[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Co cię tak rozśmieszyło? obruszyła się Stevie.
Z niejakim trudem opanował się i uznał, że należy nieco rozładować
atmosferę.
Na pewno ich nie dotykałaś? Może zbadam ci tętno?
Przestań. Oburzona cofnęła się.
Dopiero teraz zrozumiał, co ją tak zawstydziło i dlaczego jest
czerwona. Dotknęła kwiatów i jest pod ich wpływem. Jako lekarz powinien
ją zbadać. Oczywiście.
Stevie, spokojnie, nic się nie stało.
Jasne. Po raz pierwszy spojrzała mu w oczy. Ale musimy je
usunąć z szałasu. Na wszelki wypadek.
Z hamaka zmieciemy je jakimś liściem na ziemię powiedział ze
śmiertelną powagą. To wystarczy.
Nie spodobał mu się pomysł wspólnej nocy w szałasie, zwłaszcza z
zaprawionymi czymś kwiatami.
Pal licho kwiaty, noc z nią to jak spacer po rozżarzonych węglach.
Bolesny. Nie tylko dla stóp.
Kilka godzin pózniej, nie mogąc zasnąć, wsłuchiwał się w odgłosy
dżungli.
Jeśli istnieje piekło, to nie jest tam gorzej niż tutaj. Mimo że jej nie
dotykał, czuł pod palcami delikatność jej skóry, nozdrza miał pełne jej
103
R
L
T
zapachu, oczami duszy widział coraz większą tęsknotę w jej spojrzeniu...
%7łałosna chuć żałosnego samotnego faceta, który powinien zajmować
się czymś innym. Na przykład pacjentami. Tak, zajrzy do nich, a potem uda
się na statek i tam spędzi resztę nocy, na hamaku.
Podniósł się z ziemi. Odgarniając włosy z czoła, nadgarstkiem dotknął
czegoś twardego. Koralika w uchu. Dowód, że osiągnął wiek męski. Co za
absurd.
W tym momencie Stevie drgnęła, jakby to ją ukłuto. To poruszyło go
głęboko. Dotknął miejsca, którego nikt nie dotykał od czasu... Vickie.
Zacisnął powieki, czując, że jest niebezpiecznie blisko linii, której
przysiągł sobie nie przekroczyć. Usłyszał cichy głos Vickie. Prosiła, by
zwolnił się z tej przysięgi, że już czas. Nie, tu nie chodzi tylko o przysięgę,
ale o życie. O takie wybory, które drugiej osoby nie narażą na ryzyko.
Będzie dalej trzymał się swoich zasad. Jest sam od śmierci żony i jeśli w
dalszym ciągu chce pomagać chorym, tego nie zmieni.
Już na statku zasiadł nad rozdziałem poświęconym gorączce
krwotocznej w podręczniku Mansona. Przez łzy czytał notatki żony. Gdy
dobrnął do końca, głos Vickie nie ucichł. Przypominał mu, że ma teraz nową
żonę i że nie wolno mu zmarnować szansy.
Obudz się, śpiochu. Pora wstawać.
Chyba jeszcze nie świta, pomyślała. Nie zmrużyła oka przez pół nocy,
czekając, aż on wróci. Ale nie wrócił.
Dopiero teraz. Zapach jego mydła mieszał się z aromatem ognisk, na
których przygotowywano poranną strawę. Usiadła, przegarniając włosy, by
związać je w węzeł, po czym poprosiła, by wyszedł, bo chce umyć twarz i
zęby. Ale on przykucnął obok.
Jak ci się spało? zapytał.
104
R
L
T
Jej wzrok padł na porozrzucane płatki kwiatów. Pora skłamać.
Zwietnie, a tobie?
Znośnie.
Aha, oboje ciągną tę farsę, bo Matt wcale nie spędził nocy w szałasie.
Chyba że w czyimś.
Jak zdążyła się zorientować, w każdej wiosce miał kobietę chętną
zaspokoić wszystkie jego potrzeby. Podobnie jak jej były narzeczony.
Dałaby sobie głowę uciąć, że Matt jest inny niż Michael. Lojalny.
Chciał ją pocałować, gdy wieczorem stali przed szałasem Belini, ale przez
jej niewyparzony język nastrój prysł. To chyba dobrze.
Zastanawiała się, co powiedzieć, ale ją ubiegł.
Belini ma się coraz lepiej. Reszta chorych też. Sądzę, że za dzień,
dwa będziemy mogli odpłynąć.
Uważasz, że najgorsze za nimi?
Mam nadzieję.
Oby tak było. Spojrzała na jego kolczyk. A propos najgorszego,
które minęło, jak twoje ucho?
W porządku. Rano ponownie je zdezynfekowałem...
Nieoczekiwanie chwycił ją za nadgarstek. Nie ruszaj się.
W skupieniu oglądał jej przedramię.
Nie miała pojęcia dlaczego, ale jego dotyk sprawiał jej przyjemność.
Wytarzał się w tych kwiatach, jak nie patrzyła? Jeśli nawet, to nie będzie
protestowała.
Cholera... mruknął.
Matt, o co chodzi? spytała zawiedziona, bo przestał wodzić
palcem po jej ręce, a nie mogła zobaczyć, co go tak zdenerwowało.
Zobaczyła to, gdy się wyprostował. Miejsce użądlenia przez komara.
105
R
L
T
Zdrętwiała z przerażenia, tym bardziej że znalazła się w wiosce ludzi
chorych na dengę.
106
R
L
T
ROZDZIAA CZTERNASTY
Wkrótce stali na pokładzie statku.
Nawet nie wiemy, jaki to był komar.
Nie szkodzi. Odpływamy. I to zaraz.
Matt, zastanów się. Szpital nic mi nie da, dopóki nie mam objawów.
Nawet jeżeli ten komar był nosicielem, czas inkubacji to nawet dwa
tygodnie. Przez ten czas możemy spokojnie zajmować się chorymi w tej
wiosce.
Zredni czas inkubacji to cztery do ośmiu dni.
To sporo czasu. Zrobię wszystko, żeby nikogo nie zarazić.
Inni mnie nie obchodzą warknął, po czym spiorunował ją
wzrokiem. Dlaczego nie wysmarowałaś się środkiem odstraszającym?
Wysmarowałam się! Na pewno za dnia, ale go nie lubię, bo się lepi i
brzydko pachnie w nocy. Poza tym spałam pod moskitierą.
Ale zostawiłaś w niej szparę. Musiałem ją zaciągnąć, wychodząc do
pacjentów.
Czepia się.
Dopiero wtedy ją zobaczyłam.
Nie spałaś?
Nie.
To dlaczego nic nie powiedziałaś?
Wzruszyła ramionami.
A co miałam powiedzieć?
Obydwoje nie znali odpowiedzi na tak postawione pytanie.
Należało odpłynąć, jak szaman zaczął nam grozić Albo jak już było
107
R
L
T
wiadomo, że Belini przeżyje. To błąd, że się zdecydowaliśmy na tę
wczorajszą uroczystość.
Nie mieliśmy wyboru. Belini mogła umrzeć przy porodzie, dziecko
mogło umrzeć...
Znowu zaklął cicho.
Czy zdajesz sobie sprawę, co może się stać, jak złapiesz dengę?
Tak. Położyła mu rękę na ramieniu. Ja tego nie lekceważę.
Wiem, czym to się może skończyć.
Ja również.
Matt... Bardzo mi przykro, że przeze mnie wróciły do ciebie złe
wspomnienia, ale ja muszę tu zostać powiedziała z naciskiem. Jeszcze
kilka dni. Proszę, pozwól mi to doprowadzić do końca.
Przyglądał się jej przez chwilę, po czym zajął się zakładaniem
opatrunku z maści z antybiotykiem i wodoszczelnego bandaża.
Nie podoba mi się to.
Obiecuję, że odpłyniemy, jak tylko ostatni nasz pacjent poczuje się
lepiej.
To wszystko po to, żeby... Nieoczekiwanie jego ręka znalazła się
na jej karku. Muszę cię przeprosić.
Za co?
Wtedy, na lotnisku, pomyślałem, że jesteś kolejnym lekarzem, który
ucieka od szpitalnej rutyny, że zachciało ci się przygód albo chcesz coś
komuś udowodnić. Ale ty nie jesteś znudzonym medykiem. Przyciągnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]