[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Rozumiesz chyba, że martwię się o naszych klientów.
- Rozumiem o wiele więcej, niż ci się wydaje. Do diabła.
- Przepraszam cię za tę prymitywną psychoanalizę, ale zasłużyłaś na to, by spróbować
własnego lekarstwa. - Nie ma sensu, bym udawała kogoś, kim naprawdę nie jestem.
Zwłaszcza wobec ciebie.
- Czy zdołam cię przekonać, byś rozważyła moje przeprosiny i nasz ewentualny kontrakt
przy porzÄ…dnej kolacji?
- W jakimÅ› lokalu?
- Myślałem raczej o mojej kuchni.
- Byłam pewna, że to usłyszę.
Uśmiechnął się.
- Zamierzam dalej próbować.
- Zjem z tobÄ… kolacjÄ™.
- Nie do wiary.
- W Winsor Inn.
- Muszę włożyć marynarkę?
- Jeśli tak, ubiorę się równie elegancko.
- Nie wierzysz w moje zdolności kulinarne.
Teak uśmiechnęła się.
- Twoje zdolności kulinarne to moje najmniejsze zmartwienie.
Zjedli razem. Nalegała, by spotkali się w restauracji. Przez kwadrans próbował się na nią nie
gapić. Restauracja Winsor Inn była prawie pusta. Usiedli w rogu w najmniejszej sali. Ogień
trzaskał na kominku. Siedząca naprzeciw Teak zdawała się wchłania ciepło i blak płomieni.
Ponad białym obrusem jej włosy migotały, a twarz lśniła. Umalowała się i włożyła suknię z
wełenki przylegającą gładko w sposób, który chciałby zapamiętać.
Po długich tygodniach, kiedy widywał ją tylko w dżinsach i flanelowej koszuli, robiła na
nim ogromne wrażenie. Derek skupił się na jej brzoskwiniowych ramionach, by nie zatonąć w
głębokich, brązowych oczach.
- Nowy Jork - powiedział, jedząc sałatkę. - Nigdy bym cię nie podejrzewał, że lubisz
miejskie życie.
- Nie lubiÄ™, gdy ktoÅ› mnie klasyfIkuje.
Drewno w kominku spadło, rzucając snop iskier na ochronną siatkę. Derek uniósł kieliszek
wina.
- Kim jest Teresa Brewster?
Uniosła swój kieliszek i spojrzała na niego ponad krawędzią szkła.
- Ciężko pracującą dyplomowaną księgową, która chwilowo kieruje stocznią. Kobietą, która
nie lubi martwić się na zapas.
- Z tym ostatnim pogodziłem się kilka tygodni temu.
- A teraz?
- Zapomnijmy o tym. Opowiedz mi o Nowym Jorku. Powiedz, jak tam trafIÅ‚aÅ›. Dlaczego
tam trafIÅ‚aÅ›.
- To żadna tajemnica. Poszłam do college'u. Studiowałam finanse. Robiłam dyplom,
pracując u obecnego pracodawcy. Seavers i Cohn przyznają stypendia i dają możliwość dalszego
ksztaÅ‚cenia. Nadal dla nich pracujÄ™·
- I kochasz to, co robisz?
- Niewielu ludzi żywi tak silne uczucia wobec swego fachu.
- Nie o to pytałem.
- Bardzo dobrze zarabiam.
- Czy jest w twoim życiu jakiś finansista w eleganckim garniturze?
- Nie.
- Rezerwujesz dla niego miejsce u swego boku?
- Prowadzę ekscytujące i pełne wrażeń życie.
- Czy to synonimy ogromnie stresujÄ…cej pracy?
- OczywiÅ›cie, zdarzajÄ… siÄ™ stresy. T o naturalne w tym zawodzie. JeÅ›li już· o to chodzi,
kierowanie stocznią też jest stresujące.
- Ale to zupełnie co innego.
- Rzeczywiście. W tej sytuacji tylko ja jestem odpowiedzialna za to, by firma utrzymała się
na powierzchni.
- Aż tak z nią zle?
Deręk czekał, aż Teak rozważy jego pytanie. Wypił łyk wina i poczuł, jak alkohol go
rogrzewa. Nigdzie się nie spieszył. Kolacja mogła trwać nawet przez całą noc, jeśli tylko
zachowa ten przyjemny nastrój intymności. '
Fizyczny pociąg do Teak, który odczuwał od pierwszego spotkania, nadal go nie opuszczał.
Nie potrafił nazwać tego uczucia, nie potrafił usiąść i spokojnie go przeanalizować. Jednak
przebywanie z nią w jednym pomieszczeniu sprawiało mu głęboką satysfakcję. Obserwując
Teak, pojął, że ta satysfakcja nie ma erotycznego podłoża. Mimo luznych żartów na temat
seksu, chodziło o coś głębszego. To pragnienie było gorzko-słodkie, jak przyjemność czerpana z
pracy.
Teak pochyliła się lekko. Blask ognia rozświetlał jej twarz.
- Rozważania, czy to zle, czy to jest właśnie to, co chciałabym robić, a także czy mogę z
tego zrezygnować, nie pomogą mi w tej .sytuacji. I nie poprawią nastroju - dodała z uśmiechem.
- Takie dyskusje nie majÄ… sensu.
- Musisz przyznać, że jesteś interesującą osobą.
W przeciętnej stoczni rzadko trafia się ktoś tak lojalny i pełen determinacji.
- Tak, tym wÅ‚aÅ›nie jest moja firma, przeciÄ™tnÄ… stoczniÄ…· .
- Możliwe. Ale właścicielka jest osobą nieprzeciętną, kobietą, jakiej dotąd nigdy nie
spotkałem.
Czekał, by Teak na niego spojrzała. Oczy miała szeroko otwarte, zaciekawione i pełne.
- Pochlebstwa - mruknęła.
- Szczery podziw. I dokładna obserwacja.
- W tym jesteÅ› dobry.
- Nie miałem zamiaru cię urazić. Jeśli dziś po południu posunąłem się za daleko, to
przepraszam.
Skupiła uwagę na jedzeniu. Przy głównym daniu Derek zmienił temat.
- Wciąż mi nie powiedziałaś, gdzie byłem wtedy, kiedy ty bawiłaś się w mojej kuchni.
Teak roześmiała się.
- Przypuszczam, że jest mnóstwo możliwości.
- Daj mi jakąś wskazówkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]