[ Pobierz całość w formacie PDF ]
idzie piechotą. Właściwie sam też wolałbym iść. Słoń bezceremonialnie obija mną
o drzewa, muszę bez przerwy usuwać spadające z gałęzi kleszcze.
Piekielny skwar, posuwamy się po stromo wznoszącym się stoku. Słoń robi
trzy kroki i staje. Przewodnik naciąga na palce gumkę; bierze kamień, krzyczy
haaa i strzela słoniowi w zad. Słoń wykonuje następne trzy kroki i znowu staje.
116
Mógłbym pomóc, takiej samej procy używałem kiedyś w szkole.
Gdy pojawia się żółta mulista kałuża, mój wierzchowiec przestaje reagować
na pociski. Zatrzymuje się, wysysa całą wodę i polewa się nią spokojnie. Poczciwe
zwierzę sądzi pewnie, że taka kąpiel i mnie też sprawia przyjemność.
Słoniową miał głowę i nogi słoniowe. I kły z prawdziwej kości słoniowej.
I trąbę, którą wspaniale kręcił. Wszystko słoniowe, oprócz pamięci mówię po
polsku do przewodnika. Haj, haj potakuje udając, że coś rozumie. Zapewne
często oprowadza anglojęzycznych turystów, odpowiada bowiem formułą, która
przypomina Glad you like it ( Cieszę się, że ci się to podoba ).
Na nocleg zatrzymujemy się w wiosce na szczycie wzgórza. Kilka bambu-
sowych chałup na palach, skrawki uprawnej ziemi, kamienne siekiery własnego
wyrobu. Nie ma bieżącej wody. To przykre; oblepiony niczym mumia zaschłym
błotem i wydzielinami słonia, poruszam się z trudem. Pod chatami harcują w bło-
cie świnie, bawoły i nagie dzieci. Słychać je i czuć; w podłodze są szpary na palec.
Spacerują po niej, nie śpiesząc się, trzycentymetrowe karaluchy.
Gospodarze są serdeczni, zapraszają i już nabijają fajki; towar pierwszorzęd-
nej jakości z poletka na nasłonecznionym stoku. Lokalne Extramocne , dwa-
dzieścia centów od sztosu. Leżąc na boku z przymrużonymi oczami palą fajkę
za fajką, popijając w przerwach miejscową whisky mekong. Jest metoda w tym
szaleństwie po odpowiednim nasyceniu opium i alkoholem człowiek przestaje
zwracać uwagę na łażące po nim karaluchy.
* * *
Słoń nie był taki zapominalski, bo przyszedł połasić się do mnie następnego
ranka. Ale nie mieliśmy dość czasu, by się zaprzyjaznić na serio po dwu dniach
podróży wylądowałem w klasztorze. Spartańskie warunki, zacisznie i przytulnie.
Z okna widok na dolinę pokrytą dżunglą aż po horyzont.
Mnichów w pomarańczowych tunikach jest ze dwudziestu. Twarze niezbyt
uduchowione, chyba nie trafili tu z powołania. Pózniej dowiedziałem się, że w tym
rejonie każdy chłopiec musi spędzić co najmniej pół roku w zakonie. Nikt, łącznie
z przeorem, nie zna żadnego obcego języka.
Musieli zostać uprzedzeni o mojej wizycie, bo cela czekała. Jaki jest jednak
mój status i co powinienem robić? W tekście przygotowanym przez dział socjalny
brakuje informacji na ten temat. Myśleli pewnie, że jestem na tyle wprowadzony
w obrządek, aby samemu wiedzieć. Urodziny Buddy wypadają pojutrze i wtedy
może coś się wyklaruje.
Obchody różnią się od normalnego dnia jedynie ceremonią wyświęcenia no-
117
wego mnicha. Kongregacja siedzi w dwóch rzędach, przeor na specjalnym pode-
ście. Przed nim rodzina i znajomi. Nastoletni kandydat waży chyba ze sto pięć-
dziesiąt kilo i ma świeżo ogoloną głowę (Budda nie lubi włosów dłuższych niż pół
cala). Potwornie się poci i z tremą powtarza wersety, myląc się co trzecie słowo.
Towarzystwo wygląda na znudzone. Mnisi szybko przeszli do pozycji spo-
cznij i, poziewując, rozparli się wygodnie. Ubrany na biało nowicjusz został
przepasany szarfą i poszedł na zaplecze. Wrócił w stroju pomarańczowym i do-
stał od taty sakiewkę z bilonem do rozrzucania wśród zebranych. Na mamie im-
preza wywarła większe wrażenie: na samym początku podczołgała się do podium
i przywarła do niego, oczekując końca uroczystości.
W zasadzie mógłbym wykorzystać sytuację i przełączyć się na własny pro-
gram. Odprężyć się, pomedytować. Ale sytuacja jest niezręczna; czuję się jak pią-
te koło u wozu. Zaczynam nawet podejrzewać, że dział socjalny umyślnie tak to
zaaranżował. Zaaplikował dawkę wystarczającą, abym skruszał i docenił zalety
wygodnego gabinetu oraz bezpieczeństwo w kręgu komputerowej poświaty. Ci
subtelni nowojorscy psycholodzy, których zatrudnia się za astronomiczne hono-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]