[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kolega dziennikarz, Edward Ursyn...  mówię coraz głośniej, bo wygląda na to, że Kostek nie
słucha. Jego twarz nie rezonuje moich słów. Chętnie chwyciłbym tę świątkowatą gębę, zebrał
w palcach i ulepiał: mój głos  jego grymas, moje  Ursyn  jego  ach, tak , moje  był z
dziewczyną  jego  to ciekawe . Moje  zrozumiałeś? chybotanie głowy Szkuderlaka...
Otóż nie, jego twarz wyraża obojętność. Zajęty jest kubkiem, wypełnia mlaskaniem swoje
miejsce za rogiem pierzyny, nadętym jak żagiel.  A Mawka z tym nie ma nic wspólnego.
 Z czym nie ma wspólnego?  pyta Kostek i odstawia kubek na podłogę.  Z lichtarzem?
 Z wczorajszÄ… wizytÄ…. Z niczym  odpowiadam.
 A dziennikarz po co był? On chciał opisać napad?
 Przecież przebieg napadu poznałem przed chwilą. Cóż mu wczoraj mogłem opowie-
dzieć?
 Racja.
Nie. Tu jednak coÅ› naprawdÄ™ nie klapuje. Ten dialog ma w nieprzeczuwalnych miejscach
rozstawione sidła. Przede wszystkim: on coś wie o Mawce. Może chciałby coś ważnego opo-
wiedzieć? Gdybyż mogło mnie to zainteresować! Stoję, pochylony nad nim jak nad rzeką,
która niesie świeży muł pod moje dłonie  świeże farby do  obrazu Mawki w oczach innych .
I nie mam ochoty. Wycofałem się ze  sprawy Mawki raz na zawsze. KONIEC. Kostek tego,
oczywiście, nie wie. Czeka, aż zapytam. Unosi się na łokciach, przemieszczając wiśniowe
fałdy, które mienią się przyćmionym blaskiem. Wędruje na słabnących rękach po podłodze,
wysnuwając spod pierzyny grzbiet w błękitnej podkoszulce, dalej  rude od włosów pośladki,
tak dociera do radia. ProstokÄ…tny jak most. Pokraczny jak jamnik.
 Marsz do łóżka!  mówię. Chwytam go za barki i wsuwam pod pierzynę. Nerwowy od-
dech Kostka przeszedł na mnie, zahaczył kurczowo o krtań. Włączone radio przemawia naraz
słowami, które są mi znane, nie tak dawno widziałem je w maszynopisie, pamiętam nawet, że
to był maszynopis pokreślony zielonym ołówkiem:
 Przeczytałem wszystkie teksty fabularne drukowane w tym periodyku na przestrzeni
ostatniego roku. Zapamiętałem pewną charakterystykę postaci występującej w pewnym opo-
wiadaniu. CytujÄ™: »kierownik nie wyglÄ…daÅ‚ na czÅ‚owieka, którego można wziąć na lep obiet-
nic i różowych perspektyw«. Koniec cytatu. ZastanawiaÅ‚em siÄ™, czy ktoÅ› tu nas, czytelników,
nie bierze na ów »lep obietnic i różowych perspektyw«. SprawdziÅ‚em...
Ależ tak! To jest felieton Ursyna poświęcony Naszym Sprawom. Więc jednak. Odrzucali
mu dwa razy ten felieton. Mówili, że za ostre, napastliwe. ( Nie szkodzi  mówił Ursyn.)
 Czemu zamilkłeś?  pyta Kostek. Sądziłem, że to on ma coś do powiedzenia. A tak. Mo-
że mi coś opowiedzieć.  Nie skończyłem wczoraj historii ze spaleniem budy. Ona miała
70
c.d.n. Nie kapujesz? Co ty, prasy nie czytasz? Dalszy ciÄ…g nastÄ…pi. Przychodzimy nazajutrz,
jak mówiłem, srocz spalony, pracownia spalona. Biolog ciskał się, że wypchana sowa z dy-
mem poszła...
 Teraz wiem, co to znaczy »lep różowych perspektyw«. I wiem, jak smakuje. To jest pre-
parat psychiczny z kłamstw o społecznym zasięgu. Nazywa się  szmira... Ale Ursyn ich
bije! Ale trzasnął! W sam środek. Paraliżuje tym swoim felietonem najbardziej sprytnych
przeciwników pisma. Oni obezwładniali nas zawsze takim oto chwytem: ilekroć sprawy pi-
sma dojrzewały  wykrawali nieco miejsca w swym  Dodatku na wiersz, na felieton, recen-
zję. Pisali, że przecież nas drukują. Popierają regionalne środowiska twórcze. O co chodzi? Po
co nowe pismo? Jest  Dodatek . Ich  Dodatek obsługuje wszystkich. Przesyłajcie materiały,
współpracujcie. ( Możemy nawiązać współpracę  mówił wczoraj działacz.) Więc składali-
śmy broń. Zawieszaliśmy nasze starania. Nastawała Martwa Faza. A na druk w ich  Dodatku
można było czekać do śmierci. Gdy tylko ustawaliśmy w swych staraniach  naraz się oka-
zywało, że wiersze, które złożone są w tece  Dodatku , wydają się  piękne, ale ekskluzyw-
ne , że eseje są  dobre, tyle że za długie, których w żadnym wypadku nie należy skracać, tak
są zwarte, tak się myśli w nich, panowie widzą, zazębiają...
 Mieli zniżać sprawowanie  mówi Kostek. Pytam, czy każdemu.  Tak, ale ja już miałem
dostateczny. Byłem tym najgorszym. No i dwóje, więc musiałem się jakoś ratować. Wisiałem
na włosku. Myślałem, że jeżeli pójdę do dyra, sypnę Mawkę, powiem, że to jego pomysł, to
mnie nie wyleją. Poszedłem. Powiedziałem, że to Mawka zaczął pierwszy. Myśmy tylko ku-
rzyli faje. Mawka przyniósł pisma i śpiewa. Boże cara chrani. A dyr nie uwierzył. Skończyło
się na tym, że mnie tak czy tak wylali, a Mawkę tylko przenieśli. Byłem świnia. Postąpiłem
po świńsku wobec Mawki, co? On by się teraz mógł mścić. Jak myślisz, Tram?
 ...krwawa rewia morderców...  chwytam słowa z radioodbiornika   ...spadające na
głowy, cytuję, straszliwe ciężary z siłą młota elektrycznego , buchanie jaskrawych płomieni,
cytuję,  z lewego biodra tajemniczego przybysza , cała ta strzelanina, cytuję,  błyskotliwie
wydobywanych rewolwerów , koniecznie  wprawnym ruchem , z  wprawnym okiem ...
Chyba że gangster mdleje na łamach  Dodatku . Wtedy, cytuję,  czyni półświadomy gest
ręką . Ale dość tych cytatów. Nas oszukują. Krzyczymy więc:  Obietnice były kłamliwe!
Król jest nagi! Cóż nam powiedzą? Powiedzą:  Zamieściliśmy jeden wiersz. Drukujemy nie
tylko szmirę.  Rzeczywiście, zamieścili jeden wiersz. Odnajduję go wśród szmirowatych
humoresek. Wyrywam. Trzymam w dłoni. Jest tak mały, że nie zasłania nawet całej dłoni.
Teraz już wiem. Król nie jest nagi. Król ma listek figowy. Zabezpieczył się, bestia...
 Inteligencja jest najbardziej mściwa  stwierdza Kostek.
 NadaliÅ›my felieton dyskusyjny Edwarda Ursyna, pod tytuÅ‚em »Król ma listek figowy«.
Redakcja nie ze wszystkim siÄ™ solidaryzuje, ale...
 Słyszałeś, że istnieje taki człowiek: Edward Ursyn. On tu wczoraj był.
 To on chciał na mój temat pisać powieść kryminalną?
Czemu nie, mówi Kostek. Jeżeli napisze ciekawie, czemu nie? O nim powieść byłaby w
sam raz, jak to czasem ktoś się na kimś mści po latach.  Do wszystkiego trzeba mieć dryg 
mówi Kostek i z tym słowem  które wyszarpnęło w nim nerwowy gest, jakby nim ilustrował,
zobacz: zrywający się do lotu łokieć, pisk sprężyn i zderzona z puchem mokra warga, to jest
właśnie  dryg  z tym słowem go zostawiam.
 
Teraz liczy się każda minuta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl