[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znajdowała się sześć czy siedem stóp poniżej nabrzeża, jednakże także od strony pokładu wysunęły
się w ich stronę czyjeś pomocne dłonie. Gdy tylko znalezli się w obłożonej workami z piaskiem
kabinie, pykający dotąd cicho silnik zaryczał i łódz ruszyła.
Sabriel i Touchstone popatrzyli na siebie. Pocieszające było to, że nadal żyli i wyszli z opresji
bez poważniejszych obrażeń. Co prawda oboje krwawili, ale nieznacznie, trafieni tylko odłamkami
pocisków.
- Nasza misja się nie powiodła - przygaszonym głosem powiedział Touchstone, odkładając
pistolet. - To już koniec. Nie zamierzam wracać do Ancelstierre.
- Tak, to rzeczywiście koniec. Tyle że to oni nie chcą nas widzieć u siebie. Nie możemy liczyć
na żadną pomoc z tej strony Muru.
Touchstone westchnął, wziął ręcznik i otarł nim krew z twarzy Sabriel. Ona odwzajemniła ten
gest, a potem na moment przytulili się do siebie. Oboje drżeli i nie próbowali nawet tego ukryć.
- Powinniśmy opatrzyć rany Veran - powiedziała Sabriel, zwalniając uścisk. - I wydać rozkaz,
by statek obrał kurs w kierunku domu.
- Wracamy do kraju! - podchwycił Touchstone. Jednakże na samą myśl o powrocie oboje
przeniknął trudny do określenia strach. Nie dość że sami otarli się tego dnia o śmierć, to nabrali
przekonania, że ich dzieci będą musiały stawić czoło jeszcze większym niebezpieczeństwom.
Zdawali sobie bowiem doskonale sprawę z tego, że istnieją zagrożenia większe niż utrata życia.
Część druga
Rozdział dziewiąty
Sen o sowach i latających psach
Nick znowu śnił o Farmie Błyskawic i łączących się półkulach. Po chwili sceneria snu uległa
zmianie - nagle znalazł się w namiocie, na posłaniu ze skór. Deszcz w wolnym rytmie bębnił o
brezent, z oddali dobiegał odgłos piorunów, a cały namiot bezustannie rozświetlały błyskawice.
Nicholas usiadł i zobaczył sowę, która przycupnęła na brzegu kufra podróżnego, wpatrując się
w chłopca dużymi, złotymi oczyma. Przy łóżku pojawił się jakiś pies. Czarny, podpalany, niewiele
większy od terriera, z ogromnymi pierzastymi skrzydłami.
No, wreszcie jakiś inny sen - pomyślała część jazni Nicholasa. Musiał się już na wpół obudzić,
a to, co widział, stanowiło najpewniej ową mieszaninę snu i rzeczywistości, jaka zwykle poprzedza
moment całkowitego przebudzenia. Namiot niewątpliwie należał do realnego świata, ale ta sowa i
skrzydlaty pies! Ciekawe, co to znaczy - zastanawiał się Nick, z trudem otwierając zaspane oczy.
Lirael i Podłe Psisko obserwowali, jak przygląda się im rozgorączkowanym wzrokiem. Dłoń
położył na piersi i zacisnął kurczowo palce, jakby chciał wyrwać ze środka serce. Dwukrotnie
zamrugał oczami, po czym zamknął powieki i z powrotem opadł na wyścielone futrami posłanie.
- On jest naprawdę chory - szepnęła Lirael. - Wygląda okropnie, ale niepokoi mnie coś
jeszcze... Nie potrafię dokładnie określić, co to takiego... Jest w nim jakieś zło.
- To wpływ Niszczyciela - warknął cicho pies. - Jego moc przeniknęła do wnętrza Nicholasa,
prawdopodobnie wraz z odłamkiem srebrzystej półkuli. To właśnie ona zżera jego ciało i ducha.
Nick stał się wcieleniem Niszczyciela, jego ustami. Musimy się strzec, by nie obudzić tego zła.
- Jak go w takim razie stąd wydostać? - spytała Lirael. - Wydaje się, że nie ma dosyć siły, żeby
wstać z łóżka, a co dopiero gdzieś wyruszyć.
- Mogę chodzić - zaprotestował młodzieniec, otwierając oczy i siadając na posłaniu. Ponieważ
dla niego był to tylko sen, bez najmniejszych oporów włączył się do rozmowy, którą prowadził
skrzydlaty pies i gadająca sowa. - Kim jest ten Niszczyciel, o którym mówicie, i co waszym
zdaniem mnie wykańcza? Mnie się wydaje, że mam po prostu ostrą grypę. Stąd te halucynacje -
dodał po chwili - czy dziwne sny. Skrzydlaty pies, ha!
- On jest przeświadczony, że to wszystko mu się śni - powiedział pies. - To nawet dobrze.
Niszczyciel nie obudzi się w nim do czasu, aż poczuje zagrożenie lub zanadto zbliży się do niego
Magia Kodeksu. Dlatego musisz uważać, pani, by nie dotknąć go sowią powłoką!
- No nie, to niemożliwe, żeby na głowie usiadła mi sowa albo skrzydlaty pies - chichotał sennie
Nick.
- Założę się, że nie zdoła wstać i włożyć ubrania - sprytnie podpuściła chłopca Lirael.
- Jak to nie - dał się podejść Nick, opuszczając nogi na podłogę i błyskawicznie zrywając się z
łóżka. - We śnie mogę wszystko, absolutnie wszystko.
Z trudem utrzymując równowagę, zdjął piżamę, całkiem zapominając o wstydzie wobec istot,
które przecież tylko mu się śniły, i stanął przed nimi całkiem nagi. Ależ chudy - pomyślała Lirael,
ze zdziwieniem zauważając, że bardzo ją to martwi. Aż mu żebra wystają i można policzyć
wszystkie kości.
- Widzicie? - zwrócił się do nich. - Wstałem i ubrałem się.
- Dobrze byłoby włożyć coś jeszcze - zaproponowała Lirael. - Znowu może zacząć padać
deszcz.
- Mam parasol - oświadczył Nick. Nagle twarz mu spochmurniała. - Nie, jest popsuty. W takim
razie włożę płaszcz.
Mrucząc coś do siebie, podszedł do kufra i szarpnął za wieko. Zaskoczona Lirael ledwie
zdążyła odfrunąć i przysiadła na pustym teraz łóżku.
- Sowa i kicia poszły razem w świat... - podśpiewywał Nick. Wyciągnął z kufra bieliznę,
spodnie oraz długi płaszcz, a następnie założył to wszystko na siebie, zapomniawszy o koszuli. -
Tyle że troszkę mi się w tym śnie poprzestawiało... bo przecież ty nie jesteś kicią, tylko...
skrzydlatym psem - dokończył po chwili, wyciągając rękę, by pogładzić po nosie Podłe Psisko.
Zdziwiła go realność wrażeń dotykowych i chorobliwe rumieńce na jego twarzy stały się jeszcze
bardziej wyraziste.
- Czy ja śnię? - zapytał nagle i wymierzył sobie tęgi policzek, pragnąc się obudzić. - Chyba
jednak nie śnię - stwierdził. - Najwyrazniej... zaczynam... tracić rozum.
- To nie tak - uspokoiła go Lirael. - Jesteś tylko chory, masz gorączkę.
- Rzeczywiście - skwapliwie zgodził się Nick, dotykając grzbietem dłoni spoconego czoła. -
Muszę wracać do łóżka. Hedge kazał mi się kurować, zanim wyruszył po drugą barkę.
- Nie - powiedziała Lirael. Głos, który wydobywał się z jej niewielkiego dzioba, zabrzmiał
zaskakująco donośnie. Usłyszawszy, że Hedge a nie ma w obozie, uznała, iż takiej szansy nie mogą
zaprzepaścić. - Potrzebne ci świeże powietrze. - Czy możesz sprawić, by poszedł z tobą? - zwróciła
się do psa. - Tak jak kiedyś udało ci się z kusznikiem?
- Spróbuję - warknęło Podłe Psisko. - Ale wyczuwam w nim działanie różnych mocy, a nawet
ta odrobina Niszczyciela, jaka w nim tkwi, stanowi potęgę, której nie wolno lekceważyć. Poza tym
natychmiast zostaną zaalarmowani Zmarli.
- Na razie są jeszcze zajęci transportowaniem półkul nad jezioro - odparła Lirael. - Zajmie im
to trochę czasu, ale byłoby lepiej, gdybyś się pospieszył.
- Ja tam wracam do łóżka - kategorycznie oświadczył Nick, chwytając się za głowę. - A im
[ Pobierz całość w formacie PDF ]