby zamyśliła się.
- Tak, jak ty to robisz.
Zaśmiał się.
- Ktoś mógłby uznać, \e mój punkt widzenia jest mocno skrzywiony.
- Mówię powa\nie, Garrett. Zawsze jesteś otwarty na nowe sugestie, pytasz, wszystkiemu się przyglądasz, szukasz
odpowiedzi.
Shelby zdała sobie nagle sprawę, \e podziwia tego mę\czyznę i \e nie ma to nic wspólnego z pociągiem fizycznym, jaki
w niej wzbudzał. Podziwiała jego wiedzę, inteligencję i talent, z jakim potrafił osiągać sukcesy. Rozmowa z nim była
intrygująca i stymulująca. Lubiła z nim \artować i po prostu przebywać w jego towarzystwie. Poczuła się zaniepokojona i
bezbronna.
- Chyba powinniśmy wracać do Port Key - powiedziała stanowczo, odsuwając się od niego.
Garrett nie pozwolił jej odejść daleko. Przytrzymał rękę Shelby.
- Najpierw chciałbym kupić kilka prezentów. - Zabrzmiało to równie zdecydowanie jak przed chwilą słowa Shelby.
PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie.
- O, nie, tylko nie ten okropny sklep z martwymi aligatorami! - jęknęła Shelby. - Garrett, musimy wracać. Robi się
pózno. Zobacz, jakie ciemne jest niebo. I coraz mocniej pada.
- Nie mam nic przeciwko zrobieniu zakupów w bardziej, nazwijmy to, eleganckich sklepach, jeśli mnie do nich
zaprowadzisz.
- Jest tu kilka wyśmienitych księgami i galerii. Tak dawno w nich nie byłam, \e chętnie zobaczę, co mo\na tam kupić.
- Zgoda. A więc prowadz.
ROZDZIAA SZÓSTY
- Jesteś wyjątkowo wytrwały - zauwa\yła Shelby, kiedy wraz z Garrettem kulili się pod nowo zakupionym parasolem,
trzymając w rękach wypełnione prezentami torby.
- I obaliłeś kolejny mit o tym, \e mę\czyzni nie lubią chodzić po sklepach.
Na zewnątrz padał ulewny deszcz, a wiatr smagał ich strugami wody, przed czym parasol nie stanowił \adnej ochrony.
Shelby zerknęła na zegarek.
- O Bo\e, siódma! Nie sądziłam, \e jest tak pózno.
- Czas mija niepostrze\enie, kiedy się dobrze bawisz - przypomniał jej Garrett.
To prawda, spędzili razem wyjątkowo przyjemne popołudnie. Jakby byli parą zakochanych na wakacjach, szukającą
miłych zakątków, bez pośpiechu wybierającą lokalne specjały.
A teraz zapadł wieczór.
- Naprawdę musimy jechać - powiedziała stanowczo Shelby.
- Skoro nalegasz... Czy zjemy kolację przed wyruszeniem w drogę? - Pytanie Garretta zagłuszył grzmot. Shelby
zerknęła w niebo rozcięte światłem błyskawicy.
- Zdaje się, \e burza staje się coraz gwałtowniejsza.
Podmuch wiatru prawie wyrwał parasol z rąk Garretta.
- Mo\e powinniśmy odło\yć podró\ powrotną do rana. Zjemy kolację i pojedziemy do...
- Wracamy do Port Key - oświadczyła Shelby głosem nie dopuszczającym sprzeciwu. Tak łatwo byłoby ciągnąć
wakacyjną idyllę; romantyczna kolacja we dwoje bez wątpienia pasowałaby do tego sielankowego obrazka. A potem noc
w motelu, w którym, o czym oboje doskonale wiedzieli, pozostał tylko jeden wolny pokój. Potrząsnęła głową.
- Ruszamy natychmiast.
Niebo było całkowicie czarne, a cię\ka ściana deszczu przesłaniała drogę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl