[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko wyobraża sobie, że ona prosi go o przysługę. Nie odezwała
się do niego ani słowem, od kiedy wyszedł z łazienki. Ani wtedy,
ani potem, gdy opuszczali hotel, ani podczas całej drogi powrot
nej. Sądził, że po prostu chce w spokoju przemyśleć swoją sy
tuacji i zastanowić się nad nią przed powrotem do dawnego
życia. A może jest też zakłopotana z powodu minionej nocy.
On sam mógł myśleć tylko o tym, jak bardzo pragnie, by
wróciło to, co razem już przeżyli. Pozwolił sobie na odrobinę
uczucia, na marzenia, a tymczasem wylano mu na głowę kubeł
zimnej wody.
To nie było w porządku.
Skrzywił usta w cynicznym uśmiechu. Od kiedy to życie ma
być w porządku?
Spojrzał na Rebekę.
- Mówiłaś coś? - spytał z pozorną obojętnością, udając, że
nie dosłyszał jej słów.
Miała ochotę krzyczeć, rzucić się na niego z pięściami i do
magać się odpowiedzi na pytanie, jakim prawem Angus wiezie
ją do innego mężczyzny. Dlaczego tak łatwo mu to przyszło,
czyżby ostatnia noc nie miała dla niego żadnego znaczenia? Ale
nagle siły ją opuściły. Czuła się jak przekłuty balon, z którego
uszło powietrze. Straciła chęć do walki. Siedziała sztywna i nie-
poruszona, wpatrujÄ…c siÄ™ w szosÄ™ za oknem.
- Spytałam, czy pójdziesz ze mną - powtórzyła beznamięt
nie.
- DokÄ…d?
Zacisnęła wargi. Nie rozpłacze się. Skoro ją odtrącił, nie
powinna mu okazywać, jak bardzo ją zranił. Nie będzie go o nic
błagać.
- Na policjÄ™.
Jak ona w ogóle może pytać!
- Sądzisz, że puściłbym cię samą? - W jego głosie za
brzmiało zdumienie.
- Sama nie wiem. - Walczyła z ogarniającą ją znowu iryta
cją. - Sama już nie wiem, co myśleć.
Był tak oziębły, że Rebeka rozważała najczarniejsze scena
riusze. Kto wie, może Angus jest zadowolony, że wreszcie się od
niej uwolni? Gdyby chciał, żeby została, zachowywałby się
inaczej. Czy tak skwapliwie rzucałby ją w ramiona innego?
Jakiegoś obcego mężczyzny?
Nienawidziła odpowiedzi, jaką wyczytywała z jego twarzy.
- Pójdę z tobą - oświadczył ze spokojem.
Nie chciał, żeby odeszła. Nagle zapragnął zawrócić i poje
chać prosto przed siebie. Wszystko jedno dokąd. W jakieś miej
sce, gdzie ten narzeczony, który nagle skądś wypełzł, nigdy by
ich nie znalazł.
- Rebeko?
- Słucham - spytała z oczami pełnymi łez wściekłości.
Otworzył już usta, by powiedzieć jej... by powiedzieć, że
uciekną stąd jak najdalej, ale nie mógł. Nie wolno mu było
kierować się impulsem. Musiał myśleć o Vikki. I o życiu, które
czeka na Rebekę, a w którym nie ma dla niego miejsca.
- Nie, nic - rzucił.
Oddychała szybko i nierówno. Patrzyła w milczeniu przed
siebie, ale niewiele widziała. Uciekający krajobraz rozmywał jej
siÄ™ przed oczami.
Czytała zgłoszenie swego zaginięcia.
Rebeka Conway, lat dwadzieścia dziewięć. Płeć żeńska, rasa
biała. Blondynka, wzrost - 164 centymetry, waga - 50 kg, oczy
fiołkowe. Starszy programista w DATA International.
Suche szczegóły podsumowujące jej życie. %7łycie, którego
nie pamiętała.
Nie mogła pozbyć się uczucia pustki, znacznie bardziej doj
mującego niż w dniu, gdy po raz pierwszy weszła do biura
Angusa.
- Nic z tego nie brzmi dla mnie znajomo. - Oddala kartkÄ™
Biordiemu.
- Niewiele wiem o amnezji, panno Conway - Biordi zwrócił
się do niej łagodnie - ale może, gdy znajdzie się pani w domu,
pewne rzeczy zaczną się pani przypominać.
- Proszę do mnie mówić Rebeko - poprosiła. Była Rebeką.
Tylko Rebeką. Nawet już nie Becky. - Może - mruknęła.
A jeśli ona wcale nie chciała, żeby cokolwiek zaczęło jej się
przypominać, to co wtedy? Jeśli nie chciała wracać do tego, co
przeczytała na tej kartce? Jeśli pragnęła nowego życia, które
właśnie się dla niej zaczęło?
Cóż to ma za znaczenie, skoro nowe życie nie chciało jej
przyjąć. Angus jej nie chciał. Gdyby było inaczej, nie zacząłby
się nagle trzymać na dystans. A w każdym razie powiedziałby
coś, co by wskazywało, że chce ją zatrzymać przy sobie.
Jednak tego nie zrobił i jego milczenie było najbardziej wy
mowną odpowiedzią. Odpowiedzią, która raniła jej serce, ale
z którą musiała nauczyć się żyć.
- A co z tym strzałem? - spytał Angus. - Nie wiesz, kto
mógł do niej strzelać?
Ten aspekt jakoś dziwnie pominięto. Co będzie, jeśli coś się
za tym kryje? Jeśli nadal ktoś nastaje na jej życie?
Biordi wzruszył ramionami.
- Prowadziliśmy dochodzenie, ale niczego nie znalezliśmy.
Prawdopodobnie był to jakiś bandzior. Może chciał ją obrabo
wać. Może postrzelił ją przypadkiem.
- Tak myślisz? Nie do wiary! - Angus podniósł głos. Zdawał
sobie sprawę, że zabrzmiało to nierozsądnie, ale w tej chwili
rozsądek nie był jego mocną stroną.
Kilka głów zwróciło się w ich kierunku.
- Nie wierzysz mi? - spytał Biordi. - Nie rozumiem cię.
Angus potarł czoło. Czuł się jak idiota. Nie miał żadnych
powodów, by nie ufać Alowi.
- W porządku, przepraszam - powiedział i rzucił okiem
w kierunku Rebeki. Pragnął, by ten mur, jaki usiłował wznieść
między nimi, wreszcie na dobre ich rozdzielił. Przyszła do niego
jako klientka i musiał o tym pamiętać. Reszta nie powinna się
była zdarzyć. - Co teraz? - zwrócił się do Biordiego.
Policjant przysunÄ…Å‚ telefon.
- Teraz zadzwonimy do Howarda Dunna i powiemy mu, że
znalezliśmy jego narzeczoną. - Nie zwracając uwagi na Angusa,
podniósł słuchawkę i chciał wybrać numer.
Howard. To imię wymknęło się Rebece mimo woli, gdy
w hotelu śledzili Madisona. Poszczególne części układanki za
częły się układać w coraz bardziej spójną całość. Angusa wcale
to nie ucieszyło.
- Howard Dunn? - powtórzyła Rebeka.
Powiedziała to tak, jakby coś zaczynało jej świtać. Tym sa
mym zgasła ostatnia iskierka nadziei, jaką Angus jeszcze żywił.
- Brzmi znajomo? - spytał.
- Nie. - Chciała, żeby to nazwisko nic jej nie mówiło, a jed
nak coś ją tknęło, gdy je usłyszała. - Tak - dodała po chwili.
- A więc tak czy nie? - Angus domagał się jednoznacznej
odpowiedzi.
- Sama nie wiem. Mam wrażenie, że je już słyszałam - od
parła. - Mam wrażenie. Zadowolony? - Głos jej się łamał.
- Bardzo - odrzekł tonem będącym zaprzeczeniem jego
uczuć.
Biordi czuł się tak, jakby znalazł się w samym środku walki.
Nigdy nie widział Angusa w takim stanie, a przecież znali sięjuż
wiele lat i niejedno razem przeszli. Angus zawsze był zrówno
ważony, chłodny, kontrolował się. Ale teraz w grę wchodziła
piękna kobieta.
Biordi sięgnął po kartotekę.
- Z tego, co o nim wiem, wynika, że jest jej narzeczonym
i zarazem szefem. - Podniósł na nich wzrok. - Mogę już do
niego zadzwonić?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]