[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chyba tak - przyznała, choć w jej duszy coś pękło na pół. Ten pocałunek był
tym, o czym marzyła. Odpowiedziała na niego z całą miłością, jaką miała w sercu.
Przez krótką chwilę sądziła, że Kyle odwzajemnia jej uczucie, ale myliła się.
On tylko chciał ją pocieszyć, nic ponadto.
- Ubierz się, a ja w tym czasie zajrzę do Timothy'ego.
- Doskonały pomysł - odparła z udawaną pogodą.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, miała ochotę rzucić się na łóżko i zacząć
płakać, ale wiedziała, że nie może się teraz nad sobą użalać. Wzięła torbę, którą jej
przywiózł, i weszła do łazienki.
- Domyślam się, że nie powiedziałaś rodzicom, po co jedziesz do San
Francisco, mam rację? - spytał Kyle, kiedy wysiedli z samochodu.
- Powiedziałam im, że jedziemy po zakupy. %7łe chcemy kupić meble do pokoju
dziecięcego.
- Rozumiem. W takim razie nie powinniśmy raczej wracać z pustymi rękami.
Milczała. Nie miała ochoty ani na oglądanie Hunter- sów, ani ich prawników.
Jedynie świadomość, że ma przy sobie Kyle'a i że ich szanse na wygranie sprawy są
duże, poprawiała nieco jej samopoczucie.
Chcąc zrobić korzystne wrażenie, ubrała się tego ranka wyjątkowo starannie.
Nie wróciła jeszcze do wymiarów sprzed ciąży, musiała więc odrzucić sporo kreacji,
które przygotowała poprzedniego wieczora.
W końcu zdecydowała się na granatowo-białą sukienkę od Channel i dobrany
S
R
w tonacji sweter. Wyglądała w tym ubiorze bardzo kobieco, a jednocześnie dość ofi-
cjalnie.
Zostawiła w szpitalu odpowiedni zapas mleka, które pielęgniarki miały podać
Timothy'emu butelką.
Zdenerwowana czekającym ją spotkaniem nie spała dobrze. Dodatkowo miała
uczucie, że Kyle zachowuje się względem niej wyjątkowo oschle. Wprawdzie w
szpitalu ją pocałował, ale teraz sprawiał wrażenie zamkniętego we własnym,
niedostępnym dla niej świecie.
- Jesteśmy na miejscu - odezwał się, zatrzymując samochód w pobliżu
kancelarii Johnsona i Richardsa.
Piper, która większość drogi spędziła drzemiąc, obudziła się nagle.
- Przepraszam, chyba nie byłam bardzo towarzyska.
- W porządku. Jesteśmy trochę przed czasem, może więc coś zjemy? Rano
prawie nic nie wzięłaś do ust.
- Czuję się świetnie - skłamała. W rzeczywistości żołądek podszedł jej do
gardła i gdyby spróbowała teraz coś do niego wcisnąć, skutki mogłyby być
opłakane. - Chodzmy, żeby mieć to już za sobą. - Sięgnęła za klamkę.
- Piper...
Zatrzymała się i spojrzała na Kyle'a.
- Pozwól, że ja będę mówił, dobrze? Zaufaj mi, tak będzie lepiej.
Poczuła, jak coś ściska ją za gardło. Już po raz drugi poprosił ją, by mu
zaufała. Pierwszy raz zrobił to w noc, kiedy urodził się Timothy. Wówczas wyszło
jej to na dobre.
- Dobrze - zgodziła się.
- Pani Diamond? - Kobieta w recepcji uśmiechnęła się do nich na powitanie.
- Zgadza się - odparł Kyle, zanim Piper zdążyła otworzyć usta.
- Proszę za mną, już na państwa czekają.
Piper posłała Kyle'owi pełne niepewności spojrzenie i ruszyła za kobietą.
Pomyślała, że Kyle mógłby ubrać się na to spotkanie nieco bardziej elegancko. On
S
R
jednak poprzestał na dżinsach, bawełnianej koszulce i sportowej kurtce.
- Pani Diamond i jej prawnik - zaanonsowała ich przybycie sekretarka.
Siedzący za dębowym biurkiem mężczyzna wstał na ich powitanie. Miał
jakieś czterdzieści kilka lat i był ubrany w szary garnitur. Obok niego na skórzanej
kanapie siedziała elegancko ubrana para, zapewne rodzice Wesa - Margeurite i
Walker Huntersowie.
- Przywiozła pani ze sobą dziecko? - spytała od razu pani Hunters.
- Nie - odparła Piper, rzucając Kyle'owi niepewne spojrzenie.
Mąż pani Hunters położył rękę na ramieniu żony i posłał jej uspokajające
spojrzenie.
- Timothy urodził się przedwcześnie - oznajmił Kyle. - Przebywa obecnie na
oddziale niemowlęcym Szpitala Miłosierdzia w Kincade.
- A pan jest... - Walker Hunters spojrzał na Kyle'a z nie skrywaną wzgardą.
- Nazywam się Kyle Masters.
- Prawnik, jak się domyślam. - Tym razem odezwał się siedzący za biurkiem
mężczyzna.
Kyle spojrzał na niego i potrząsnął przecząco głową.
- Nie jestem prawnikiem Piper. Jestem jej mężem.
Piper stwierdziła z satysfakcją, że na twarzach zebranych w pokoju osób
odbiło się niebotyczne zdumienie.
- Mężem?! - wykrzyknęła Margeurite Hunters. - Nie wierzę!
- Zapewniam panią, że to prawda. Pobraliśmy się w zeszłą sobotę.
- Bardzo sprytnie - skomentował Walker Hunters.
- Proszę państwa, zachowajmy spokój - poprosił pan Johnson głosem nie
znoszącym sprzeciwu. - Proszę usiąść. - Wskazał Piper i Kyle'owi wolne krzesła
naprzeciw jego biurka.
Kyle uścisnął lekko dłoń żony i oboje zajęli wskazane miejsca.
- Pani Diamond - zaczął pan Johnson.
- Pani Masters - poprawił go Kyle.
S
R
- Naturalnie, przepraszam. - Prawnik uśmiechnął się lekko. - A więc pani
Masters, przejdzmy do rzeczy. - Moi klienci chcą przejąć opiekę nad pani
dzieckiem, ale zanim zaangażują się w dalsze procedury, pragną raz na zawsze
ustalić, czy dziecko, które pani nosi... - przerwał zakłopotany - przepraszam, które
pani urodziła, jest w rzeczywistości ich biologicznym wnukiem. %7łądamy więc, aby
dziecku pobrano krew i wysłano ją do analizy, aby ostatecznie ustalić ojcostwo.
- To wykluczone! - powiedział stanowczo Kyle. - Nie będzie żadnego badania.
- Słucham? - Prawnik był najwyrazniej zdziwiony.
- Powiedziałem, że nie będzie żadnego badania - powtórzył Kyle. - Nie
pozwolę, aby mój syn był poddawany jakimkolwiek testom.
- Pana syn? Czy powiedział pan mój syn"? - przerwał mu Walker Hunters.
- Piper i ja jesteśmy małżeństwem i stanowimy rodzinę. Timothy jest naszym
synem. To, że nie jestem biologicznym ojcem, nie ma tu nic do rzeczy - oznajmił z
absolutnym spokojem.
Tym razem nie wytrzymała pani Hunters.
- Bardzo zgrabna historyjka - powiedziała z sarkazmem - ale nie wierzyłam w
nią ani przez chwilę. Domyślam się, o co w tym wszystkim chodzi.
- Nie rozumiem, co pani chce przez to powiedzieć. - Kyle spojrzał na Piper,
modląc się w duchu, by nie dała się sprowokować.
- Sądzę, że doskonale pan wie, co chcę powiedzieć - odparła pani Hunters. - I
myślę, że wiem, dlaczego państwo nie chcą zgodzić się na badanie. Po prostu nie
chcecie, żebyśmy dowiedzieli się, że Wes nie jest ojcem chłopca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]