[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sloan zwyczajnie parsknął, Greg popatrzył na nich groźnie.
-
Spróbuj z nią jeszcze pogadać - zasugerował Sloan.
-
Niemożliwe. - Travis pokręcił głową. - Nie odważę się
do tego wrócić. Nie mogę. - Wyrwało mu się głębokie wes-
tchnienie. - Ale powiem wam, że mało nie wyjdę ze skóry,
jak tylko ona znajdzie się w pobliżu.
Wszystkie spojrzenia i słowa, jakie wymienili od czasu
tamtego pocałunku, naładowane były nieznośnym napię-
ciem. Kilka razy w ciągu minionego tygodnia dotknęli się
mimochodem - raz podczas wspólnego zmywania naczyń,
innym razem wpadła na niego tyłem, nie wiedząc, że za nią
stoi. Za każdym razem myślał, że zatrzyma mu się serce.
Tętno mu wariowało, krew uderzała do uszu. Stawał się
kompletnym wrakiem.
Z tego powodu czuł do siebie wstręt. Był wściekły, że
pozwala, by rządziły nim hormony. Był bezradny...
Do restauracji weszła Jane, narzeczona Grega.
-
Cześć, chłopcy - pozdrowiła ich wesoło.
Pochyliła się i pocałowała Grega w same usta. Travis na-
tychmiast pomyślał o Dianie, ich pocałunku... jego marzeniu
o kolejnym pocałunku...
-
Wpadłam tylko się przywitać - wyjaśniła.
-
Zjesz coś? - spytał Greg.
-
Nie, dzięki - odparła. - Mam tysiąc spraw do załatwie-
nia. I jeszcze zakupy.
-
Jak przymiarki? - zapytał znów Greg.
Uśmiech Jane rozświetlił całą salę.
-
Suknia będzie cudowna. Ta krawcowa, która robi po-
prawki, zna się na rzeczy i jest szybka.
Travis uśmiechnął się, nie przyznając się głośno do swoich
myśli. Ślub przyjaciela miał się odbyć już za cztery dni.
Narzeczeni poznali się ledwie miesiąc wcześniej. Travis miał
ochotę uprzedzić Grega, że czekają go różne przykre niespo-
dzianki. Dwoje ludzi, którzy żyją ze sobą, zawsze się rani.
Może uda im się choć złapać na początku trochę szczęścia.
Ale wiedział, że wystarczy kilka miesięcy, parę lat, i się za-
cznie. Bo zawsze w końcu przychodzi ból. Wiedział jednak
także, że przyjaciel go nie zrozumie, bo zapamiętał się teraz
w sentymentalnej miłości. Któregoś dnia zaczną się i dla nie-
go ciężkie czasy.
-
Travis - zwróciła się do niego Jane. - Greg powiedział mi
o Dianie, tej szamance. Bajeczna sprawa dla chłopców.
Przytakując życzliwie, Travis pomyślał, że obecność Dia-
ny w Filadelfii ma dwa oblicza. Dla bliźniaków była opatrz-
nością. Dla niego piekłem.
-
Przykro mi, że jestem tak zajęta przygotowaniami i na
nic więcej nie mam czasu - powiedziała Jane. – Bardzo chcia-
łabym zobaczyć twoich chłopców. Obiecaj, że weźmiesz ich
na ślub. No i Dianę, oczywiście. - Uśmiechnęła się szeroko. -
Będzie twoją parą.
-
Świetnie! - Travis wzniósł oczy ku niebu. - Właśnie
o tym marzyłem. Randka z kobietą, której wolałbym unikać.
- Wstał i rzucił na stół drobne za kanapkę. - Spotkamy się
w pracy.
-
Co? - Jane przenosiła spojrzenie z Grega na Sloana i
z powrotem. - Co on powiedział?
-
Nic takiego, kochanie - wyjaśnił Greg. - Biedny facet
ma problem z hormonami.
-
Jest chory? - spytała Jane.
Travis usłyszał w jej głosie szczerą troskę, mimo to nie
zawrócił. Sunął w stronę drzwi, doskonale zdając sobie spra-
wę z tego, że Sloan i Greg nie omieszkają wykorzystać okazji
i wprowadzą Jane w szczegóły, tym samym strojąc z niego
żarty, które wydadzą im się przezabawne. Dałby głowę, że
w tym względzie przyjaciele go nie zawiodą.
-
Tak, jest chory. - Greg wybuchnął hałaśliwym śmie-
chem.
-
Taa - chichotał Sloan. - Cierpi na seksualną demencję.
Travis, który jeszcze to dosłyszał, warknął tylko pod no-
sem, a policzki zalała mu purpura. Problemy hormonalne?
Seksualna demencja? Jego przyjaciele chyba kompletnie po-
wariowali.
Chciał wszystkiemu zaprzeczyć. Energicznie. Ale nie
mógł. Obawiał się, że Greg i Sloan wcale nie poszaleli.
A także, iż bezbłędnie go zdiagnozowali.
ROZDZIAŁ PIĄTY
W małej salce recepcyjnej Diana czuła się trochę obco. Od
razu zauważyła, że Travis darzy swoich przyjaciół ogrom-
nym szacunkiem. Byli bardziej jak bracia niż przyjaciele.
W czasie tego uroczystego wieczoru ściskali się, żartowali,
słowem zachowywali się tak, jak mają w zwyczaju członko-
wie bliskiej rodziny.
Jane, nowa pani Hamilton, prezentowała się świetnie
w długiej do ziemi ślubnej sukni. Jasne włosy upięte miała
w elegancki kok, a krótki, bogato wyszywany perełkami we-
lon unosił się z tyłu jej głowy jak tiulowa chmurka.
Diana nie mogła uwierzyć, że Jane zdecydowała się na
ślub po niespełna miesiącu znajomości. Jednak szaroniebie-
skie, radosne oczy panny młodej, ciągłe pocałunki, jakimi
obdarzali się świeżo upieczeni małżonkowie świadczyły, że
była to miłość od pierwszego wejrzenia, nieprzypadkowa,
wobec której czas narzeczeństwa zupełnie nie ma znaczenia.
Diana życzyła im tylko, by ich szczęście trwało dłużej niż
kiedyś jej.
Szczęście? Czy takie wszechogarniające uczucie w ogóle
towarzyszyło jej choć przez chwilę małżeństwa z Erykiem?
Choćby w dniu, gdy składali sobie przysięgę wierności?
W porównaniu z uniesieniem, jakie uosabiała Jane, Diana
czuła się w środku pusta. Tak, w związku z byłym mężem
nie doświadczyła ani minuty podobnego podniecenia, nie do- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl