[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szczycie klifu widać było drobną sylwetkę Edie Kiglatuk. Derek pomachał w jej kierunku.
Kobieta przystanęła na chwilę, po czym dała mu znak ręką. Policjant poczuł, jak ogarnia go
radość. Nie spodziewał się, że jej widok tak go ucieszy.
Zatrzymał się w miejscu, w którym rzeka wpadała do morza. Słodkowodny lód stopniał już
prawie całkowicie, a przy brzegu tłoczyły się fragmenty kry. Derek wskoczył do wody i zaczął
ciągnąć skif na drugą stronę. Edie Kiglatuk schodziła z klifu, by go powitać. Poruszała się z
gracją, jakby gładka, stroma skała była łagodna niczym alpejskie łąki. Mężczyzna pomyślał, że
ładnie wygląda. Wiosenne powietrze rozświetlało jej twarz.
- A ja już chciałam postawić na tobie krzyżyk i znalezć bardziej inteligentnego kompana do
rozmowy -powiedziała.
Policjant uniósł dłoń w geście kapitulacji. Naprawdę nie miał jak usprawiedliwić swojego
zachowania; roztargnienie nie było żadną wymówką. W końcu wciąż miał u niej dług.
- Przepraszam Edie, byłem bardzo zajęty - wyjąkał.
- No, ale teraz tu jesteś - powiedziała pogodnie. Miałam iść łowić pstrągi. Kotłują się w
górze nurtu, tam gdzie rzeka rozchodzi się w niewielkie jezioro, ale skoro przyjechałeś, to może
zapolujemy na foki?
- Wystarczą ryby - odparł. Cieszył się, że Edie się nie spieszy. Musiał trochę odpocząć.
Kobieta zaprowadziła go do rozbitego przez nią obozowiska i poczęstowała herbatą. Jeszcze
nigdy nie pił tak słodkiego i ciepłego napoju.
- Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie mam ani trójzębu, ani jigów.
Edie znikła na chwilę w namiocie. Gdy wyszła, dała mu stary trójząb i przynętę wykonaną z
czegoś, co przypominało starą puszkę po kawie.
- A ty czym będziesz łowić?
- Oj, ja tylko zabiorę się z tobą i będę się ładnie prezentować - odparła.
Derek roześmiał się głośno. Ruszyli w górę klifu. Niełatwo było dotrzymać jej kroku.
Wkrótce dotarli na szczyt wzniesienia. Przed nimi rozciągała się płaska nizina, pokryta
dywanem drobnych kwiatów i bawełny, przez którą gdzieniegdzie przedzierały się niskie,
smagane wiatrem ozy. Człowiek nie zdążył się jeszcze tutaj przedrzeć pod ziemię , pomyślał
Derek. Teren przypominał antytezę Południa, gdzie trzeba było kopać wciąż głębiej i głębiej, by
znalezć bogactwo, by odkryć ludzką historię przysypaną wiekami dziejów. Na Północy wszystko
było prostsze. Pod ziemią był tylko lód.
Derek westchnął, a Edie odwróciła się i uśmiechnęła się do niego.
- Niezle, prawda?
Dotarli nad jezioro i przedostali się na oświetlony promieniami słońca brzeg. W ciepłej
wodzie było więcej planktonu i drobnych bezkręgowców, które stanowiły pokarm dla ryb. Derek
przespacerował się wokół jeziora, by ocenić, czy uda im się cokolwiek złowić. Po jakimś czasie
wrócił do siedzącej na macie Edie i powiedział jej, że zamierza zarzucić przynętę przy
znajdującej się nieopodal dużej skale. Promienie słoneczne padały prosto na nią, więc woda w
okolicy kamienia powinna być najcieplejsza. Różnica była minimalna, ale ryby na pewno ją
wyczuwały.
Zwiat, w którym palenie marihuany i zero tolerancji miały jakiekolwiek znaczenie, wydawał
się tak odległy, że tracił realność. Derek na długie godziny zapomniał, że Edie czegoś od niego
chciała. Był po prostu rybakiem.
Ryby w tej części rzeki były przyzwyczajone do ludzi, więc zachowywały się bardzo
ostrożnie. Derek nie wiedział, ile czasu upłynęło, zanim dorodny samiec podpłynął pod przynętę.
Policjant złapał za trójząb i wbił go w bok ryby. Wyjął ją, dobił i ułożył ustami tuż przy wodzie,
by jej dusza mogła wrócić do domu. Wracając do miejsca, w którym zostawił przewodniczkę,
zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna, jest po prostu szczęśliwy.
- Zawsze miałem cię za jednego z tych ludzi, którzy nie mogą usiedzieć na miejscu -
powiedział.
- Wreszcie masz rację - odparła i poklepała leżącą obok niej torbę. - Zebrałam chrust na
ognisko. W obozie mam igunaq. Czeka nas niezła uczta.
Spojrzeli na siebie.
- Słuchaj, Edie, wiem, o czym chciałaś porozmawiać
- westchnął Derek.
Nagle poczuł, że nie mogą już dłużej grać w tę grę. Nie mogą tak po prostu udawać, że
wybrali się razem na biwak. Kobieta pokręciła głową.
- Nie, Derek, nie masz o tym najmniejszego pojęcia.
Przyłożyła palec do ust. Czas na rozmowę jeszcze nie nadszedł.
Po powrocie do obozu rozpalili ogień. W oczekiwaniu na rybę skubali mięso morsa. Gdy
pstrąg był gotowy, podzielili między siebie głowę - najsmaczniejszy kąsek -z zadowoleniem
chrupiąc kości i wysysając oczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]