[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kierowca złapał stację grającą pop i nastawił głośniej.
Niespodziewanie Shahid usłyszał kawałek, który sprawił, że jego stopy zaczęły
wystukiwać rytm. The Doors? Nie, pomyłka, to było coś zupełnie świeżego, the Stone Roses
albo Inspiral Carpets, jedna z tych gitarowych grup z Manchesteru. Cokolwiek to było,
podniosło go na duchu. Muzyka zawsze działała na niego jak zastrzyk adrenaliny. Naraz
nabrał ochoty uderzyć w koperczaki do własnej nauczycielki, która wyciągnęła go z domu na
cały wieczór. (Gdyby tylko mógł zapytać, dokąd.) Kiedy już zaprzestał prób opanowania się,
uświadomił sobie, że mu się to podoba. Teraz był pewien, że znajduje się we właściwym
miejscu. Tak, to nie było takie złe; Chili z pewnością tego nie robił.
- Namyśliłem się - powiedział.
- Proszę?
- Chcę spróbować.
- Na pewno?
Zamknął oczy, włożył pigułkę do ust i popił wodą. Potem wyciągnął ramię i
przygarnął ją do siebie. Natychmiast przytuliła głowę do jego piersi. Pragnął ją pocałować,
zbierał się na odwagę, ale bał się, że popełni gafę; Chili przestrzegał go przed częstym błędem
- słuchania mowy ciała zamiast kobiecego głosu. Na miłość boską, była przecież jego
nauczycielką, mogli go wylać z college'u.
Skręcili w wąską ślepą uliczkę, wymarzone miejsce dla mordów w otoczeniu
warsztatów, pozamykanych garaży i nędznie wyglądających drzewek. Wzięli ostry zakręt w
przyległy zaułek. Na jego końcu, nieznacznie wibrując dzwiękiem, znajdował się White
Room.
Był to stary skład srebra. Wiódł do niego podjazd, pośrodku którego wydzielono
ścieżkę za pomocą zwojów kolczastego drutu. Cały ten obszar, otoczony wysokim płotem,
tonął w powodzi ostrego żółtego światła, które nadawało mu wygląd więziennego dziedzińca.
Trzy wejścia jak do schronu były obsadzone wartownikami mruczącymi do krótkofalówek.
Mimo mroznej nocy oblegały ich prawdziwe tłumy. Dzieciaki, których nie wpuszczono,
dygocząc, trzymały się kurczowo krat ogrodzenia. Inne próbowały się po nich wspinać,
zupełnie jak uchodzcy, wrzeszcząc w stronę budynku, dopóki nie zostały ściągnięte z
powrotem na ziemię i odepchnięte od płotu.
Deedee podała swoje nazwisko i zostali wpuszczeni. Filmowani kamerami ochrony
przeszli przez wejście w świetle jupiterów, ścigani zazdrosnymi spojrzeniami, zupełnie jak
gwiazdy pop podczas premiery. Weszli do ciemnej części barowej, w której ludzie siedzieli
pod spadochronami, sącząc wodę mineralną i soki. Alkoholu nie sprzedawano.
- Tędy.
Prowadziła go poprzez labirynt korytarzy z falującego płótna. W końcu znalezli się w
ogromnej sali, mieszczącej już co najmniej pięćset osób, na której ścianach migotały ciągle
zmieniające się slajdy. Gwar rozmów rozlegał się z mocą trąby powietrznej
międzyplanetarnych odgłosów. Silne strumienie kalejdoskopowego światła przeszywały
powietrze. Wielu mężczyzn było obnażonych do pasa i miało tylko bardzo skąpe kąpielówki;
niektóre kobiety urzędowały topless albo w króciutkich szortach i bluzkach z siatki. Jedna, z
wyjątkiem butów na wysokich obcasach, była zupełnie naga i próbowała kopulować z
olbrzymim plastikowym penisem przyczepionym do własnych ud. Inne nosiły stroje z gumy,
rozmaite maski albo też ubrały się jak małe dziewczynki. Tańczono ekstatycznie, pojedynczo.
Niektórzy pogwizdywali, inni krzyczeli w upojeniu.
Deedee przysunęła wargi do jego ucha. Przemożna bliskość jej włosów i zapach skóry
przyprawiły go o prawdziwy wstrząs.
- Zabawimy tu tylko chwilę i ruszamy dalej - próbowała przekrzyczeć to piekło.
- Niedługo chyba uwierzę, że potrafię latać!
- Dlaczego? Dobrze się czujesz?
- Nie wiem.
- Mam wrażenie, że cię do tego zmusiłam.
- Owszem, ale jestem ci wdzięczny. Chyba można to nazwać edukacją?
Tańczyła energicznie, potem zwolniła i zaczęła się poruszać bardziej zmysłowo,
niczym rozwijająca się lina. Stał na wprost niej, wbijając stopy w podłogę w obawie, że
uniesie się w powietrze.
Półprzymkniętymi oczyma wpatrywał się w rozżarzone opary ultrafioletu. Poprzez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]