[ Pobierz całość w formacie PDF ]

morskim. Chcą, abyś dzisiaj przybył do Cliffside!
Pod Smoczym Rycerzem ugięły się nogi. Dwie spośród
jego trzech ról już znalazły się w wyraznym konflikcie.
Przez chwilę myślał o niemożności bycia jednocześnie
doradcą smoków i Chandosa. Rozwiązanie tego problemu
pozostawił na pózniej. Teraz szedł do rannych przyjaciół,
wezwany nagle przez Carolinusa, co świadczyło o powadze
sytuacji. Musiał się spieszyć.
- Będę tam - rzucił, nie chcąc tracić czasu.
Odwrócił się, wziął ze stojaka płonącą pochodnię i po-
spiesznie zaczął wspinać się po schodach. Secoh nie podążył
dalej za nim.
Kiedy dotarł na miejsce, tylko jeden z rannych znajdował
się w łóżku. Był nim Dafydd, który leżał szczelnie okryty
kocami, choć w kominku, przyłączonym do zaprojek-
towanego przez Jima przewodu kominowego, płonął ogień.
Izbę oświetlały cztery pochodnie.
Mistrz kopii siedział na krześle przy stole i popijał wino.
- Brianie! - wykrzyknął z radością Jim. - Widzę, że
Carolinus uporał się z twoimi ranami i czujesz się dobrze.
Ale nie wiem, czy powinieneś pić wino.
Rycerz popatrzył na niego zaskoczony.
- A czemuż by nie?
- Nic mu nie jest - rzekł Carolinus, stojący przy
Dafyddzie, spoczywającym na łożu należącym do pana
i pani zamku. - Stracił nieco krwi i wino pomoże ją
zastąpić. Podejdz tutaj, do Dafydda!
Jim posłuchał Maga, który odsłonił nieco chroniące
łucznika okrycia. Twarz, szyja i ręce Walijczyka były białe
jak ściana.
- Nie jestem w stanie mu pomóc - oświadczył
Carolinus, ponownie otulając rannego. - Stracił zbyt
wiele krwi. Na to nic już nie poradzę. Jestem w stanie
wyleczyć ranę odniesioną w bitwie, ale magia nie skutkuje
w przypadku choroby i nie może zregenerować czegoś,
czego brakuje. A tak właśnie jest z krwią płynącą w ludz-
kich żyłach.
Smoczy Rycerz sięgnął pod okrycie, namacał przegub
Dafydda i zbadał puls. Był ledwie wyczuwalny i mocno
przyspieszony.
- Potrzebna mu transfuzja - rzekł bardziej do siebie
niż reszty obecnych.
- Och, Jim - odezwała się Angie, stojąca po drugiej
stronie łoża - to niemożliwe. Nie znamy nawet jego grupy
krwi i nie mamy żadnych probówek, igieł...
- Poczekaj chwilę - rzekł Smoczy Rycerz w zamyś-
leniu. - Może uda się nam znalezć na to sposób. Przypo-
minam sobie coś, co kiedyś wyczytałem... Już wiem! -
wykrzyknął. - Dawniej porównywano grupy krwi w ten
sposób, że przyglądano się jej pod mikroskopem i spraw-
dzano, czy po zmieszaniu z inną krwią czerwone krwinki
rozdzielą się, czy też nie.
- A jak zamierzasz to zrobić? - zapytała Angie
z powątpiewaniem. - Nie mamy przecież mikroskopu.
- Poczekaj - uspokoił ją Smoczy Rycerz, unosząc
rękę. - Pozwól mi pomyśleć. Na pewno da się coś na to
poradzić. Mamy przecież magię.
- No cóż, mogę sobie wyobrazić, że w magiczny sposób
przetoczysz Dafyddowi krew któregoś z nas, ale jeśli grupy
nie będą zgodne, zabijesz go.
- Wiem o tym. Mówię przecież, żebyś dała mi pomyśleć.
Najpierw zajmijmy się mikroskopem...
Zwrócił się w stronę Carolinusa.
- Potrzebuję mikroskopu... -zaczął.
- Czego? - zapytał Mag.
- Wiem, że go nie masz. Jestem nawet pewien, że nie
wiesz, co to takiego. Ale możesz mi stworzyć szkło powięk-
szające. Prawda?
- Szkło powiększające? - powtórzył starzec. Jego
błękitne oczy spoczęły na jakimś odległym przedmiocie. -
Tak, istnieje coś takiego. O to ci chodzi, prawda?
Jim poczuł, że w jego prawej dłoni znalazło się coś
przypominającego monokl. Był to szklany krążek z mister-
nie wykonaną drewnianą oprawką, na tyle szeroką, żeby za
nią uchwycić, nie dotykając szkła.
Przez to szkło przyjrzał się uważnie tkaninie rękawa. Nie
dawało dużego powiększenia. Zwiększało obraz dwa, trzy
razy - tyle co tandetna, dziecięca lornetka. Co więcej,
soczewka była wykonana ze szkła marnego gatunku i znie-
kształcała obserwowany przedmiot.
- Potrzebuję jeszcze drugiego takiego szkiełka - rzekł
Smoczy Rycerz. - Może wyjdziemy na korytarz. Musimy
pomówić na temat magii, a wątpię, żebyś chciał, by
ktokolwiek słyszał naszą rozmowę.
Siwe brwi Maga uniosły się. Bez słowa podążył jednak
za Jimem w kierunku wyjścia. Kiedy zamknęli drzwi,
Smoczy Rycerz powiedział:
- Pozwól, że w kilku słowach wyjaśnię ci, o co chodzi.
Jedynym sposobem na uratowanie Dafydda jest dostar-
czenie jego organizmowi dodatkowej krwi. Jest to możliwe
tylko poprzez przelanie jej z organizmu jednego z nas do
jego żył. Czy jak na razie rozumiesz, o czym mówię?
- Chyba nie uważasz mnie za idiotę! - oburzył się
Carolinus. - Nigdy wcześniej nie robiłem tego, ale nie
widzę przeszkód, żeby teraz tego nie uczynić.
To rzekłszy, skierował się z powrotem w stronę drzwi.
- Poczekaj jeszcze. To będzie ostatnie zadanie, naj-
prostsze. Najpierw musimy się upewnić, że przetaczana
krew go nie zabije.
- Zabije? - zapytał starzec. - Krew to krew. W jaki
sposób może go zabić?
- W tym właśnie miejscu, za pozwoleniem, mylisz
się - oświadczył Jim dyplomatycznie.
Carolinus stanął i spojrzał mu prosto w oczy.
- Ja? Ja się mylę?
- Tak. Tam, skąd przybywam, odkryliśmy, że ludzie
mają różne grupy krwi. Jest ich na szczęście tylko kilka.
Jeśli jednak zmiesza się niewłaściwe w czyimś organizmie,
spowoduje się jego śmierć. Proszę, zaufaj mi w tym
względzie.
Carolinus popatrzył na niego wrogo, lecz chwilę potem
rozchmurzył się.
- No cóż, to chyba starość - powiedział zmęczonym
głosem. - Słucham cię, Jimie. Mów.
- Dziękuję. Otóż dowiedzieliśmy się, że istnieją cztery
podstawowe grupy krwi. Możliwe, że przy użyciu in-
strumentu nazywanego mikroskopem znajdziemy kogoś,
czyja krew jest bezpieczna dla organizmu Dafydda. Ale
tylko wtedy, gdy rzeczywiście stworzymy mikroskop i szkieł-
ka, na których będziemy mieszać krew każdego z nas
z krwią rannego. Te grupy krwi noszą nazwy A, B, AB i 0.
Człowiek z grupą AB może przyjąć krew od każdego. Kto
zaś ma grupę 0, może dawać swą krew wszystkim innym.
- Rozumiem - rzekł Mag. - I żeby zbadać krew,
potrzebujesz tego... mikroskopu. Ale ja nie mogę go dla
ciebie stworzyć. Pewnie już ci to tłumaczyłem, ale jeśli nie,
to powtórzę, że magia daje możliwość tworzenia. To
dlatego tak wiele umiesz, będąc ignorantem w zwykłej
magii. Przybyłeś z innego świata, więc potrafisz sobie
wyobrazić rzeczy, których ja nie jestem w stanie wymyślić.
Przecież nie wiem nawet, jak powinien wyglądać ten
mikroskop. Nie mogę go więc stworzyć, choć tak dobrze
znam magię.
- Rozumiem, ale jeśli będziemy pracować razem, wy-
tłumaczę ci po kolei, czego potrzebuję...
Oblicze Carolinusa rozjaśniło się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl