[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-  Z ust nowicjusza - zacytował zamiast tego znane powiedzenie i zachichotał.
Zmieszany Prath wpatrywał się w niego z błyskiem nadziei w oku.
- Czy zaproponowałem właściwy czar, mistrzu?
- Nie - odparł Gromph - ale podsunąłeś mi pewien pomysł. Walczcie dalej i nie wychylajcie się.
Arcymag wycofał się w głąb korytarza, którym niedawno przybiegł i zamknął oczy.
Zlokalizowanie Kyorli zajęło mu tylko chwilę. Przelewając własną świadomość w umysł chowańca,
poczuł, jak przebiera szybko nogami i porusza wąsikami, badając kamienie, po których biegnie
szczurzyca.
- Kyorli, przesłał mag. Gdzie jesteś?
- Biegnę. Biegnę szybko do Sorcere. Ale droga jest zamknięta!
Przy odrobinie koncentracji Gromph był w stanie widzieć oczyma szczura. Kyorli biegła tunelem,
klucząc w gąszczu poruszających się stóp. Stopy należały do duergarów, którzy pracowali parami,
wynosząc z pola bitwy ciała poległych towarzyszy. Dwaj duergarowie, niosący ciało zabitego krasnoluda,
wbiegli do bocznego tunelu.
- Kyorli, rozkazał Gromph. Tamten tunel. Zajrzyj do środka.
Kyorli podbiegła do wylotu tunelu i zajrzała do środka. Patrząc jej oczyma, Gromph zobaczył to,
czego się spodziewał: duergara w szarej opończy z kapturem, który trzymał w dłoni laskę z osadzonym
na szczycie klejnotem. Przez środek kamienia biegło głębokie pęknięcie, symbol boga Laduguera. Kleryk
stał naprzeciwko sterty ciał złożonych na podłodze tunelu, wymachując nad nimi laską. Chwilę pózniej
ciała zaczęły się poruszać. Martwi żołnierze, ożywieni makabrycznym pozorem życia, jak jeden mąż
wstali i wyszli z tunelu.
- Za nimi, rozkazał Gromph. Sprawdz, dokąd pójdą.
Kyorli posłuchała, zachowując bezpieczną odległość. Nieumarli duergarowie maszerowali
szeregiem w stronę wylotu głównego tunelu. Po dotarciu na miejsce zajęli pozycje za barykadą, nie
zważając na kolejną kwaśną chmurę, która spłynęła z jaskini w górze, pokrywając ich nieumarłą skórę
bąblami.
Gromph musiał przyznać, że duergarowie są sprytni. Ponieważ kapłanki Lolth zostały pozbawione
magii, zabrakło kogoś, kto potrafiłby zawrócić armię nieumarłych - albo przejąć nad nią kontrolę. Kiedy
magiczny ogień spełni swoje zadanie, pomaszerują, niezatrzymywani przez nikogo, na Sorcere, Melee-
80
Magthere i Arach-Tinilith - a potem na samo Menzoberranzan. Jedyny mag na tyle potężny, żeby ich
powstrzymać, był uwięziony pod miastem - a przynajmniej tak myśleli ich dowódcy.
Widok z oczu Kyorli zmienił się raptownie, gdy szczurzyca musiała uskoczyć z drogi biegnącemu
żołnierzowi.
- Wystarczy, powiedział Gromph do chowańca. Znajdz sobie kryjówkę. Wkrótce będziesz mogła
dołączyć do mnie w Sorcere.
Powróciwszy świadomością do własnego ciała, Gromph wyszedł pewnie na balkon. Wyjął z
kieszeni kawałek grawerowanej kości i wyciągnął dłoń do dwóch studentów, którzy obrócili się w jego
stronę.
- Potrzebuję kawałka surowego mięsa - oznajmił.
Norulle rozejrzał się wokoło.
- Ależ mistrzu, tu nie ma mięsa - powiedział.
Prath spojrzał Gromphowi w oczy i powoli skinął głową. Wyjął sztylet ukryty w rękawie piwafwi,
położył lewą dłoń na balustradzie balkonu i odciął opuszkę małego palca. Podniósł skrwawiony ochłap i
ignorując grymas obrzydzenia towarzysza podał go Gromphowi zdrową ręką.
Gromph uśmiechnął się.
- Dobra robota, uczniu - pochwalił chłopaka. - Daleko zajdziesz. Do którego domu należysz?
Prath uśmiechnął się pomimo bólu i przyciskając kikut odciętego palca do dłoni, aby zatamować
krew, odparł:
- Z domu Baenre, mistrzu.
- Ach tak. - Gromph nie spotkał młodzieńca nigdy wcześniej. Musiał być dzieckiem najniższej
rangą szlachcianki.
Prath nie był zbyt bystry - każdy inny student przywołałby zaklęciem jakieś stworzenie, zabił je i
ofiarował Gromphowi jego ciało - ale był wierny. Gromph mógł to wykorzystać.
Rozsmarowując krew po kawałku kości, Gromph rzucił zaklęcie. Szybkim ruchem cisnął ją w
stronę barykady, za którą ukrywali się duergarowie.
Potem krzyknął:
- Przerwać atak. Zwrot i do walki z duergarami!
Na mur z łodyg grzybów wciąż leciał grad zaklęć. Inni magowie dopiero po chwili zdali sobie
sprawę, że krasnoludy przestały ich ostrzeliwać z katapult. Potem nieumarli żołnierze odwrócili się
plecami do barykady. Nierównym, bezmyślnym krokiem pobiegli w głąb tunelu prowadzącego do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl