[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Do pana Jamesa McCorda, w sprawie kosztów
reklamy...
Steven zwykle bardzo szybko dyktował i dzisiej-
szy dzień nie był wyjątkiem.
Gdy na chwilę przerwał, Chloe była już bliska
podjęcia decyzji, żeby pozwolić mu towarzyszyć
sobie do Irlandii. Z pewnością wszystkim by się
spodobał, a jego obecność przynajmniej na jakiś czas
zamknęłaby usta jej ojcu.
92 KATHRYN ROSS
Kiedy skończył dyktować, Chloe przypomniała
mu:
 Powinieneś dziś zadzwonić do Waterside. Apo-
za tym kierownik Galley prosił, żebyś ocenił ich
pomysł na promocję.
 Dobrze, zrobię to za chwilę  rzekł Steven,
spoglÄ…dajÄ…c na zegarek.  Powiedz mi najpierw,
dlaczego nie podobały ci się te kandydatki na opie-
kunkę do Beth, z którymi dziś rozmawiałaś?
 No cóż, ta Szwedka, chociaż naprawdę urodzi-
wa, wydała mi się zanadto zasadnicza. Myślę, że
wciąż by czegoś Beth zabraniała. Druga, pani McAr-
thur, ma chyba obsesję na punkcie czystości. Sama
lubię czystość, ale liczą się przecież także uczucia.
Plama z błota na dywanie to nie takie nieszczęście.
 No pewnie. Ata trzecia?
 Pani Reardon to całkiem miła kobieta, ale nie-
stety sama ma trójkę dzieci, i chociaż to już nastolat-
ki, to z pewnością nie mogłaby pracować dłużej niż
do siódmej. Szkoda, bo to ciepła osoba i chyba
świetna kucharka. Ale nie traćmy nadziei, jutro przyj-
dÄ… jeszcze dwie kandydatki.
ROZDZIAA ÓSMY
Chloe siedziała na ławce w parku i rozwijała z folii
kanapkę z tuńczykiem, który jakoś nie pachniał za-
chęcająco. Chyba za długo trzymała w lodówce ot-
wartą puszkę. Zawinęła wszystko z powrotem i wy-
rzuciła do pojemnika na śmieci.
Nie było już czasu, by kupić sobie coś w sklepie.
Lada chwila miał się tu pojawić Nile, a ona musiała
wrócić do biura za pół godziny, więc z westchnie-
niem ponownie usiadła na ławce.
W nieśmiałym jeszcze, wiosennym słońcu park
wyglądał przepięknie. Niemal z dnia na dzień roz-
kwitły drzewa wiśniowe, a różnokolorowe tulipany
pochylały na wietrze główki nad sztucznym stawem.
Trudno było uwierzyć, że jeszcze dwa tygodnie temu
wszystko otulała gruba pierzyna śniegu.
W pracy wrzało jak w kotle. Renaldo o mały włos
nie wycofał się z umowy, która miała być podpisana
za dwa tygodnie, tak więc sprawy osobiste zeszły na
dalszy plan. Steven ani słowem nie wspomniał o tym,
co się niedawno wydarzyło w jej mieszkaniu. Pewnie
w ogóle o tym zapomniał. Niestety Chloe nie po-
trafiła zapomnieć. Wspominała te chwile zwłaszcza
wtedy, kiedy Steven był gdzieś w pobliżu i gdy
przelotnie spotykały się ich spojrzenia.
94 KATHRYN ROSS
W ubiegłym tygodniu po raz pierwszy razem
z nim podejmowała jego gości. Jedna z najlepszych
restauracji dostarczyła wszystko do domu Stevena,
Chloe pozostało tylko pełnić honory pani domu w ja-
dalni i bawić sześciu biznesmenów, co przyszło jej
bez najmniejszej trudności. Na tę okazję sprawiła
sobie nowy, granatowy kostium z białą lamówką
i upięła włosy w luzny węzeł. Steven zaś był znako-
mitym gospodarzem, a gdy wyszli ostatni goście,
odwiózł ją do domu.
Nie wiedzieć czemu, poczuła się troszkę rozcza-
rowana, kiedy przy pożegnaniu pod jej domem nie
pocałował jej, uśmiechnął się tylko, jeszcze raz jej
podziękował, powiedział dobranoc, wsiadł do samo-
chodu i odjechał. Przecież tego właśnie chciała,
prawda?
Z zamyślenia wyrwał ją głos Nile a.
 Hej, Chloe, przepraszam cię za spóznienie, za-
trzymali mnie w pracy.
 Nic się nie stało.
 Jak się masz?  zapytał, siadając przy niej.
 Dobrze, a ty?
 Też dobrze  wzruszył ramionami i sięgnął do
teczki. Przez chwilę Chloe zastanawiała się, czy
może pamiętał o jej urodzinach i przyniósł kartkę
z życzeniami, ale kiedy wyjął dokumenty, które
miała podpisać, o mało się nie roześmiała głośno na
myśl o swojej naiwności.
 To ładnie, że zgodziłaś się przepisać na mnie
dom, Chloe, naprawdę jestem ci wdzięczny.
Chloe wzięła od niego papiery i zaczęła je przeglądać.
WIECZORY W LONDYNIE 95
 Nie musisz ich czytać  powiedział, zdziwiony.
Chloe podniosła wzrok znad dokumentów i ode-
zwała się cicho:
 Dziękuję ci za radę, ale nigdy niczego nie
podpisuję, póki nie przeczytam.
Uważnie przeczytała wszystko do końca, po czym
złożyła podpis w odpowiednim miejscu.
 Jeszcze raz ci dziękuję  odezwał się szorstko
Nile.  I nie martw się, zwrócę ci te pieniądze, które ci
jestem winien.
Chloe, będąc realistką, świetnie wiedziała, że to
nigdy nie nastąpi, ale machnęła tylko ręką i oddała
mu papiery.
 %7łyczę ci szczęścia w życiu, Nile  powiedziała
z miłym uśmiechem.
 Tak... Ja tobie też  rzucił pospiesznie i wstał
z Å‚awki.
 Gdzie byłaś?  zagadnął ją Steven, kiedy tylko
weszła do biura.
 Musiałam załatwić pewną sprawę  odrzekła,
wieszając płaszcz.
 Chcesz powiedzieć, że spotkałaś się z Nile em
Flynnem?
 Skąd wiesz?  spojrzała na niego zdziwiona.
 Dzwonił tu. Miał nadzieję, że cię jeszcze za-
stanie. Chciał uprzedzić, że się spózni  powiedział
sucho.
 Skoro wiesz, gdzie byłam, to po co pytasz?
 zapytała Chloe z irytacją w głosie.
 Hej, nie złość się na mnie  ostrzegł ją Steven,
96 KATHRYN ROSS
przysiadając na brzegu biurka.  Nawet na starość
należy zachować dobre maniery.
 Na starość?  zdumiała się Chloe, patrząc na
niego zmrużonymi oczami.
 Ptaszki za oknem ćwierkają, że dziś są twoje
trzydzieste urodziny.
 Naprawdę?  skrzywiła się Chloe.  Pozwę je
do sądu za zniesławienie.
Steven sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynar-
ki i wyjął małe pudełeczko opakowane w ozdobny
papier.
 Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin  po-
wiedział.
Gdy Chloe spoglądała z niedowierzaniem na pu-
dełeczko, nie próbując go nawet dotknąć, dodał z bły-
skiem rozbawienia w oku:
 Otwórz, nie bój się, nie wyskoczy z niego żaden
diabełek.
 Jestem bardzo wzruszona, że pamiętałeś o mo-
ich urodzinach  bąknęła.
 Pamiętałem też w zeszłym roku, prawda?
 To prawda  uśmiechnęła się Chloe. Rok temu
kazał jej dostarczyć do pracy piękny bukiet kwiatów.
 Ale naprawdę, nie powinieneś był tego robić  do-
dała, sięgając po paczuszkę.
 Może nie, ale bardzo chciałem.
Gdy odwinęła papier i otworzyła wieczko, w pro-
mieniach słońca zaiskrzył delikatny diamentowy
krzyżyk na cienkim, złotym łańcuszku.
 Jest piękny, Steven. Bardzo ci dziękuję.
 Zapomniałbym o kartce  powiedział Steven
WIECZORY W LONDYNIE 97
i podał jej kopertę, którą oparł o kalendarz na jej
biurku.
W środku była reprodukcja ślicznego obrazu
przedstawiającego róże, wydrukowany napis ,,Wszyst-
kiego najlepszego z okazji urodzin  i ręczny dopisek:
,,Serdeczności i uściski od Stevena i Beth  . Kiedy
Chloe zauważyła, że mała sama napisała swoje imię
i słowo ,,całuski  , łzy wzruszenia zakręciły jej się
w oczach.
 Nie martw się  uśmiechnął się pocieszająco
Steven.  %7łycie zaczyna się po trzydziestce... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl