[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okularów, workowatych ciuchów. Potem jeden z nich przyparł mnie do
regału i przytrzymywał za ramiona...
Podniosła się i przeszła przez pokój, kładąc dłonie na ramionach
Nate'a.
- O, w ten sposób. - Popchnęła go na ladę. - I dotykał mnie tutaj... i
tu... - Położyła dłonie na jego piersi.
Nie miała pojęcia, że się rozpłakała, dopóki twarz Nate'a nie stała
się jedynie rozmazanym obrazem. Objął ją i mocno przytulił. Z jakiegoś
powodu ten gest, który miał ją uspokoić i pocieszyć, spowodował, że
rozszlochała się gwałtowniej i nie mogła opanować spazmatycznego
płaczu. Nate szeptał jej kojące słowa i głaskał ją po ramionach. - W
porządku. Oni poszli. Nie wrócą. - Wiem, wiem - zaszlochała. - Na
szczęście pojawiła się pani Monroe, bibliotekarka. Uciekli.
- Ale nie zrobili ci krzywdy, prawda? - Ocierał palcami łzy
RS
spływające po jej policzkach.
- Nie - odparła, łapiąc oddech. - Właśnie dlatego nie powinnam się
tym aż tak bardzo przejmować. Nic mi nie zrobili, ale...
- Ale poczułaś się zraniona i upokorzona - orzekł ze znajomością
rzeczy. Przygarnął ją blisko do siebie, a ona przytuliła zalaną łzami
twarz do jego piersi. Słyszała bicie jego serca, czuła świeży zapach jego
czystej koszuli. Chciała tak zostać na zawsze, zamknięta w jego silnych
i bezpiecznych objęciach, które ochroniłyby ją przed całym złem tego
świata. Wiedziała, że powinna się wyswobodzić. Ten moment nie będzie
trwał wiecznie. Nate nie należał do mężczyzn, szukających bliskości,
drugiej osoby. Po prostu był uprzejmy i współczujący.
Powinna teraz go pożegnać i umknąć co sił w nogach do
nieprzytulnej sypialni. Jednak uginały się pod nią kolana, a buty miały
ciężar ołowiu. Nie mogła się ruszyć, była jak zahipnotyzowana. Oparła
się mocniej o Nate'a, pozwalając, by ją podtrzymał, by scałowywał
ostatnie ślady łez z jej policzków.
Nagle nastrój raptownie się zmienił. Nie wiedziała, kiedy i jak do
tego doszło. Powietrze stało się duszne i ciężkie jak przed burzą. I wtedy
pocałunki Nate'a stały się namiętne. Ujął jej twarz w dłonie, pocałował
w usta. Wiedziała, że nie ma to nic wspólnego ze współczuciem i
uprzejmością. Oddala mu pocałunek. Nie miała pojęcia, gdzie nauczyła
się całować. Może widziała to w kinie, być może czytała o tym w jakiejś
książce, a może po prostu kierowała się instynktem.
Ciszę zakłócił przerazliwy dzwonek telefonu.
Nate przerwał nagle pocałunek, jak gdyby użądliła go osa. Claire
zachwiała się gwałtownie i prawie straciła równowagę.
- A niech to, niech to... - wymamrotał.
RS
ROZDZIAA SIÓDMY
Nie musiał podnosić słuchawki, myślała, idąc jak błędna do
sypialni. Gdyby to ona całowała Nate'a, pozwoliłaby, żeby dzwonek
dzwięczał bez końca. Och, zwykły telefon nie wyrwałby jej z jego ramion.
Może spowodowałoby to jedynie trzęsienie ziemi albo pożar czy potężny
huragan.
Jemu wystarczył jednak dzwonek telefonu. Tak mało znaczył dla
niego ten pocałunek, sądząc po tym, jak pospiesznie rzucił się do
słuchawki. Claire natychmiast wybiegła z kuchni. Nie chciała słyszeć
ani słowa z rozmowy. To nie jej sprawa, kto dzwoni do niego w środku
nocy. Zawsze uważała, że podsłuchiwanie cudzych rozmów jest czynem
wysoce nagannym. Trudno jednak zaprzeczyć, że ciekawość kazała jej
stanąć w progu sypialni i bezwstydnie słuchać.
- Diano... - odezwał się. - Dostałem twoją wiadomość. Przepraszam
cię za to. Pracowałem. Powtarzałem ci ciągle, żebyś na mnie nie liczyła.
W moim fachu nigdy nic nie wiadomo, zawsze może zdarzyć się coś
nieoczekiwanego.
Zapadła długa cisza. Claire doszła do wniosku, że Diana jest
bardzo gadatliwÄ… osobÄ….
- Nikt, kogo znasz - powiedział. - Po prostu przyjaciółka... Nie, nie
dziewczyna. Przyjaciółka. Jest pózno. Zadzwonię do ciebie jutro... Tak,
ona tutaj jest. Pracujemy razem nad pewnym projektem. To służbowa
sprawa. Nie obchodzi mnie, czy wierzysz mi, czy nie. Taka jest prawda.
Od początku wiedziałaś, że nie jestem zainteresowany związkiem na
dłuższą metę... Nigdy nie byłem i, nigdy nie będę. Do widzenia.
Pożegnał się, ale nie słyszała dzwięku odkładanej słuchawki. Może
Diana ciągle mówiła. Claire skorzystała z okazji, by zamknąć się w
sypialni, wyskoczyć z ubrania i włożyć flanelową nocną koszulę, którą
zabrała z domu. Zdążyła ułożyć się w ogromnym łóżku i podciągnąć koc
pod brodę, kiedy Nate zapukał do drzwi.
- Tak? - Zabrzmiało to piskliwie, ale była zdziwiona, że w ogóle
RS
udało jej się wydobyć jakiś dzwięk ze ściśniętej krtani.
Wszedł, zamykając za sobą drzwi. Zastanawiała się, czy nie
powinna udawać, że już zasypia.
- Przepraszam za to - powiedział.
Nie wiedziała, za co przeprasza - za pocałunek, czy za to, że w
takiej chwili odebrał telefon.
- Zdarza się - odrzekła, siląc się na swobodny ton, chociaż dygotała
pod kocem tak, że Nate musiał to zauważyć. Zdarza się było
neutralną, nic nie znaczącą odpowiedzią. Przepełniła ją duma, że tak
zręcznie wybrnęła z kłopotliwej sytuacji.
- Może zdarzało się tobie. - Oparł się o framugę. - Ale nie zdarza się
mnie. Nie tak często.
- Jeżeli mówisz o telefonach w środku nocy... - Wzięła głęboki
oddech.
- Nie mówię o telefonie. W ogóle nie powinienem go odbierać.
Sądziłem, że to może być coś ważnego, ale nie było - odparł obojętnie. -
Myślę o tym, co się zdarzyło przed telefonem.
- Ach, o tym. - Próbowała go zbyć, zachowywać się, jak gdyby nic
się nie stało. - To moja wina. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Zwykle nie
wypłakuję się w ramionach obcych ludzi.
- Uważasz mnie za obcego człowieka? - Przyglądał jej się z
namysłem.
- Nie, oczywiście, że nie - zapewniła go. - Nie wiem, dlaczego tak się
wyraziłam. Doceniam twoje... twoje współczucie...
- Współczucie nie ma z tym nic wspólnego - oświadczył cierpko. -
Ty nie rozumiesz, prawda? Nie potrafię trzymać rąk przy sobie, kiedy
jesteś blisko. I to nie dlatego, że mi ciebie żal. Masz rację co do jednej
rzeczy. To twoja wina, że wyglądasz tak piekielnie pociągająco w tej
swojej obszernej bluzie.
Dobrze, że leżała w łóżku, bo gdyby stała, osunęłaby się z wrażenia
na podłogę. Pociągająca? Czy on stracił zmysły? Oszalał?
- Ja? Pociągająca? - powtórzyła.
RS
- Ty. - Wskazał ją oskarżycielsko palcem. - Tym bardziej
pociągająca, że nie masz pojęcia, jak działasz na mężczyzn. Ukrywasz
swą atrakcyjność, a ja przywykłem do kobiet które na każdym kroku
podkreślają swe kobiece wdzięki. Ty jesteś inna.
Usiadła wyprostowana, opierając się o ściankę łóżka. Koc się trochę
zsunął, ale Claire tego nie zauważyła.
- Nie musisz mi mówić, do jakiego stopnia jestem inna. Wiem o
tym, odkąd zaczęłam nosić okulary, urosłam trzynaście centymetrów, a
moje piersi osiągnęły imponujące rozmiary. To wszystko w przeciągu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]