[ Pobierz całość w formacie PDF ]

inaczej niż na jedynej fotografii. Przy kubku letniego mleka przypominałam sobie rzeczy, które
Bertha opowiadała mojej matce, a ona mnie, historie, które ciotka Harriet opowiadała Rosmarie,
a Rosmarie mnie i Mirze, opowieści, które same wymyśliłyśmy albo co najmniej
podkoloryzowały. Kilka razy również pani Koop opowiadała nam, jak jej mąż w dzieciństwie
znalazł martwego nauczyciela w klasie. Chłopiec z sąsiedztwa, Nikolaus Koop, wyrósł na
dobrodusznego, pracowitego chłopa, który czuł wielki respekt przed swoją żoną. Jego oczy
z zaćmą za grubymi szkłami okularów zaczynały nerwowo mrugać, gdy tylko słyszał jej głos.
Drżały jak skrzydła makolągwy, która kiedyś przez nieuwagę wleciała przez otwarte okno salonu
domu Deelwaterów i nie potrafiła się wydostać. Ciotka Harriet kazała nam otworzyć wszystkie
okna, żeby ptaszek nie złamał sobie karku na szybie. Ptak wyfrunął, a na parapecie zostały dwa
czerwone piórka.
Nikolaus Koop często mrugał i zauważyłyśmy, że za każdym razem, gdy patrzył na żonę,
miał zwyczaj przesuwać okulary na czoło. Mira sądziła, że poprzez ślepotę, o którą sam się
przyprawiał, próbuje uciec swojej żonie, że to taka sama droga ucieczki, jak na przykład otwarte
okno. Ale Rosmarie uważała, że on się boi, w odróżnieniu od makolągwy, skręcić kark, nie sobie,
tylko swojej żonie. Wtedy nie mogłyśmy wiedzieć, że to Rosmarie ma sobie skręcić kark, i to
podczas lotu przez szklanÄ… szybÄ™.
To i owo sama sobie dośpiewałam do opowieści pana Lexowa, kiedy patrzyłam w jego
niebieskie oczy i odkryłam już nie złote, a raczej w kolorze ochry pierścienie wokół jego zrenic.
Białko oczu było żółtawe. Musiał mieć dobrze ponad osiemdziesiąt lat. A w ogóle kim był teraz
dla mnie? Ciotecznym dziadkiem? Nie. Jako ojciec mojej ciotki był moim dziadkiem. Ale
przecież nie on nim byÅ‚, tylko Hinnerk Lünschen. ByÅ‚ wiÄ™c przyjacielem rodziny, Å›wiadkiem.
Kilka lat temu, kiedy babka już nie wiedziała, że istnieje, moja matka pojechała do niej na dwa
tygodnie. To była jej ostatnia wizyta przed przeprowadzką Berthy do domu opieki. Pewnego
cieplejszego popołudnia siedziały obydwie w sadzie. Bertha spojrzała nagle na córkę tak trzezwo
i przenikliwie, jak jej się już od dawna nie zdarzało, i oświadczyła mocnym głosem, że Anna
uwielbiała jabłka boskop, a ona sama koksy pomarańczowe. Jak gdyby to była ostatnia
tajemnica, którą miała do wyjawienia.
Anna uwielbiała boskopy, Bertha  koksy pomarańczowe. Jesienią włosy sióstr pachniały
jabłkami, w każdym razie na pewno pachniały nimi ich ubrania i dłonie. Gotowały przecier
jabłkowy i moszcz, robiły galaretkę z jabłek z cynamonem, i zwykle nosiły jabłka w kieszeniach
fartuchów, a nadgryzione trzymały w dłoniach. Bertha najpierw szybko zjadała szeroki pas wokół
brzuszka owocu, potem ostrożnie obgryzała je wokół kwiatu u dołu, a pózniej u góry wokół
ogonka, ogryzek odrzucała szerokim łukiem. Anna jadła powoli i z rozkoszą, od dołu do góry 
wszystko. Pestki żuła godzinami. Gdy Bertha jej przypominała, że pestki są w środku trujące,
Anna odpowiadała, że przecież smakują jak marcepan. Wypluwała tylko ogonek. Opowiadała mi
o tym Bertha, gdy kiedyś uznała, że jem jabłka tak jak ona. Ale przecież większość ludzi tak je
jabłka.
Latem Carsten Lexow dawał swoim uczniom dzień wolnego z powodu upałów, na zbieranie
jagód  jak to nazywał. Bertha się roześmiała i powiedziała, że tę lekcję czytania lubi najbardziej.
Carsten Lexow zauważył małe białe zęby swojej uczennicy i nerwową lekkość jej dużej dłoni,
która próbowała włosy z karku wsunąć sobie z powrotem w warkocze. Ponieważ nauczyciel
wciąż na nią patrzył i ponieważ swoją przemądrzałą uwagą być może go rozzłościła,
poczerwieniała, odwróciła się i sztywno odeszła. Pan Lexow z bijącym sercem patrzył za nią i nic
nie mówił. Anna wszystko zauważyła, rozpoznała spojrzenie, którym Lexow odprowadzał jej
siostrę, rozpoznała je tak, jak się rozpoznaje własną twarz w lustrze, i z czerwonymi policzkami
oraz ze spuszczoną głową podążyła za Berthą.
Anna kochała Lexowa, Lexow kochał Berthę, a Bertha? Ona tak naprawdę kochała Heinricha
Lünschena, Hinnerka, jak go wszyscy nazywali. ByÅ‚ synem wiejskiego karczmarza, Nikim bez
ziemi. Jego rodzina posiadała na skraju wsi tylko dwie małe łąki, które dzierżawił od nich jeszcze
biedniejszy nieborak. Hinnerk nienawidził karczmy swoich rodziców. Nienawidził zapachu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl