[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zadzwonię, jeśli będę mogła. Kocham cię, Cabe.
- Kocham cię, Janie. Bądz ostrożna.
Rozłączają się. Wieczór jest ciepły jak na marzec, śnieg stopniał,
zostawiając wszędzie zabłocone podwórka, kałuże i dziury w
nawierzchni. Janie parkuje na ulicy, dwa razy sprawdza zawartość
kieszeni, łapie deser i bierze głęboki oddech, a potem zdejmuje kurtkę
i rzucają na siedzenie pasażera obok siebie. Nigdy nie zawadzi mieć
wymówkę, żeby wyjść z domu. Wcześniej kupiła paczkę papierosów i
zostawia je w kieszeni kurtki.
Zamyka na chwilę oczy, wchodzi w rolę i wysiada z auta. W
głębi ulicy widzi tył godnego pełnoetatowej mamuśki minivana
Bakera, który miga jej światłami stopu. Janie czuje niesamowity
przypływ pewności siebie i uśmiecha się w jego stronę, wiedząc, że
będzie ją obserwował przez swoją potężną lornetkę. Cobb zajął
stanowisko na sąsiedniej ulicy, skąd ma częściowy widok na tyły
domu. Nie rozgląda się za Cabelem, ale wie, gdzie jest - za rogiem.
Trzaska drzwiami samochodu i idzie przed podjazd ku
frontowym schodkom domu pana Durbina, mając nadzieję, że Stacey
zaraz się pokaże. Puka i słyszy kroki. Pan Durbin otwiera drzwi i
zapraszają do środka.
- Cześć, Janie - mówi, wpuszczając ją i zamykając za nią drzwi.
- Super to wygląda, panie Durbin - chwali Janie z uśmiechem,
rozglądając się. Durbin przemeblował salon i dostawił dodatkowe
składane krzesła oraz dwa stoliki do kart.
- Ty też, Janie. - Taksuje ją od stóp do głów. - Poza szkołą
możesz mi mówić Dave.
Janie odwraca się w jego stronę i poświęca mu całą swoją
uwagę, patrząc, jak jego wzrok zsuwa się na jej piersi.
- Dave - powtarza. - Chyba powinnam wstawić to do lodówki. -
Wskazuje przyniesiony deser. - Masz coś przeciwko temu, żebym
pokręciła się po kuchni i sprawdziła, gdzie co jest? Mogłabym pomóc
przy podawaniu jedzenia i picia, kiedy wszyscy się już pojawią.
- Proszę bardzo. - W głosie Durbina nie ma nawet cienia
niepokoju.
Punkt dla mnie, myśli Janie. Nauczyciel idzie za nią i pokazuje,
gdzie trzyma dodatkowe naczynia, szklanki, sztućce i serwetki.
- Lodówka jest zapakowana prawie na maksa - mówi - ale
zostało trochę miejsca na dolnej półce, jeśli przesuniesz kilka piw. -
Stoi za nią, gdy Janie pochyla się, żeby schować deser. - Masz ochotę
na piwo? Przygotowuję też poncz.
- Pan też się napije? - pyta Janie.
- Jasne.
Na lodówce, przytrzymując - cóż by innego? - dwa zdjęcia
samego Durbina, wisi magnes. Magnes z numerem gorącej linii
Zgłoś przestępstwo, odbierz kasę". Janie wali serce. Sam się wkopał,
uświadamia sobie Janie, myśląc o zamazanej, anonimowej osobie w
kuchni, która dzwoni na policję.
Janie szybko wyjmuje dwie butelki piwa i Durbin pokazuje jej
właśnie, gdzie leży otwieracz, gdy do kuchni wchodzi nie kto inny,
jak pan Wang we własnej osobie. Jest boso i ma mokre włosy.
- Pan Wang - odzywa się Janie, starając się ukryć zaskoczenie. -
Nie wiedziałam, że pan tu jest.
- Pani Hannagan - odpowiada Wang ze skinieniem głowy.
Durbin uśmiecha się szeroko.
- Ależ jesteście oficjalni. Chris, Janie - mówi. - Janie, podasz
browar Chrisowi? Muszę się zająć ponczem. Chris przyszedł
wcześniej, żeby pomóc mi przestawić stoły i krzesła, a skończyliśmy
na dość agresywnej rozgrywce jeden na jednego. Koszykówki -
dodaje.
- Rozumiem. Miło cię widzieć... ee... Chris. - Mruga, a Wang
sprawia wrażenie zdenerwowanego.
- Mnie również, Janie.
Janie podaje panu Wangowi piwo. On rozgląda się po pokoju,
sprawdzając, co trzeba zrobić, i w końcu, dość bezradnie, podchodzi
do wieży i zaczyna przeglądać płyty.
- Jak zwykle zajmę się didżejowaniem - oznajmia. Dzwonek do
drzwi i do środka, nie czekając na zaproszenie, wpada Stacey,
krzycząc:
- Tadaam!
Janie unosi brew.
- Hejka, Stacey - rzuca, kiedy Stacey zanosi Crock-Pot na
kuchenną wyspę.
- Janie! - Od Stacey zalatuje już piwem. - Gotowa się zabawić?
Pan Wang włączył Coldplay i teraz podkręca głośność.
- Teraz już tak - mówi Janie, unosząc swoje piwo. Zastanawia
się, jak bardzo impreza musi się rozkręcić, żeby pan Wang włączył
hip-hop.
Zanosi papierowe kubki i serwetki do salonu, gdzie Durbin
dolewa butelkę soku żurawinowego do misy z ponczem, w której jest
już przezroczysty płyn. Dodaje jeszcze butelkę cytrusowego napoju
gazowanego, a potem bierze ze zlewu krążek zamrożonych owoców i
wrzuca go do misy.
Janie otwiera paczkę serwetek, układa je w spiralny wzór.
- Co ma stać na drugim stole? - pyta.
Pan Durbin miesza poncz chochlą.
- Pomyślałem, że postawimy tam jakieś przegryzki. Chcesz się
tym zająć? - Bierze kubek i nalewa sobie odrobinę ponczu, próbuje i
kiwa głową z aprobatą.
- Pewnie. Widziałam jakieś na blacie. Znajdę miski i wystawię je
tutaj.
- Mam fartuszek, który mogłabyś założyć - mówi na tyle cicho,
żeby tylko ona go usłyszała.
Janie unosi brew i patrzy na niego. On uśmiecha się szeroko.
Stacey podchodzi do stolika z ponczem.
- To taki sam poncz, jaki podałeś poprzednim razem, Dave? Jeśli
tak, chyba powinnam go spróbować, nie sądzisz? - Patrzy na niego z
niewinną miną.
- Racja, racja - odpowiada Durbin, nalewając jej szklankę
ponczu.
Janie idzie do kuchni i zaczyna nakładać przekąski do misek
różnej wielkości. Kiedy zanosi je na stół, pan Wang też popija poncz.
- Masz ochotę, Janie? - Durbin proponuje jej szklankę.
- Dopiję piwo - odpowiada Janie z uśmiechem. - A co w tym w
ogóle jest?
- Tylko trochę wódki. Nawet jej nie czuć - odpowiada Durbin.
- Ale działa - chichocze Stacey.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]