[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jak się masz, kochanie - powitał ją i usiadł naprzeciw. - Dziwisz się pewno, że tu jestem.
- Owszem - odparła sucho.
- A nie powinnaś. Musisz wiedzieć, że pojechałbym
za tobą aż do Timbuktu.
MAGIA KOBIECOZCI. 75
~ To nie jest Timbuktu.
- Masz rację. Ale to jedyny bar w mieście. Wstąpiłem do motelu i tam powiedzieli mi, że
wybrałaś się na lunch. Nie było trudno cię znalezć. Nie zapominaj, że już raz cię odszukałem,
i to w bardziej skomplikowanych okolicznościach.
- Jechałeś za mną - powiedziała z lekkim wyrzutem.
- Właśnie dlatego jesteś, tak dobrą asystentką, Becky. Bo jesteś bystra. Wyczulona na
wszelkie niuanse. Przenikliwa. Tak, moja pani, masz rację. Jechałem za tobą. Co zamówiłaś?
- Hamburgera.
- Rozsądny wybór. Chwała Bogu, że nie muszę
jeść tutaj makaronu albo kurczaka. - Podniósł wzrok na kelnerkę, która właśnie podeszła z
kawą. - Dla mnie też hamburger, Jane. Słabo wysmażony.
- Wiem, Kyle. - Nalała kawy najpierw jemu, póz-
niej dopiero Rebece. - Długo zostaniesz? - To zależy.
J ane posłała mu znaczące spojrzenie.
- Oczekiwaliśmy cię po śmierci Alice Cork. Tata spodziewał się, że zjawicie się z Glenem
Ballardem w mieście z naładowanymi pistoletami. Myślał, że dojdzie do strzelaniny przed
stacjÄ… benzynowÄ… Pata. Tak jak na filmach.
- No i nic z tego. - Kyle zwrócił twarz ku Rebece.
- Najpierw musiałem się dowiedzieć, kto odziedziczył
DolinÄ™ Harmonii. J
- Ona? ~ spytała, nie kryjąc ciekawości Jane.
Utkwiła wzrok wRebekę . ...:... Zastanawialiśmy się wszyscy, kogo Alice uszczęśliwi. Jak się
pani nazywa? - Poznaj nową właścicielkę Doliny Harmonii - odezwał się uprzejmie Kyle. -
Nazywa siÄ™ Rebeka Wade. Jest mojÄ… asystentkÄ… do spraw zarzÄ…dzania
76 " MAGIA KOBIECOZCI
w Flaming Luck Enterprises. I - dodał z miną posiadacza - jest kobietą, z którą mieszkam.
.I uż nie - warknęła Rebeka. Palce drżały jej ze złości.
Ale Kyle osiągnął już to, co chciał. Siedzący przy sąsiednich stolikach nadstawili uszu.
Jane nie spuszczała z niej wzroku. Ciekawość ustąpiła miejsca zdumlemu.
- No cóż - uśmiechnęła się do Kyle'a - to daje nam odpowiedz na pytanie, kto ostatecznie
będzie właścicielem Doliny Harmonii, prawda?
- Na twoim miejscu nie założyłabym się nawet
okawę - mruknęła Rebeka. - Cieszyłabym się, gdybyś wreszcie przyniosła mi coś do
jedzenia, J ane. Umieram z głodu.
- Oczywiście, proszę pani. - Oczy J ane błyszczały z podniecenia, gdy spiesznie podążyła
do kuchni. Widać byÅ‚o, że nie może siÄ™ doczekać, by podzielić siÄ™ tÄ… nowinÄ…·
- No, to teraz sobie pogadają. - Rebeka spojrzała na Kyle'a z wściekłością.
- Tutejsi ludzie od trzech pokoleń plotkują o Stockbridge'ach i Ballardach - zauważył. - Nie
przejmuj siÄ™. Stockbridge'owie i Ballardowie nic sobie z tego nie robiÄ…·
- Aatwo ci mówić. T o ty zacząłeś mówić o mnie.
- I tak by gadali. Teraz przynajmniej poznajÄ…
fakty.
- Nie od ciebie. Skłamałeś. Od wczoraj już z tobą
nie mieszkam.
- Chcesz, żebyśmy pojechali do Doliny Harmonii po lunchu? - spytał, zmieniając temat.
Rebeka opanowała się z trudem. Znała już tę taktykę Kyle'a. Gdy nie odpowiadał mu temat
rozmowy, po prostu go zmieniał. Na nic by się zdały próby odwiedzenia go od tego.
MAGIA KOBIECOZCI " 77
- Nie ma mowy o żadnym "my". Zamierzam tam
pojechać sama .
- Zawiozę cię. Sama mogłabyś zabłądzić.
- No to zabłądzę. Nie twoja sprawa.
- Zawiozę cię do domu Alice, Becky - powtórzył.
Wiedziała, że przegrała, ale coś ją kusiło, by jeszcze
powalczyć.
- A jeśli się nie zgodzę? - spytała sucho.
- To pojadÄ™ za tobÄ….
Myśl o samotnej jezdzie przez nieznaną okolicę z widokiem czarnego porsche w lusterku
wstecznym nie była zachęcająca.
- T o bardzo uprzejmie z twojej strony - powiedziała zgryzliwie.
- Czyż kiedykolwiek nie byłem wobec ciebie uprzejmy? Powiedz uczciwie, Becky.
- Oto nasze hamburgery. - Tym razem to ona zmieniła temat.
Kyle pomyślał, że szczęście Stockbridge'ów jednak go nie opuściło. N a razie. Rebeka nie
była, co prawda, zachwycona sytuacją, ale w końcu siedziała obok niego w porsche i nie
krzyczała.
Wolałby jednak, żeby na niego krzyczała. Jej milczenie działało mu na nerwy. Rebeka nie
odzywała się od wyjścia z baru. Wydawała mu się daleka, zamknięta w sobie, i nie
zamierzała nawet napomknąć, o czym tak rozmyśla.
Kyle uzmysłowił sobie, że niezbyt lubi chwile, gdy traci z nią kontakt. W ciągu minionych
dziesięciu dni zaczął na nowo uczyć się przebywania z kobietą. Wydawało mu się, że Rebeka
go rozumie. Do diabła, kocha go.
Gdy zbliżali się do Doliny Harmonii, usiłował rozładować sytuację, grając rolę
przewodnika.
- Zobacz, jaka piękna okólica - powiedział. - Bogate pastwiska i żyzne gleby nigdy nie
były porządnie
78 " MAGIA KOBIECOZCI
uprawiane, gdy znajdowały się tu kopalnie. Nie mówiąc już o tym, co jest na wzgórzach.
A co Alice Cork robiła tutaj przez te wszystkie lata? -- spytała Rebeka. Były to jej
pierwsze słowa od opuszczenia baru.
Kyle zerknął na nią, starając się wybadać, w jakim jest nastroju. Kiedyś nie było to trudne.
Teraz musiał zgadywać. Nie odpowiadało mu to.
- Mia:ła farmę - odrzekł. - Najpierw hodowała bydło, a pózniej owce. Wszystko sprzedała
przed śmiercią. Przeczuwała widocznie, że zbliża się koniec. Zawsze potrafiła pewne rzeczy
przewidzieć.
- Jak to?
- Sam nie wiem, jak ci to wyjaśnić. Ona po prostu
wiedziała. Wiedziała, na przykład, kiedy ma przyjść na świat dziecko. Była kimś w rodzaju
położnej. Tutejsi ludzie nie zawsze zdążą na czas dojechać do szpitala, zwłaszcza w czasie
niepogody. Alice potrafiła wstać w środku nocy i w najgorszą śnieżycę tłuc się swoim
rozklekotanym wozem, by dotrzeć do rodzącej na czas.
- Naprawdę? - Rebeka była coraz bardziej zaintrygowana.
- Tak. Naprawdę. - Kyle popatrzył na Rebekę, ucieszony, że wreszcie zdołał ją czymś
zaciekawić. - Wyobraz sobie, że wcale nie trzeba było po nią dzwonić. Ona najzwyczajniej w
świecie zjawiała się we właściwym momencie. Znała się także na zwierzętach. Tutejszy
weterynarz nieraz się jej radził. - Kyle zamyślił się przez chwilę, jakby coś sobie
przypominał. - Kiedyś uratowała życie mojemu psu.
- W jaki sposób?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]