[ Pobierz całość w formacie PDF ]

A więc prowadzę Safe Haven, schronisko dla zwierząt. Głównie z myślą o
osobach starszych i chorych, które okresowo nie są w stanie same zajmować
się swymi pupilami. I organizuję spotkania: piesków i kotków w domu
właściciela, a czasem odwrotnie, właścicieli u mnie.
Większość ludzi, którym opowiadała o Safe Haven, kiwała głową z
mieszaniną aprobaty i pobłażliwości. Jednak Harlan zareagował inaczej.
Spojrzał na Emmę tak, jakby spadła z księżyca.- Mówisz poważnie?
Urządzasz ludzko-zwierzęce randki?
- Można by to tak nazwać. Zdziwiony kręcił głową.
- A masz tam... tylko psy i koty, czy jeszcze jakąś menażerię?
pona
ous
l
a
d
an
sc
Uśmiechnęła się.
- Owszem, bywa bardzo różna menażeria. Również chomiki,
tchórzofretki, świnki morskie, papużki... Nie mieliśmy tylko jeszcze węży.
Ale spodziewam się, że będziemy mieli.
- Właściciele zwierząt płacą?
- Prawdę mówiąc, rzadko. Starzy ludzie bywają ubodzy. Ale miewamy
na szczęście sponsorów. No i naszą wielką przyjaciółkę zwierząt, doktor
Burke, która leczy je za darmo.
Ciągle kręcił głową.
- Rozumiem, że raczej nie jesteś krezusem? Spuściła oczy.
- W tej chwili nie. Safe Haven przeżywa gorszy moment. Ale -
podniosła głowę - warto się tym wszystkim zajmować. Wiesz, to zaczęło się
od mojej babci... Poszła do szpitala, ja wtedy byłam jeszcze mała... I nie miał
kto się zaopiekować jej ukochanym spanielem. Bardzo szybko umarła, a ja
myślę, że to z tęsknoty za tym psem. Więc już wtedy poprzysięgłam sobie, że
kiedyś wszystko zrobię, by ludzie tacy jak ona nie musieli zostawiać bez
opieki swoich zwierząt. I odwrotnie... No i z czasem założyłam Safe Haven.
Wciąż nie było w jego oczach zrozumienia.
Emma zaczęła się niecierpliwić.
- Wyobraz sobie - powiedziała - że ciebie samego dotknęła taka
historia. No, wyobraz sobie. %7łe coś ci się stało, a twoim ulubieńcem nie ma
się kto zaopiekować.
Wzruszył ramionami.
- Trudno mi to sobie wyobrazić. Nigdy nie miałem żadnego zwierzęcia.
Zrobiła okrągłe oczy.
- Nigdy? Nawet jako dziecko?
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Nie.
- Masz jakąś alergię na sierść? Albo ktoś w rodzinie?
- Nie.
- No to dlaczego? To znaczy rozumiem, że trudno o zwierzę na łodzi,
ale... Mogłeś mieć chociaż papugę.
Jego usta drgnęły.
- Myślisz o papudze piratów, tak?
Owszem, coś takiego wpadło jej do głowy. I zawstydziła się, że on
złapał ją na stereotypowym myśleniu.
- No... mniejsza z tym. W każdym razie nie wyobrażam sobie, jak
można nie mieć w życiu zwierzątka. Są z tego tak niebywałe pożytki,
zwłaszcza dla osób samotnych.
- Myślisz o tych różnych biednych staruszkach, co to karmią stada
kotów?
Skrzywiła się.- Ojej, zaraz staruszkach... Myślę o ludziach, którzy
stracili wszystkich swoich bliskich i został im tylko kot. Taki, co się zwija na
kolanach i mruczy wieczorami. Albo myślę o dziecku umierającym na raka,
które straciło kolegów i ma już tylko wiernego psa. Albo...
- Okej, okej, przepraszam - przerwał jej, unosząc do góry ręce w
geście poddania. - Ja zawsze myślałem o różnych kanapowcach jako o
istotach... bezużytecznych. Tak mi się zdaje.
Pokręciła głową.
- Nigdy by ci to nie przyszło do głowy, gdybyś miał kiedyś własne
zwierzę.
Nic nie odrzekł, wzruszył tylko po swojemu ramionami.
Emma westchnęła. Trudno jej było pojąć, że ktokolwiek może uznawać
pona
ous
l
a
d
an
sc
czworonoga za darmozjada. Ktoś taki musiałby być bez serca. Jednak Harlan
nie był bez serca. Pomagał jej przecież tutaj, od pierwszego dnia... Jest trochę
dziwny, ale nie jest samolubem.
Dlaczego więc wygaduje te wszystkie rzeczy? Może rodzice nie chcieli
mu kiedyś pozwolić na zwierzę i wyrobił sobie taką strategię obrony pewnej
klęski z czasów dzieciństwa? Kto wie.
- Cóż, tak czy owak... - zawahała się - straciłeś, nie mając nigdy
swego ulubieńca. Dobrze jest mieć w życiu istotę, przez którą jest się
bezwarunkowo kochanym.
- Bezwarunkowo? A co jest warta bezwarunkowa miłość jakiejś tam...
tchórzofretki?
- Myślałam raczej o psie - odrzekła Emma, niespeszona. - W każdym
razie taką miłość rzadko może dać człowiek.
- Hm - zamyślił się Harlan. - Kto wie... Mimo wszystko - poruszył
brwiami- nie myślałaś o tym, żeby się zająć po prostu pomaganiem ludziom,
skoro taka z ciebie altruistką, bez tych wszystkich dodatków zoologicznych?
Wiele razy słyszała już podobne pytanie.
- Zdaje mi się, że właśnie pomagam ludziom, nawet jeśli z owymi
 dodatkami". Zawsze są jakieś  dodatki"... Jedni żyją na łonie rodziny, inni
kochają zwierzęta, jeszcze inni mają swoje konta bankowe, samochody,
jachty... - Uśmiechnęła się i rozejrzała dokoła. - Moją specjalnością i pasją
są od dawna zwierzęta.
Odpowiedział jej uśmiechem.
- Pasją? Ach tak. No to w porządku. Jeśli pasją... Zrozumiała, że on
cały czas z lekka nie dowierza i kpi. Zaczęła więc dalej przekonywać go o
głębokim sensie przyjazni ludzko-zwierzęcej; w końcu sam człowiek to
pona
ous
l
a
d
an
sc
zwierzę, tyle że myślące. Strasznie dużo krzywdy ludzkość wyrządza
przyrodzie przez to, że wynosi się ponad nią. W iluż to laboratoriach dręczy
się niepotrzebnie różne gryzonie. A czym są tak zwane fermy hodowlane?
Przecież to obozy dla niewinnych ssaków czy ptaków...
Harlan patrzył i słuchał. Więcej słuchał, niż pytał. I dopiero pózniej
Emma zdała sobie sprawę, że efekt tej rozmowy był taki, iż on dowiedział się
o niej i o jej świecie mnóstwa rzeczy, podczas gdy ona o nim i o jego świecie
nie wiedziała nadal nic.
Harlan dłuższy czas siedział, spoglądając na telefon. Nie rób tego,
mówił sobie. I tak się w to za bardzo wplątałeś, po co masz iść dalej.
- Jeden telefon nie pogorszy sprawy - powiedział głośno. Poza tym
sam był ciekaw, co z tego wyniknie.
Sięgnął po komórkę i połączył się z Johnem Dravenem, szefem ochrony
Josha Redstone'a. Z człowiekiem, który mu uratował życie.
- Oddzwonię do ciebie - powiedział Draven, wysłuchawszy, o co
chodzi. - To pilna rzecz?
- Taka sobie - zawahał się Harlan. - Do jutra może poczekać.
- No to do jutra - usłyszał w odpowiedzi. Odkładając komórkę, Harlan
pomyślał, że właściwie nie jest pewien, czy w ogóle chce się czegoś dowie-
dzieć.
Co za historia z tą Emmą! %7łe też ta kobieta tak zaprząta jego myśli. I
dlaczegóż to? Jest atrakcyjna, niewątpliwie. Harlan dawno miał jednak za
sobą okres, gdy czuł ekscytację na widok każdej ładniejszej dziewczyny.
A może tu chodzi o to, że to ona pierwsza, od czasu tamtej traumy,
pobudziła jego zmysły? I rzecz jest interesująca przez to sama w sobie?
Emma go pobudza, to oczywiste, ale...Ale co? No właśnie. Nie o same
pona
ous
l
a
d
an
sc
zmysły przecież idzie... Bo panna Purcell ma też zalety ogólnoludzkie, jest
dzielna, pracowita i prawdopodobnie wierna. Jakże ona broni pamięci tego
nieszczęsnego Wayne'a! Ma także miękkie serce - ta jej opowieść o Safe
Haven i o stworzeniach, które je zamieszkują, o chorych i starych ludziach...
Tutaj Harlan musiał przerwać rozmyślania, bo usłyszał kroki Emmy na
pokładzie. Wracała na  Seahawka", dzwigając jakieś torby z zakupami. Przez
okno  salonu" dostrzegł, że są to papierowe torby ze sklepu spożywczego.
Dziwne, wybierała się przecież po środki czystości, potrzebne do ukończenia
prac na  Pretty Lady". A więc będzie teraz urządzała na jego łodzi jakieś go-
spodarstwo?
Nagle zrobiło mu się żal utraconej samotności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl