[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sądzie?
W końcu nabrała powietrza w płuca.
 Pamiętaj, że mam większe prawa do Lockey.
 Pięćdziesiąt procent.
 Nie. Pięćdziesiąt jeden  poprawiła go.  Nie zapomnij, że
wychowywałam ją sama przez osiem lat.
Mark zagryzł usta i przez chwilę zastanawiał się nad tym, co powiedziała
Honor.
 Czy to jest wyzwanie?  spytał w końcu. Honor pokręciła głową.
 Pragnę jedynie pokojowego współistnienia. Dlatego nie chciałam
przyjeżdżać tutaj, na obcy teren.
 W końcu jednak przyjechałaś  zauważył.
 Chciałam ci pomóc  wyjaśniła.  To prawda, że nie widziałam w tym
sensu, ale zrobiłabym to dla każdego.
 Dla każdego?  spytał gniewnie.  Nie musiałaś przyjeżdżać do
Nowego Jorku. Do niczego cię przecież nie zmuszałem.
 Tak, wiem  ucięła krótko, a potem zamilkła, żeby się uspokoić.
Zamknęła na chwilę oczy.  Być może mi nie uwierzysz, ale naprawdę chcę,
żeby Lockey miała ojca. Ale prawdziwego ojca, a nie kogoś, kto traktuje ją jak
pakiet akcji albo dobrze ulokowany kapitał. Nie staraj się jej kupić. Raczej
spróbuj poświęcić jej swój czas i dużo z nią rozmawiaj. Być może oszukiwałam
samą siebie, ale muszę przyznać, że bardzo brakuje jej męskiego towarzystwa.
 Będę się więc mógł z nią spotykać?!  Mark nie krył zdziwienia.
 Jak najczęściej  odrzekła Honor.  Ale nie tak, żeby musiała wszędzie
za tobą jezdzić.
Mark spojrzał na nią groznie, a potem... się uśmiechnął.
 Wiesz co, czasami potrafisz niezle zalezć za skórę  stwierdził z
przekonaniem.
 Wiem. Dlatego chcę cię już uwolnić od swojego towarzystwa. Jedziemy
do domu  zakomenderowała.
Mark posłusznie podszedł do drzwi. Otworzył je, a następnie puścił
Honor przodem.
 Mamo, czy jeszcze kiedyś zobaczymy Marka?  spytała Lockey,
wyglądając przez okno.
Prywatny odrzutowiec Griffin Enterprises powoli nabierał wysokości.
 Nie wiem. Lubisz go?  spytała Honor, wciąż mając przed oczami
Marka, żegnającego je na lotnisku LaGuardia.
 Jasne. Nawet bardzo. Jest czasami taki jak ja  powiedziała
dziewczynka, tuląc do siebie wielką porcelanową lalkę.
Honor spojrzała na nią z ukosa. Nie, Lockey się niczego nie domyślała.
 Jeśli będziesz się z nim chciała spotkać, to poprosisz, żeby przyjechał,
dobrze?
Lockey skinęła główką.
 Mamo, a ty też go lubisz?  wypytywała dalej.
 Tak, oczywiście.
 Więc dlaczego się go boisz?
Honor poczuła nagłe ukłucie w sercu. W jej oczach stanęły łzy, ale udało
jej się powstrzymać płacz.
 Myślisz, że się go boję?
 Tak  odparła bez wahania Lockey.  Czy on jest zły?
 Nie, oczywiście, że nie. Mark jest przede wszystkim bardzo znany i
bogaty. Przecież nawet lecimy teraz jego samolotem.
 A skąd go znasz, jeśli jest tak ważną osobą?  pytała dalej Lockey.
Honor uśmiechnęła się do siebie.
 Z dawnych czasów  odparła.  Kiedy nie był jeszcze taki znany.
Mieliśmy wtedy coś wspólnego.
Oczy dziewczynki zrobiły się okrągłe ze zdumienia.
 A co?
 Mały sekret.
Honor wyjrzała przez okno. Z tej wysokości mogła podziwiać
szachownicę pól i lasów, w pięknych odcieniach świeżej wiosennej zieleni.
 To był mały sekret, który powoli rósł i rósł  dodała po chwili.
 I co? I co? Co się z nim stało?  Lockey słuchała tego jak bajki. I może
rzeczywiście brzmiało to jak bajka, tyle że bez szczęśliwego zakończenia.
 I wyrósł na coś pięknego. I ważnego. Lockey spojrzała na nią
zaciekawiona.
 Powiedz mi, co to takiego, mamo. Powiedz, proszę. Honor pogłaskała
córkę po główce.
 Może już niedługo będę ci to mogła wyjaśnić. Ale jeszcze nie teraz.
Chyba jeszcze byś tego nie zrozumiała.
Lockey wtuliła buzię we włosy lalki. Zamyśliła się na chwilę. W końcu
potrząsnęła główką.
 Nic nie szkodzi  powiedziała w końcu.  Najważniejsze, żeby Mark
był moim przyjacielem.
Honor spojrzała na nią z czułością.
 Na pewno będzie.
 A co z tobą, mamo?  zatroskała się Lockey. Zmarszczyła nawet swój
mały nosek.  Czasami mi się wydaje, że Mark cię lubi, a czasami, że nie.
Dlaczego tak często złości się na ciebie?
 Wiesz, tak to jest z ludzmi, którzy mają wspólne sekrety.
Lockey ziewnęła. Powieki zaczęły jej ciążyć coraz bardziej. Cichy szum
silników działał na nią usypiająco.
 Ale to był przecież mały sekret, mamo.
Honor pocałowała ją w czółko i przykryła pledem, który znajdował się na
siedzeniu.
 Tak, całkiem mały.
 Mark, myślę, że przez jakiś czas nie powinieneś się nigdzie pokazywać
 powiedział George Speling, patrząc z troską na gospodarza.
Znajdowali się teraz w bawialni domu Marka.
 Dlaczego? Przecież sprzedałem tę firmę satelitarną.  Mark wypił
kolejny łyk scotcha.
 Moim zdaniem to nie oznacza jeszcze, że jesteś bezpieczny  ciągnął
Speling.  Może powinieneś wyjechać na jakiś czas, co? Zaszyj się gdzieś, gdzie
cię nie znajdą.
 Na jak długo?
 Na trzy albo cztery miesiące  odparł George, a następnie dodał, widząc
zniecierpliwienie na twarzy Marka:  Uwierz mi, znam tych ludzi. To fanatycy.
Jeżeli Altiger i Brandon gdzieś się ukrywają, to w dalszym ciągu są
niebezpieczni.
Mark rozsiadł się wygodnie w fotelu i spojrzał na Spelinga.
 To dokąd powinienem pojechać?  spytał.  Mam chyba z tuzin różnych
domów.
George pokręcił przecząco głową.
 Do żadnego z nich. W każdym mogą cię dopaść.  Nagle spojrzał na
Marka z błyskiem w oku.  Wiem, że to zabrzmi dziwacznie, ale może
poszukałbyś sobie jakiejś pracy? Mógłbyś też wynająć mieszkanie w trochę
gorszej dzielnicy niż Manhattan.
George wyjął z kieszeni zwitek banknotów i położył go przed Markiem.
 Tyle powinno ci wystarczyć na początek. Nie będziesz mógł korzystać
ze swojej karty kredytowej.
Mark spojrzał na niego niepewnie.
 Chcesz powiedzieć, że mam stać się kimś zupełnie innym?  spytał z
niedowierzaniem.
 Boisz się?
Mark zaśmiał się głośno.
 Nie  odparł.  Nawet mi się to podoba.
 To świetnie.  George podsunął mu najnowsze gazety.  Wybierz coś
sobie.
Mark odsunął je od siebie.
 Tutaj nie znajdę nic ciekawego  powiedział.  Zamów mi ostatnie
wydanie  Natchez Tattler .
Speling spojrzał na niego z niepokojem.
 Chciałbym ci przypomnieć, że właśnie stamtąd wróciłeś.
Mark mrugnął do niego.
 Tak, ale to była oficjalna wizyta. A teraz chcę się tam wybrać
anonimowo. Jako, na przykład, Ned Hunter. I, oczywiście, znajdę sobie pracę.
George Speling zafrasował się lekko i potarł czoło. Wstał i podszedł do
okna. Lubił patrzeć przez okno, kiedy myślał.
 Mam wrażenie, że coś cię ciągnie do tego miejsca  powiedział,
oglądając się na Marka.
 Tak, ale Altiger tego nie wie. George pokiwał głową.
 To dobrze, to bardzo dobrze. Czy jest to pewna ładniutka blondynka
wraz ze swoją córką?  spytał jeszcze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl