[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niego najważniejsza na świecie, a przez to każda dziewczynka w jej wieku stawa-
ła mu się bliska. Marzył o chwili spotkania z nią, ze swym przyjacielem Solem,
oraz ukochaną Sosą. . .
Teraz jednak te marzenia obróciły się w gruzy. yródło jego ambicji zostało
zniszczone. Wszystko na świecie wydało mu się pozbawione znaczenia.
Soli była może taka, jak ta urwiska z plemienia Pan, śmiała i pełna życia, lecz
zręcznie radząca sobie za pomocą łez, gdy tylko coś stanęło jej na przeszkodzie.
Nigdy się tego nie dowie, gdyż Var ją zabił.
Var z pewnością umrze, a Helikon zostanie zrównany z ziemią, gdyż to Bob
doprowadził do zamordowania Soli. Nikt z winnych nie ocaleje, nawet Sos Nie-
uzbrojony, najbardziej winny ze wszystkich.
Chodził tak w kółko, miotany pełną rozpaczy wściekłością. Czekał tylko na
świt, by rozpocząć swą zemstę. Tyl na pewno chętnie dopilnuje oblężenia Heliko-
nu do czasu jego powrotu.
13
Po miesiącu uciekinierzy znalezli się daleko poza Imperium lecz Var, który
na własnej skórze poznał upór Bezimiennego, nie odważył się odpoczywać. Wie-
dział, że ludzie z miejscowych plemion wskażą Wodzowi drogę. W tej sytuacji
tylko nieustanna ucieczka dawała jakąś szansę.
Z początku Soli chowała się, gdy kogoś spotykali, gdyż oficjalnie była mar-
twa. Potem wpadła na pomysł, że może się przebrać za chłopca i nikt jej nie pozna.
Wędrowali więc razem  brzydki mężczyzna i ładny chłopiec.
Wyruszyli na zachód, gdyż na wschodzie rozciągało się Imperium Wodza,
a Soli słyszała, że na południu leży ocean. Rozległe, pustynne Złe Kraje zmusiły
ich do zwrócenia się na północ. Starali się unikać kłopotów, lecz gdy nie było
to możliwe, walczyli. Pewnego razu jakiś pyskaty wojownik z mieczem wyzwał
Vara, nazywając go zmutowanym pederastą. Var nie znał tego drugiego słowa,
domyślił się jednak, że miała to być obelga. Wstąpił więc do Kręgu, po czym zła-
mał tamtemu nos i rozbił głowę pałkami. Po walce przeciwnik nie był ani trochę
ładniejszy od Vara. Innym razem jakieś małe plemię próbowało nie wpuścić ich
do gospody. Var stłukł jednego, Soli drugiego, a reszta uciekła. Wojownicy spoza
Imperium nie umieli porządnie walczyć.
W drugim miesiącu wędrówki natknęli się na pustynię tak wielką, że znów
musieli zawrócić. W obawie przed Wodzem szli przez pustkowia unikając utar-
tych szlaków.
W tych niegościnnych okolicach trudno było jednak znalezć jedzenie. Nie
mieli czasu na zastawianie sideł i cierpliwe czekanie na zwierzynę. Soli prze-
stała więc udawać chłopca i chodziła do gospod, by uzupełniać zapasy. Var krył
się zawsze w pobliżu. Za którymś razem Soli wróciła z wiadomością, że Nie-
uzbrojony przechodził tędy dwa, lub trzy dni temu. Był już poza swym Imperium,
lecz nikt nie mógł z nikim pomylić białowłosego olbrzyma, który nie wstępował
nigdy do Kręgu i odzywał się tylko po to, by opisać Vara i upewnić się, czy tędy
przechodził. Towarzyszący uciekinierowi chłopiec najwyrazniej nie interesował
Bezimiennego.
A więc to była prawda. Wódz wyruszył w pościg za nim, porzucając wszystko
inne. Var odczuwał strach i żal. Miał nadzieję, że ta mordercza furia minie i nie
80
upłynie wiele czasu, gdy wojna z Górą zmusi Bezimiennego do powrotu. Wódz
mógłby, rzecz jasna, wysłać za Varem kogoś innego, lecz Var załatwiłby się z ta-
kim człowiekiem w Kręgu bez wyrzutów sumienia. Nie mógł tylko zdobyć się na
walkę z samym Wodzem, nie ze strachu, choć wiedział, że tamten by go zabił,
lecz dlatego, że był on jego jedynym prawdziwym przyjacielem.
Teraz jednak już wiedział, że tak się nie stanie. Wódz nigdy nie zrezygnuje
z pościgu.
Skręcili znowu na północ. Poruszali się szybko. Sypiali w lesie, na otwartej
przestrzeni i w tundrze. Soli przynosiła zapasy z gospod, czasem jako dziewczyn-
ka, czasem jako chłopiec.
Wieści ich jednak wyprzedziły. Gdy spotykali obcych, ci rozpoznawali ich
coraz częściej:
 Ty, z cętkowaną skórą, czy to nie ciebie ściga olbrzym?
Z reguły jednak przypadkowo spotkani ludzie nie wtrącali się, gdyż Var ucho-
dził za prawdziwego mistrza pałek. Tutaj, wśród słabo wyszkolonych wojowni-
ków, była to prawda. Nieliczni, którzy postanowili wyzwać go do walki w Kręgu,
wkrótce stawali się posiniaczonym świadectwem tego faktu.
Mało kto podejrzewał, że towarzyszący Varowi chłopiec jest jeszcze lepszym
wojownikiem, który posiadł zarówno wyrafinowaną sztukę walki na pałki, jak
i umiejętność walczenia bez broni. Wychodziło to na jaw dopiero wtedy, gdy oboje
musieli stawiać czoła agresywnym bandom, które nie przestrzegały zasad Kręgu.
Soli ustawiała się zawsze za plecami lub po bokach Vara i walcząc w ten sposób
potrafili dokonać istnych pogromów.
Po dalszych dwóch miesiącach dotarli do końca terytorium Odmieńców. Da-
lej nie było już gospod. Skończyły się łatwe do przejścia trakty budowane przez
ciągniki Odmieńców. Pustkowie stało się całkowite. Ponadto nastała zima.
Nie zrażeni tym zapuścili się w pokrytą bielą krainę pełną nagich drzew. Peł-
no tu było rozpadlin oraz ukrytych pod śniegiem kamieni, o które łatwo było się
potknąć. O zmierzchu znów zaczął padać śnieg, z początku łagodnie, potem coraz
gęściej. Soli stała się ponura i milcząca. Nie była do tego przyzwyczajona. Nigdy
przedtem nie miała do czynienia ze śniegiem. Widywała go tylko z daleka i przez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl