[ Pobierz całość w formacie PDF ]

o wszystkim.
- Nie - sprzeciwił się Gerard głosem niewiele różniącym
siÄ™ od szeptu. - Zawiezcie mnie dokÄ…dkolwiek, byle nie do
domu. Nie chcę jej martwić. - Chwycił Moidore'a za ramię.
- Przyrzeknij mi, Tom.
Moidore już sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim
sądzić.
- Dobrze, skoro siÄ™ upierasz. Zabieram ciÄ™ w takim razie
do siebie na Brook Street. Tam będziesz mógł wypocząć
i dojść jakoś do siebie. Tylko co ja jej powiem?
- Powiedz jej... powiedz jej... Po prostu skÅ‚am, że w pil­
nej sprawie musiałem opuścić miasto. Zresztą wymyśl, co
chcesz.
Moidore z westchnieniem kiwnął głową. Cóż, trzeba speł-
niać proÅ›by przyjaciół - pomyÅ›laÅ‚, po czym pomógÅ‚ Justino­
wi sprowadzić Gerarda z ringu.
Oklaski towarzyszyły im do samej szatni.
ROZDZIAA DWUNASTY
Torry nie wiedziała, jak, kiedy i gdzie ma powiadomić
Gerarda o swojej wewnÄ™trznej przemianie. Nie wiedziaÅ‚a na­
wet, czy bÄ™dzie mogÅ‚a dać mu to, czego on tak otwarcie pra­
gnął, czyli siebie samą. Nie zależało jej też na uzyskaniu
pewnoÅ›ci, czy Gerard jÄ… kocha. Cokolwiek nim powodowa­
Å‚o, miÅ‚ość czy tylko pożądanie, jej uczucia do niego nie po­
zostawiały najmniejszych wątpliwości. Prowadząc z nim od
kilku miesięcy wspólne życie, widując go na co dzień i w
różnych sytuacjach, odkryÅ‚a wreszcie, że jej szacunek, a po­
tem podziw zaowocował miłością.
Kiedy siÄ™ to staÅ‚o? Daty w tej sferze byÅ‚y zÅ‚udne. Zako­
chać siÄ™ w nim mogÅ‚a równie dobrze w Londynie, jak w Moi­
dore, albo tamtego dnia, gdy pojawiÅ‚ siÄ™ w redakcji  Sztan­
daru Kobiet" jako rabuś, ona zaś powitała go wycelowanym
weń rewolwerem. Spojrzał wtedy na nią z zuchwałością
w oczach, a jego twarz, szorstka i surowa, jakby przechowu­
jÄ…ca Å›lady rzezbiarskiego dÅ‚uta, wydaÅ‚a siÄ™ jej obliczem zdo­
bywcy.
Kiedy wiÄ™c tego dnia nie wróciÅ‚ do domu, przeżyÅ‚a boles­
ne rozczarowanie. Jego nieobecność przedłużała się i Torry
zaczęła się niepokoić. Wreszcie nadeszła wiadomość od lorda
Moidore'a, że Gerard w pilnej sprawie musiał wyjechać
z Londynu i na razie trudno jest określić datę jego powrotu.
232
Torry poczuła się tak, jakby spojrzała w głąb przepaści.
Czy go straciÅ‚a? BÅ‚agaÅ‚ jÄ… wówczas na klÄ™czkach o zmiÅ‚owa­
nie, ona zaÅ› go odtrÄ…ciÅ‚a. Taki brak litoÅ›ci nie może ujść bez­
karnie. Kto wie, czy w tej chwili Gerard nie pociesza siÄ™
w ramionach Daisy Gascoyne lub jakiejÅ› innej kobiety. Czy
w takim razie popełniła błąd? O błędzie można mówić, gdy
rozpatrujemy pewne możliwoÅ›ci, potem zaÅ› wybieramy jed­
ną z nich. Ona zaś niczego nie rozpatrywała i niczego nie
wybieraÅ‚a. Po prostu niosÄ…c brzemiÄ™ życia, niekiedy siÄ™ po­
tykała.
Chwycił ją za gardło paniczny strach. Myśl, że być może
utraciÅ‚a coÅ›, co wÅ‚aÅ›nie odnalazÅ‚a, wydawaÅ‚a siÄ™ nie do znie­
sienia. Torry miaÅ‚a ochotÄ™ krzyczeć i rozorywać twarz pa­
znokciami. Na szczęście obok była Kate, która stanowiła dla
niej pewne duchowe oparcie.
Trzeciego dnia nieobecności Gerarda ona i Kate miały
złożyć wizytę w Marlborough House. Torry była członkinią
powoÅ‚anego przez księżnÄ™ komitetu na rzecz niesienia pomo­
cy sierotom i dzieciom porzuconym przez rodziców. Komitet
ów miał swoją młodzieżową przybudówkę, którą tworzyli
synowie i córki najwybitniejszych obywateli kraju, a w ich
liczbie również Kate na prawach honorowego goÅ›cia. MÅ‚o­
dzież ta miaÅ‚a jak najlepsze chÄ™ci i spore ambicje. Wieczo­
rem obie grupy społeczników miały wspólnie wypić herbatę.
- Czy naprawdę czujesz się na siłach, aby tam pójść? -
spytaÅ‚a Kate bratowÄ…. ByÅ‚a zaniepokojona jej stanem zdro­
wia. Torry wręcz nikła w oczach.
Kate niepokoiła również przedłużająca się nieobecność
brata. DokÄ…d siÄ™ udaÅ‚ i co porabiaÅ‚? - zapytywaÅ‚a samÄ… sie­
bie. Wiedziała już, że nie ucierpiał w walce. Moidore powie-
dziaÅ‚ jej, że owszem, nie obyÅ‚o siÄ™ bez pewnego poturbowa­
nia, czego w boksie nie sposób uniknąć, lecz wezwany lekarz
zaleciÅ‚ jedynie spokój i wypoczynek. I wÅ‚aÅ›nie na taki wy­
poczynek Gerard się udał. Kate bez trudu mogła wyobrazić
sobie rozdrażnienie i wÅ›ciekÅ‚ość brata zmuszonego do nie­
róbstwa. Natomiast trudniej było jej odpowiedzieć sobie na
pytanie, dlaczego nie okazał on żadnych względów Torry
i nie dajÄ…c znaków życia, naraziÅ‚ jÄ… na tak straszliwy nie­
pokój.
Z kolei Daisy Gascoyne i Justin opowiedzieli Kate
o przebiegu walki bokserskiej. W rezultacie prócz pani Ge­
rardowej Schuyler cały Londyn wiedział, że Bryce Ledward,
po tym jak w czwartej rundzie zostaÅ‚ upokorzony przez Ge­
rarda, zhaÅ„biÅ‚ siÄ™, atakujÄ…c go bez ostrzeżenia i po rozstrzyg­
nięciu spotkania.
Kate kusiÅ‚o, by wyznać Torry prawdÄ™, lecz w takich chwi­
lach przypominaÅ‚a sobie o obietnicy danej Gerardowi i zaci­
skała usta. Miała wszakże poczucie, że współuczestniczy
w czymÅ› zÅ‚ym, przeciwko czemu wewnÄ™trznie siÄ™ buntowa­
Å‚a. Spojrzenie zatem, jakim obrzuciÅ‚a bratowÄ…, gdy rozstawa­
Å‚y siÄ™ w westybulu, miejsca zebraÅ„ obu komitetów, byÅ‚o nie­
spokojne i pełne poczucia winy.
Pomieszczenie, do którego weszła Torry, było bogato
i starannie umeblowane, lecz panowaÅ‚ w nim nieopisany nie­
Å‚ad. Jakby na pracÄ™ architekta wnÄ™trz zostaÅ‚a naÅ‚ożona inicja­
tywa wielu jeszcze innych osób. Pełno tu było przeróżnych
ozdóbek, bibelotów, flakoników, książek i fotografii. Te
ostatnie, oprawione w srebrne ramki, przedstawiaÅ‚y bez wy­
jątku księcia i księżną Walii.
Na ścianie na wprost drzwi wisiał nadto sporych rozmia-
234
rów portret Alberta Edwarda z jego lat mÅ‚odzieÅ„czych. MÅ‚o­
dy czÅ‚owiek miaÅ‚ raczej przystojnÄ… twarz i wypukÅ‚e niebie­
skie oczy, już wówczas jednak przejawiał skłonność do tycia,
co w końcu uczyniło go tak różnym od jego ojca, zmarłego
już księcia małżonka, podziwianego z uwagi na swą wybitną
urodę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl