[ Pobierz całość w formacie PDF ]
masując małżowinę. - Kocham tylko ciebie i wiesz o tym. A teraz skończmy te
nonsensy i złapmy Coypu.
Nie było to takie trudne.
- Masz tylko jedną możliwość - poinformował mnie, gdy wprowadziłem
go w zagadnienie.
- %7łe co? Mówiłeś o nieskończonej liczbie światów!
- Owszem, tyle ich jest, ale dla czegoś tak dużego jak pancernik, istnieje
możliwość przejścia tylko do sześciu. Energia wymagana do przejścia do innych
umożliwia otwarcie ekranu o średnicy dwóch jardów. Przez taką dziurę niewielu
obcych tam wypchniesz.
- No to już zawsze jest coś. Dlaczego powiedziałeś, że tylko jeden?
- Bo w pozostałych pięciu to laboratorium istnieje i miałem okazję
obserwować w nim siebie i innych. W szóstym ekran wychodzi w kosmos.
- Ten więc musimy sprawdzić - rozległ się z tyłu złocisty głos; Incubę
weszła do laboratorium.
Ubrana była w obcisły kombinezon, którego wolałem dokładnie nie
oglądać, jako że Angelina była tuż za mną.
Odwróciłem się do Coypu i zawiesiłem wzrok na profesorze. Było to
mniej przyjemne, ale bezpieczniejsze.
- Musimy więc spróbować szóstego - oświadczyłem.
- Tak też sądziłem. Na zewnątrz mam gotowy ekran o średnicy stu jardów.
Sądzę, że zwiadowca powinien się zmieścić.
- Wspaniale. Klasa Lancer ma nawet mniejszą średnicę.
Wszystkie sprawdziany gotowości robiłem mając Angelinę u swego boku.
Incuba jak dotąd nie pojawiła się w sterowni, co znacznie ułatwiało życie.
- Lećcie kursem cztery sześć - oznajmił głos Coypu w słuchawkach. -
Zobaczycie pierścień latarń: to jest brama. Proponuję też, żebyście dokładnie
oznaczyli pozycję po przejściu, najlepiej zostawcie tam nadajnik.
110
- Serdeczne dzięki za radę. Może kiedyś będziemy chcieli wrócić.
Przejście odbyło się bez problemów. Z tej strony pole wyglądało jak
czarne koło na tle mroków kosmosu.
- Pozycja zanotowana, nadajnik na miejscu - zameldowała Angelina.
- Jesteś wspaniała. Jakieś pięćdziesiąt lat świetlnych stąd, jeśli wierzyć tej
skrzynce - wskazałem na komputer - jest miłe małe słoneczko klasy G-2, a radio
twierdzi, że pół wieku temu jego okolice były bardzo rozmowne.
- No to na co czekamy? I jeszcze raz cię ostrzegam: trzymaj się z daleka
od tego umoralnionego kurczaka!
- Nie ma obaw! Jestem zbyt zajęty ponownym ocaleniem galaktyki!!!
128
111
20
Incuba dołączyła do nas, gdy wyszliśmy z nadprzestrzeni.
- Zdaje mi się, że są tu dwie zamieszkane planety? - spytała.
- Tak twierdzi ten elektroniczny oszust. Sprawdzimy najbliższą.
Zbliżyliśmy się do niej bez straty czasu i weszliśmy w atmosferę. Błękitne
niebo, białe obłoczki, jednym słowem całkiem przyjemne miejsce. Radio wyło
jakimiś kretyńskimi melodyjkami i przypadkowym zlepkiem dzwięków nie
znanego mi i całkiem niezrozumiałego języka. Powierzchnia planety zaś zbliżała
się coraz bardziej.
- Domy - oznajmiła nieszczęśliwa Angelina. - I pola. Zupełnie jak w
domu.
- Niezupełnie - skorygowałem jej stwierdzenie, zmieniając powiększenie.
- Zlicznie! - westchnęła. I miała rację.
Coś o paru tuzinach odnóży ciągnęło pług, którym kierował mniej okazały,
lecz równie odrażający stwór. Oba mogłyby uścisnąć macki z naszymi wrogami.
- Obcy wszechświat! - ucieszyłem się. - Mogą tu przylecieć. Będą ich
oczekiwać kumple i szczęśliwa przyszłość. Wracamy z dobrymi nowinami.
- Sprawdzmy tę drugą planetę - wtrąciła się Incuba. - Z tego co wiemy,
mogą tu żyć także ludzie.
Angelina spojrzała na nią jak na karalucha, a ja westchnąłem:
- Pewnie, tylko żebyś tego nie powiedziała w złą godzinę.
Wykrakała. Następna planeta zamieszkana była przez najbardziej
człekopodobnych ludzi, jakich widziałem.
- Może są obcy wewnętrznie? - zaryzykowałem nieśmiało.
- Możemy paru rozpruć i sprawdzić - oświadczyła poważnie Angelina.
- Rozpruwanie obcych stworzeń, tak ludzkich jak i jakichkolwiek innych,
jest zakazane przez Korpus Moralności... - resztę jej wypowiedzi przerwała nagła
aktywność radia, warczącego coś niezbyt zrozumiale. Jednocześnie cała masa
czujników rozbłysła radośnie. Podszedłem do ekranu i natychmiast się cofnąłem.
- Mamy towarzystwo! - oznajmiłem. - Zrywamy się?
- Nie robiłabym niczego w pośpiechu - oświadczyła z namysłem Angelina.
Miała sporo racji, gdyż w naszym pobliżu znajdował się niezbyt
112
przyjemnie wyglądający okręt wojenny czarnej barwy z działami raczej
nieprzypadkowo skierowanymi w nasza stronę.
- Myślę, że trzeba z nimi pogadać - oznajmiłem wstając. - Pilnujcie
gospodarstwa, dopóki nie wrócę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]