[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tamtego dnia opowiedział mi o magach, którzy popadli w szaleństwo, dążąc do
iluminacji, i nie potrafili już odróżnić własnej mocy od mocy swoich uczniów. W mym
życiu, przez lata wędrówki drogami Tradycji, poznawałem wielkich ludzi
podążających tą samą ścieżką. Spotkałem nawet trzech Mistrzów - w tym mojego -
którzy sztukę panowania nad materią fizyczną posiedli w stopniu nieosiągalnym, a
wręcz niewyobrażalnym dla zwykłych ludzi. Widywałem cuda, przepowiednie, które
się spełniały, reinkarnacje. Mój Mistrz powiedział mi o wojnie o Malwiny na dwa dni
przed zajęciem wysp przez Argentyńczyków. Szczegółowo opisał mi jej przebieg i
wyjaśnił przyczyny konfliktu, opierając się na układzie gwiazd.
Od tego czasu miałem okazję odkryć, że niektórzy magowie - jak ujął to Mistrz -
popadli w obłęd, dążąc do iluminacji . Ci ludzie byli pod niemal każdym względem
podobni do Mistrzów, także pod względem posiadanej mocy: widziałem, jak jeden z
nich, dzięki maksymalnej koncentracji, w ciągu kwadransa sprawił, że wy-kiełkowało
ziarno. Lecz ten człowiek, podobnie jak kilku innych, wpędził wielu uczniów w obłęd i
desperację. Niektórzy skończyli w szpitalach psychiatrycznych, raz, co udało się
79
potwierdzić, doszło do samobójstwa. Ludzie ci figurowali na sławetnej czarnej liście
Tradycji, nie istniała jednak możliwość zachowania kontroli nad ich poczynaniami. Do
dziś wielu z nich nie zaprzestało działalności.
Wszystko to w ułamku sekundy przemknęło mi przez myśl, gdy stałem przed
urwiskiem, na które nie można było się wspiąć. Rozmyślałem o dniach, które Petrus i
ja spędziliśmy na wspólnej wędrówce, wspominałem psa, który mnie zaatakował,
jemu nie wyrządzając najmniejszej krzywdy, rozdrażnienie postawą kelnera,
pijaństwo podczas przyjęcia weselnego.
- Petrusie, nie zamierzam wspinać się po tej ścianie. A to z pewnej prostej przyczyny
- to niewykonalne.
Nie odpowiedział ani słowem. Usiadł na trawie, a ja poszedłem w jego ślady. Przez
dobre piętnaście minut żaden z nas nie przerywał ciszy. Rozbrojony jego milczeniem,
postanowiłem przejąć inicjatywę i odezwałem się pierwszy.
- Petrusie, nie chcę wdrapywać się pod wodospadem, bo wiem, że spadnę. Wiem
też, że się nie zabiję, ponieważ kiedy ujrzałem oblicze mojej śmierci, zobaczyłem
także dzień, w którym po mnie przyjdzie, jeśli pozostanę wierny obranej drodze. Ale
przecież mogę spaść i do końca życia zostać kaleką.
- Paulo, Paulo... - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Dokonała się w nim jakaś
gruntowna przemiana. W jego głosie brzmiała nutka Miłości, która trawi, oczy się
rozświetliły.
- Może powiesz, że łamię przysięgę posłuszeństwa, którą złożyłem, zanim
wyruszyliśmy na pielgrzymi szlak?
- Nie złamałeś przysięgi. Nie kierujesz się ani strachem, ani lenistwem. Zapewne nie
przyszło ci na myśl, że wydałem ci bezużyteczny rozkaz. Nie chcesz się wspinać,
26
ponieważ prawdopodobnie myślisz o czarnych magach . Korzystanie z prawa do
decyzji nie oznacza złamania przysięgi. Tego prawa pielgrzym nigdy nie jest
pozbawiony.
Przez moment przyglądałem się wodospadowi, a potem zwróciłem oczy na Petrusa.
Próbowałem ocenić szansę podejścia pod górę, ale tylko umocniłem się w
przekonaniu, że to niewykonalne.
- Uważaj - podjął. - Wejdę pierwszy, nie wykorzystując żadnych mocy. I powiedzie mi
się. A jeśli zdołam to zrobić wyłącznie dzięki temu, że znajdę oparcie dla stóp, ty
także będziesz musiał wejść. Będąc na górze, pozbawię cię prawa do decyzji. Jeżeli
odmówisz, wiedząc, że wszedłem, uznam to za złamanie przysięgi.
80
Petrus zdjął buty. Był ode mnie starszy o co najmniej dziesięć lat, więc gdyby mu się
powiodło, nie miałbym żadnej wymówki. Zerknąłem na wodospad i poczułem, jak
ściska mi się żołądek.
Lecz on nie ruszył się z miejsca. Już boso, wciąż siedział na trawie obok mnie.
Spoglądając w niebo, zaczął opowiadać:
- W tysiąc pięćset drugim roku kilka kilometrów stąd Maryja Dziewica objawiła się
pasterzowi. Dziś przypada Jej święto - Matki Boskiej Opiekunki Pielgrzymów - toteż
złożę w ofierze me zwycięstwo. Tobie radzę uczynić to samo. Dar zwycięstwa. Nie
składaj Jej w darze bólu strudzonych nóg ani blizn na pokaleczonych przez skały
rękach. Cały świat składa w ofierze tylko ból i cierpienie. Nie sądzę, aby było to
godne potępienia, uważam jednak, że uradowałaby się, gdyby ludzie obdarzali Ją
także swymi radościami.
Nie byłem w nastroju do rozmów. Nadal powątpiewałem, by Petrus miał siły i
umiejętności, jakich wymagała wspinaczka po tej ścianie. Powtarzałem sobie, że to
tylko jakaś farsa. Próbował zmylić mnie pięknymi słówkami, żeby potem zmusić do
zrobienia czegoś, czego nie chciałem się podjąć. Jednak na wszelki wypadek
zamknąłem oczy i modliłem się do Przenajświętszej Panny Opiekunki Pielgrzymów.
Zlubowałem, że jeśli Petrus i ja szczęśliwie pokonamy tę stromiznę, pewnego dnia
powrócę w to miejsce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]