[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czasu, żeby emocje opadły. A potem wykupię ci lekarstwa w aptece.
Nicole zachodziła w głowę, dlaczego zaoferował jej pomoc. Ze szczerego serca,
czy żeby zyskać nad nią przewagę? Planowała wprawdzie coś zjeść przed powrotem do
pracy, ale w samotności, żeby dojść do siebie.
- Dziękuję, nie trzeba - mruknęła.
- Chcę mieć pewność, że otrzymałaś wszystko, czego potrzebujesz, i partycypować
w kosztach. Czy Beth i Patrick regulują twoje rachunki?
- Nie. To mój prezent dla nich. Poza tym większość wydatków pokrywam z ubez-
pieczenia.
- Co to za dziwny układ? Wszystkie ciężary spadają na ciebie.
- Sama tego chciałam.
Beth okropnie narzekała, że nieudane próby zapłodnienia w prywatnych klinikach
mocno nadszarpnęły ich budżet w ostatnich latach.
- Nie pozwolę, żebyś sama za wszystko płaciła. Zaakceptuj moją pomoc.
Nicole rozdrażnił jego rozkazujący ton. Nie potrzebowała teraz jego towarzystwa.
Pragnęła spokoju.
- Czy przyjdziesz też rano, sprawdzić, czy wzięłam witaminy i żelazo? - warknęła
wbrew wcześniejszym postanowieniom. Za pózno przypomniała sobie, że uprzejmością
można więcej zyskać.
- A powinienem? - zapytał całkiem serio.
L R
T
- Nie zaniedbam niczego, co służy zdrowiu mojego dziecka - zapewniła równie
poważnie.
- Naszego. Twojego i mojego. Przyznaj, Nicole, że po obejrzeniu obrazu na moni-
torze nie chcesz już go oddać siostrze i szwagrowi.
Nicole osłupiała. Jak to możliwe, że odgadł jej najskrytsze myśli, do których nie
przyznawała się nawet przed sobą?
- To bez znaczenia - ucięła krótko. - Dałam słowo i podpisałam umowę. Będzie mu
lepiej w pełnej rodzinie.
- Pomiędzy dwojgiem skłóconych rodziców?
Nicole miała nadzieję, że nie dostrzegł konfliktu pomiędzy małżonkami w czasie
przyjęcia w ogrodzie.
- Przeżywają trudny okres. Kochają się, chociaż może teraz nie bardzo to widać.
Przez kilka lat na próżno starali się o dziecko. Kiedy przyjdzie na świat, wszystko wróci
do normy - tłumaczyła cierpliwie.
- Naprawdę w to wierzysz? - spytał z wyrazną nutą ironii w głosie.
- Tak - potwierdziła z całą mocą, choć po ostatniej rozmowie z Beth ogarnęły ją
wątpliwości.
- Lepiej dorastać pod opieką jednej osoby, niż pełnić rolę karty przetargowej po-
między skłóconymi rodzicami. Wiem to z własnego doświadczenia, dlatego nie zamie-
rzam dopuścić do takiej sytuacji.
Nicole ogarnęło współczucie. Kiedy jej rodzice się kłócili, zwykle psociła, żeby
odwrócić ich uwagę od przedmiotu sporu. Przeważnie z powodzeniem, choć pózniej
Beth musiała ją przed nimi bronić.
- Bardzo mi przykro, Ryanie - powiedziała.
- Jakoś przeżyłem - odparł, wzruszając ramionami.
Skręcił do przydrożnej restauracji i zamówił dania przez mikrofon, nie pytając jej o
zdanie. Pózniej podjechał do okienka i wręczył jej olbrzymią torbę. Zapach pieczonego
kurczaka, mięsa i ciasta z brzoskwiniami rozbudził apetyt Nicole na tuczące pyszności.
Potrzebowała jakiegoś pocieszenia. Gdy zamknęła oczy, widziała na nowo dwadzieścia
maleńkich paluszków u rączek i stópek. Ten widok chwycił ją za serce. Jak przeżyje roz-
L R
T
stanie? Nie zaprotestowała, gdy Ryan skręcił w drogę do swego osiedla, ale kiedy je mi-
nął i skierował auto w stronę przystani, zapytała z niepokojem:
- Dokąd mnie zabierasz?
- Wypożyczymy łódkę i urządzimy sobie piknik.
- Moim zdaniem to zły pomysł.
- Cierpisz na chorobę morską?
- Nie, ale nie mogę sobie pozwolić na zmarnowanie całego popołudnia na rzece.
Wolała nie ryzykować, że znów ją pocałuje gdzieś na osobności. Nie dość, że nie
potrafiła wymazać z pamięci pierwszego pocałunku, to jeszcze zbyt silnie reagowała na
całkiem niewinne dotknięcia. Niepokoiło Ją, że Ryan tak bardzo ją pociąga. Pociąg do
kogokolwiek poza Patrickiem oznaczałby, że odziedziczyła po matce lekkomyślną, roz-
pustną naturę.
- Przejażdżka łodzią pomaga rozładować stres, podobnie jak jazda na motocyklu,
ale tej ostatniej nie polecam ze względu na twój stan.
Starsi bracia nauczyli Nicole, że nie warto okazywać słabości, bo może zostać wy-
korzystana przeciwko niej.
- Kto ci powiedział, że przeżywam stres? - rzuciła pozornie lekkim tonem. - A na
twoją piekielną maszynę i tak bym nie wsiadła.
- Jazda motocyklem jest niebezpieczna tylko wtedy, kiedy człowiek nie przestrzega
zasad bezpieczeństwa. Ja uważam na siebie - zapewnił z pełnym przekonaniem.
Następnie wysiadł, zdjął marynarkę i krawat, rzucił na siedzenie i zaczął rozpinać
koszulę.
Choć nie podejrzewała, że zamierza rozebrać się do naga, patrzyła jak zahipnoty-
zowana, jakby oglądała bardzo zmysłowy striptiz. Poczuła nagły przypływ energii, zmę-
czenie ustąpiło. Pożerała wzrokiem wspaniałe bicepsy, muskulaturę torsu i ciemny cień
włosów na piersi, doskonale widoczne przez cienki materiał białego podkoszulka.
Czy powinna wybrać bezpieczne rozwiązanie i poprosić, żeby ją odwiózł do biura,
czy udawać, że nie zrobił na niej żadnego wrażenia i zjeść z nim posiłek? Burczenie w
brzuchu dało jej inną odpowiedz, niż by sobie życzyła. W końcu doszła do wniosku, że
L R
T
rozsądnie będzie wykorzystać okazję. Jeżeli spędzi z nim więcej czasu, pozna jego słabo-
ści, które Beth i Patrick mogliby wykorzystać podczas sądowej batalii.
Wysiadła z ociąganiem, ale gdy lekka bryza rozwiała jej włosy, zapragnęła skorzy-
stać z ostatnich dni pięknej pogody przed jesiennymi przymrozkami. Ryan doradził, żeby
zdjęła sweter, odebrał od niej prowiant i ruszył ku przystani. Wynajął smukłą, wyścigo-
wą łódkę, poprosił, żeby zdjęła pantofle i wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc wsiąść.
Chociaż wolałaby go nie dotykać, przyjęła oferowaną pomoc, żeby nie narażać dziecka.
Tak jak przewidywała, zareagowała na dotyk ciepłej dłoni równie silnie jak wcześniej.
Kiedy wskazał jej miejsce siedzące, nadal stała bez ruchu, zadając sobie pytanie,
czy dziecko odziedziczy po nim eleganckie, staroświeckie maniery. Odpowiedz przyszła
sama: nie, jeżeli Patrick będzie je wychowywał. Poraziła ją ta myśl. Dokładała wszelkich
starań, żeby odpędzić wątpliwości. Tłumaczyła sobie, że łagodny, cierpliwy intelektuali-
sta o chłonnym umyśle będzie najlepszym ojcem pod słońcem. Jeżeli nie otwierał drzwi
przed żoną czy szwagierką i nie odsuwał dla nich krzeseł, to tylko dlatego, że współ-
czesne zasady wymagają równego traktowania kobiet.
Ale to pantoflarz, szepnął jakiś złośliwy głosik w jej głowie.
Skąd jej przyszło do głowy tak paskudne określenie? Beth faktycznie była apodyk-
tyczna. Jeżeli mąż jej ulegał, to tylko dla świętego spokoju. Ponieważ ją kochał, nie
chciał konfliktów. Przecież właśnie dzięki ugodowemu charakterowi podbił serce Nicole
podczas studiów. Działał na nią kojąco w przeciwieństwie do nieobliczalnego Ryana,
który narobił tyle zamętu w jej życiu.
Kiedy pochylił się, żeby odcumować łódz, mimo woli zaczęła porównywać jego
atletyczną, wysportowaną sylwetkę ze szczupłym, żylastym Patrickiem, na którym ubra-
nia zwykle wisiały jak na wieszaku. Spontaniczny, żywiołowy szwagier przypominał jej
sympatycznego wróbelka lub szpaka, podczas gdy opanowany, wytrwały Ryan nasuwał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]