[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Do tego nie potrzeba nakazu rewizji. Chętnie poddam się wszystkiemu, co tylko
wymyślisz, ale nie w tej chwili. Teraz rozmawiamy o śledztwie.
Lissa uniosła się na łokciu. Brett wziął ją w ramiona i oparł jej głowę na swoim ramieniu.
Pomyślała, że tak jest o wiele lepiej.
- Co nowego w sprawie? - zapytała.
- Chyba wiem, kim jest nasz włamywacz. Prawdę mówiąc jestem pewien, że wiem.
Wszystkie zrabowane rzeczy są w jego domu.
- Skąd wiesz? - zapytała. Nagle poczuła przypływ energii. Chwyciła Bretta za ramię, jakby
w ten sposób mogła go zmusić do opowiedzenia wszystkiego.
- Ale proszę cię o dyskrecję - zastrzegł.
- No pewnie! Powiedz wreszcie!
- Włamałem się do jego domu. Wszystkie łupy trzyma w piwnicy.
- Włamałeś się? - Nie wierzyła własnym uszom.
- Nie mam skrupułów przed włamaniem się do domu włamywacza. Chcesz być idealną
policjantką czy wchodzisz w ten interes?
-Wchodzę, wchodzę -zawołała Lissa. Podniecenie w jednej chwili sprawiło, że odzyskała
zdolność logicznego rozumowania.
- Miałem przeczucie - opowiadał Brett. - Dziś po południu wszystko sprawdziłem. A właśnie,
jak ty się czujesz? - zapytał, celowo odbiegając od tematu.
-Doskonale. Poczuję się jeszcze lepiej, kiedy wreszcie wszystko mi opowiesz.
-To poprawi ci samopoczucie... - Dotknął policzka dziewczyny i popatrzył na nią czule. - To
Keller - powiedział po chwili.
-Keller? On ma chory kręgosłup - zaprotestowała.
- Nie. On tylko żyje z tego, że ma chory kręgosłup. Po pierwszych trzech latach towarzystwo
ubezpieczeniowe przestało go sprawdzać. Uszkodzenia kręgosłupa nie zawsze prowadzą do
trwałego kalectwa, ale prawie nigdy nie można udowodnić człowiekowi, że jest zupełnie
zdrów. Keller wyzdrowiał, tyle że wciąż udawał chorego. Po co pracować, jeśli się nie musi?
W przeciwieństwie do pozostałych okradzionych on nie jest zbyt zamożny.
- Ale dlaczego to zrobił?
- Nuda - Brett usadowił się wygodnie na łóżku - chęć sprawdzenia siebie i pragnienie
zemsty. W tym roku Andrews odebrał mu mistrzostwo w turnieju brydżowym. Najwyrazniej
to go sprowokowało. Pierwszego włamania dokonał w dzień po rozgrywkach. Może przed
obrabowaniem Andrewsa chciał trochę poćwiczyć albo zmylić trop, żeby nikt nie nabrał w
stosunku do niego podejrzeń.
- Mógłby być tym człowiekiem, którego opisał właściciel lombardu - powiedziała z namysłem
Lissa.
- Tylko nie ma wąsów.
- Przebranie - podpowiedział jej Brett.
- Dlaczego ryzykował, sprzedając monety tak blisko domu? - Wciąż miała wątpliwości.
- Z tego samego powodu, dla którego nie mógł się pogodzić z porażką i utratą
mistrzowskiego tytułu. Zbytnia pewność siebie. Uważał, że potrafi wszystkich przechytrzyć.
Tak naprawdę wcale nie robił tego dla pieniędzy. Wystarczał mu dreszcz emocji i radość
posiadania kosztownych drobiazgów.
-Więc dlaczego sprzedał...
- Nie lubił Andrewsa. Innym oddał kolekcje w zamian za okup, ale do Andrewsa miał
pretensję o przegrany turniej.
- No dobrze, powiedz mi jeszcze, jak on to robił? Rozbrajał wszystkie systemy alarmowe.
- Przejrzałem akta towarzystwa ubezpieczeniowego. Zgadnij, w jaki sposób Keller zarabiał
na życie?
- Instalował systemy alarmowe - westchnęła Lissa. - Teraz wszystko rozumiem.
- Mądra dziewczynka - pochwalił ją Brett. - Wszelkich potrzebnych informacji dostarczyli
mu sami poszkodowani. Musiał tylko uważnie słuchać rozmów przy brydżu, a przy kartach
ludzie dużo mówią.
- Miałeś dziś pracowity dzień - powiedziała Lissa z nutką zazdrości w głosie.
- No to co, zdobędziesz ten nakaz rewizji? - zapytał Brett. Wziął ją za ręce i podniósł z łóżka.
- No pewnie! - zawołała, a dopiero potem coś jej przyszło do głowy. - Dlaczego mi to wszystko
opowiedziałeś? Dlaczego sam nie aresztowałeś Kellera? Policja z łatwością znalazłaby w
jego domu- dowody przestępstwa. - Powoli zaczynała rozumieć. - Chcesz, żebym ja
zakończyła to śledztwo?
- Na to wygląda.
- Dlaczego?
- A jak inaczej mam cię przekonać?
- O czym chcesz mnie przekonać?
- Pomyślałem sobie - Brett wziął ją w ramiona, a ona musiała wysoko podnieść głowę, żeby
móc na niego patrzeć - że jeśli opowiem ci to i pozwolę, żebyś ty zdemaskowała
włamywacza, tak jak chciałaś, to wszystko między nami się wyjaśni. Może wtedy wreszcie
uwierzysz, że zależy mi na tobie, a nie na informacjach, które mógłbym od ciebie wyciągnąć.
Zawsze kiedy się z tobą kochałem, czułem, że coś cię gryzie, że myślisz o czymś innym. Nie
chciałbym, żeby jakiekolwiek wątpliwości zepsuły nasz związek.
- Nasz związek? - Nie od razu zrozumiała, co powiedział. - Czy to znaczy, że będziemy
kontynuowali nasz romans?
- Ależ ty jesteś bystra - Brett udawał podziw.
- Nie wykręcaj się, McKenna. %7łądam jasnej odpowiedzi - powiedziała poważnie.
- Będzie najprostsza - obiecał.
- Myślałam, że Richard wraca - powiedziała.
- Wraca. Chcesz go poznać?
-To nie jest najważniejsze... - Nagle zamilkła. Nie wiadomo dlaczego ubieranie własnych
myśli w słowa stało się dla niej w tej chwili niewyobrażalnie trudne.
- Co wobec tego jest najważniejsze? - przekomarzał się z nią Brett.
- Chodzi o to, że po zakończeniu śledztwa i po powrocie Richarda zamierzałeś wrócić do
Nowego Jorku.
- Dlaczego? Chcesz się mnie pozbyć?
- Nie! - powiedziała odrobinę za głośno. - Nie - powtórzyła szeptem. - Nie chcę, ale
myślałam...
- Posłuchaj - wreszcie postanowił przerwać jej męki. - Ku memu wielkiemu zaskoczeniu
okazało się, że w Kalifornii jest i dobra pizza, i wspaniałe lody. Poza tym znalazłem tu coś,
czego nie ma w Nowym Jorku.
- Co to takiego? - Czy to aby wystarczy, żeby go zatrzymać?
- Ty. - Pocałował ją w czoło. - A mam takie dziwne wrażenie, że w Nowym Jorku dama z
Kalifornii nie będzie tak szczęśliwa, jak w swoim własnym domu.
Czyżby tak dobrze ją rozumiał? Czytała kiedyś, że zakochani potrafią porozumiewać się bez
pomocy słów. Zawsze uważała, że to kompletna bzdura. Musi chyba zmienić zdanie.
- A twoje sprawy zawodowe? - zapytała.
- Chyba wiesz, że bez trudu mogę przenieść swoje biuro w dowolne miejsce. W tym zawodzie
ja jestem najważniejszy. A żeby dobrze działać, muszę być szczęśliwy. Nie będę szczęśliwy,
jeśli dzielić nas będzie pięć tysięcy kilometrów. Poza tym spędzanie świąt Bożego
Narodzenia na molo wydaje mi się bardziej atrakcyjne niż marznięcie w Nowym Jorku.
- Zostajesz - nie mogła uwierzyć własnym myślom.
- Tak długo, jak tylko zechcesz. Chcesz mnie, prawda?
- Nie jesteś takim wspaniałym prywatnym detektywem, za jakiego się uważasz, jeśli w
ogóle musisz o to pytać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl