[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak. Uważa, że Koalicja jest zdolna do wszystkiego. - Matt
jednak nie na darmo był politykiem. Jego twarz przybrała
nieprzenikniony wyraz.
- Nie wysilaj się, moja droga. Nic ze mnie nie wyciągniesz.
- Jesteście okropni! - zirytowała się Honey. -W końcu to mój
brat. Mam prawo wiedzieć, co się dzieje.
- Bardzo mi przykro, ale nie ze mną takie numery.
- Sztywniak! - mruknęła Honey pod nosem, odwracając się do
niego plecami. Rozejrzawszy się po sali, dostrzegła stojącą samotnie
Carey i pośpieszyła w jej kierunku. - Jak tam przygotowania do ślubu?
-zagadnęła.
Carey rzuciła czułe spojrzenie w stronę Matta.
- Nie masz pojęcia, jaka jestem szczęśliwa - szepnęła.
- Cieszę się.
- Wiem, kochanie. I życzę ci z całego serca, żebyś i ty naprawdę
kogoś pokochała.
Dobra poczciwa Carey!
- Wiem, że dobrze mi życzysz, ale to nie dla mnie.
73
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Dlaczego?
- Zrozumiesz za parę dni, kiedy poznasz resztę mojej rodziny. -
Co się ze mną u diabła dzieje, przemknęło Honey przez głowę. Co się
stało z dawną, niefrasobliwą Honey, która z zasady nie zwierzała się
nikomu ze swoich kłopotów? Może powietrze Brunhii tak na nią
działa?
- A co to ma wspólnego z twoją rodziną? - zdziwiła się Carey.
- Chcą, żebym się upodobniła do matki. Ale nie mówmy o mnie.
Opowiedz mi lepiej o najnowszych waszyngtońskich sensacjach.
- Coś rzeczywiście było we wczorajszych brukowcach - po
krótkim wahaniu odparła Carey.
- Dalszy ciąg genetycznej afery?
- Jakiej afery?
- Nie udawaj! Zawsze wiem, kiedy kłamiesz, bo wtedy nie
patrzysz mi w oczy. Co cię tak nagle zaciekawiło w tym kominku?
- Jest wspaniały.
- Faktycznie. A co było we wczorajszych brukowcach?
- Pamiętasz tego dziennikarzynę Cantrella, który narobił tyle
szumu wokół mnie i Matta?
- Oczywiście. Znowu coś wymyślił?
- Napisał, że odwiedzam seksuologa.
- Ty? - zdumiała się Honey, ale po sekundzie na jej twarzy
odmalowała się panika.
- Nie przejmuj się - uspokoiła ją Carey. - Prasa zawsze goni za
sensacjami, a ja muszę do tego przywyknąć. Nie mogę tylko pojąć,
74
Anula
ous
l
a
and
c
s
skąd akurat to przyszło mu do głowy. Ledwo zajęłam się seksem i już
miałabym mieć z tym kłopoty? Albo Matt? I to wbrew wszystkiemu,
co o nim skądinąd wiadomo? Skąd oni biorą takie idiotyczne historie?
Od kobiet, które mdleją w różanych ogrodach, odrzekła w duchu
Honey. I które idąc do terapeuty, podają nazwisko swojej najlepszej
przyjaciółki. Już otwierała usta, by powiedzieć prawdę, ale na
szczęście zdołała się pohamować, zanim powietrze Brunhii skłoniło ją
do palnięcia kolejnego głupstwa.
- Muszę iść odpocząć - mruknęła, odstawiając pustą butelkę na
stół.
- yle się czujesz?
- Byłam trochę za długo na słońcu.
- Nie wyglądasz na spaloną. Ale co ci się stało w policzek? - z
troską w głosie spytała Carey.
- Nic. To drobiazg. - Honey szybko opuściła salon. Biegła po
schodach ze ściśniętym sercem, czując nieznośne wyrzuty sumienia.
Co się z nią dzieje? Ze
złością zatrzasnęła za sobą drzwi. W ciągu jednego dnia
pozwoliła sobie spytać mężczyznę, dlaczego jej nie lubi, przeżyła
chwile niezwykłego dla niej spokoju ducha, popijając chłodzący napój
z portugalską wieśniaczką, a teraz dręczy ją sumienie, bo zrobiła
świństwo przyjaciółce. Gdzie podziała się jej dotychczasowa życiowa
dewiza:.  Niczego się nie bać i niczego nie żałować"?
Podeszła do okna i popatrzyła na morze.  Morska burza"
zniknęła z miejsca swego postoju.
75
Anula
ous
l
a
and
c
s
Joe odpłynął! Uciekł przed nią!
To niesłychane, myślała Honey nazajutrz rano, pijąc w kuchni
kawę. Chyba jestem chora. Powietrze Brunhii najwyrazniej mi nie
służy. Ale to jeszcze nie znaczy, że mam tracić resztki rozsądku.
Może Joe popłynął do Portimao po zapasy? Jeszcze go dopadnie!
Nigdy dotąd nie uganiała się za mężczyzną. To mężczyzni
uganiali się za nią, a ona wybierała, kogo chciała. A potem było bum-
bum-bum, ra-ta-ta i tak dalej, przypomniała sobie. Może więc
odwrócenie sytuacji dobrze jej zrobi? Przecież do tego właśnie dążyła,
żeby wszystko było inaczej.
- Dlaczego nie zeszłaś wczoraj na kolację? Odkąd to unikasz
towarzystwa? - spytał Marcus, kiedy weszła do salonu.
- Byłam zmęczona. - Zniknięcie Joego odebrało jej wczoraj
ochotę do zabawy. - Powiedz mi, jak złapać Amanda, żeby zabrał
mnie na stały ląd?
- Jak to, chcesz wracać do domu?
- Nie. Po prostu mam ochotę wyskoczyć na jeden dzień do
Portimao.
- Ale po co? Nie bawi cię nasze towarzystwo?
- A jak ci się wydaje? - oburzyła się Honey. - Myślisz, że to
przyjemnie grać rolę idiotki, z którą nikt nie chce rozmawiać o tym,
co się tutaj dzieje?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Nie rób mi wody z mózgu. Sama się dowiem. A na razie, nie
będę was krępować. Jadę do Portimao, żebyście mogli swobodnie
76
Anula
ous
l
a
and
c
s
omawiać sprawy, które z takim uporem trzymacie przede mną w
tajemnicy. -A w Portimao dobierze się do komputera i przeczyta
wszystko, co pisano w prasie na temat genetycznie zmutowanych
dzieci. - Powiesz mi, jak skontaktować się z Amandem?
Marcus spojrzał na zegarek.
- Wkrótce powinien wrócić. Wczesnym rankiem popłynął po
Jake'a i Tarę, którzy wieczorem przylecieli do Portimao.
Już miała odejść, kiedy coś jej zaświtało.
- Jake? Jaki Jake?
- Ingram.
- I ja mam uwierzyć, że wszyscy ci ludzie przylatują tutaj
wyłącznie z powodu twojego wesela?
- Jake jest moim starym znajomym.
- Jest również geniuszem finansowym, który na zlecenie rządu
prowadzi śledztwo w sprawie afery w Banku Zwiatowym! -
Przypomniała sobie również, że jakiś czas temu Jake Ingram
prowadził z Mattem Tynanem tajemnicze rozmowy w Białym Domu.
Honey przypomniała sobie także, że niedawno, przed swoim
wyjazdem do mieszkającej w Kansas rodziny, Carey prosiła ją o
przekazanie Mattowi zaklejonej koperty, zaklinając, żeby broń Boże
do niej nie zaglądała. Dałaby głowę, że zawartość koperty dotyczyła
tej genetycznej afery i że wszyscy oni, nie wyłączając Carey, Matta i
Ja-ke'a, są w nią wplątani. Gdy dotrze do Portimao, musi się
stanowczo dobrać do Internetu.
- Ponosi cię fantazja - oświadczył Marcus.
77
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Nie trzeba mi było pokazywać sztuczek z podnoszeniem skał -
odcięła się Honey. - A teraz żegnam. Może wrócę na kolację.
Max po raz pierwszy wybrał się do Portimao na dłużej.
Normalnie wpadał tu tylko, by uzupełnić paliwo, zaopatrzyć się w
żywność i zadzwonić do siostry do Pittsburgha. Elizabeth była jedyną
osobą, z którą utrzymywał regularny kontakt. Ponadto zostawił jej
dyspozycje co do swojej ostatniej woli. Gdyby kiedyś nie odezwał się
o umówionej porze, siostra niechybnie wszczęłaby alarm.
Dzisiaj jednak nie miał nic do załatwienia, postanowił więc zjeść
lunch w małej restauracyjce na świeżym powietrzu, z widokiem na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl