[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naśladować swego słodkiego mistrza. Vorrutyerowi to pochlebiło, więc zostawił ich
samych. Bothari w jakiś sposób zdołał spiąć monitory. Nikt nie miał pojęcia, co wyczyniał
u siebie przez każdą wolną chwilę, ale zjawił się u mnie z listą leków. Chciał, aby mu je
przemycić. Maści znieczulające, środki do leczenia poszokowego - naprawdę
przemyślany spis. Zwietnie sobie radził z pierwszą pomocą. Zostało mu to z czasów
służby. Wtedy właśnie przyszło mi do głowy, że jej nie torturuje, a jedynie chce, by
Vorrutyer tak myślał. Był szalony, ale nie głupi. Pokochał ją na swój niesamowity sposób i
miał dość sprytu, by nie pozwolić Vorrutyerowi odgadnąć prawdy.
- Zważywszy okoliczności, nie brzmi to specjalnie zwariowanie - zauważyła,
wspominając plany Vorrutyera co do Vorkosigana.
- To może nie, ale sposób, w jaki to robił... Dostrzegłem parę rzeczy - Vorkosigan
wypuścił powietrze. - Dbał o nią w swojej kabinie; karmił ją, ubierał, mył, cały czas
prowadząc z nią szeptany dialog. Odpowiadał za obie strony. Najwyrazniej stworzył sobie
skomplikowany fantastyczny scenariusz, w którym dziewczyna kochała go, w istocie była
jego żoną. Normalna, szczęśliwa para. Czemu szaleniec nie miałby marzyć o
normalności? Musiało ją to przerażać w chwilach, gdy odzyskiwała przytomność.
- O Boże. %7łal mi go niemal tak samo jak jej.
237
- To niezupełnie tak. Pamiętaj, że również z nią sypiał i mam powody sądzić, że
nie ograniczał swej fantazji małżeńskiej jedynie do słów. Przypuszczam, że wiem,
dlaczego. Czy wyobrażasz sobie, żeby w normalnych okolicznościach Bothari znalazł się
w promieniu stu kilometrów od takiej dziewczyny?
- Niespecjalnie. Escobarczycy wysłali przeciw wam najlepszych z najlepszych.
- Jak sądzę, to właśnie próbował zapamiętać z Escobaru. Z pewnością wymagało
to niezwykłej siły woli. Jego terapia trwała kilka miesięcy.
- O rany - westchnęła Cordelia, prześladowana wizją wywołaną słowami
Vorkosigana. Cieszyła się, że ma kilka godzin, aby się uspokoić, zanim znów zobaczy
Bothariego. - Chodzmy teraz na drinka, dobrze?
238
ROZDZIAA PITNASTY
Lato chyliło się już ku końcowi, kiedy Vorkosigan zaproponował jej wyprawę do
Bonsaklaru. Umówionego ranka byli już w połowie pakowania, kiedy Cordelia wyjrzała
przez okno frontowej sypialni i powiedziała zduszonym głosem:
- Aralu, przed domem właśnie wylądował lotniak i wyszło z niego sześciu
uzbrojonych mężczyzn. Rozeszli się po całej posiadłości.
Zaalarmowany Vorkosigan podbiegł do niej, ale na widok mężczyzn odprężył się
wyraznie.
- Wszystko w porządku. To ludzie księcia Vortali. Zapewne zamierza złożyć wizytę
ojcu. Jestem zaskoczony, że znalazł czas, by wyrwać się ze stolicy. Słyszałem, że cesarz
nie daje mu ani chwili wytchnienia.
W kilka minut pózniej obok pierwszego lotniaka wylądował drugi i Cordelia po raz
pierwszy ujrzała nowego barrayarskiego premiera. Opis księcia Serga, określający go
mianem pomarszczonego błazna, był nieco przesadzony, ale trafny, zobaczyła
szczupłego, skurczonego ze starości mężczyznę, który jednak nadal poruszał się żwawo
i pewnie. W ręce miał laskę, lecz ze sposobu, w jaki nią gestykulował, Cordelia domyśliła
się, że nie wynikało to z konieczności, lecz z przyzwyczajenia. Krótko przycięte białe
włosy okalały łysą, pokrytą plamami wątrobowymi czaszkę, która połyskiwała w słońcu,
kiedy premier w asyście dwóch pomocników, czy może ochroniarzy - Cordelia nie była
pewna - ruszył przed siebie. Po sekundzie zniknął jej z oczu, kierując się do frontowych
drzwi.
Cordelia i Vorkosigan zeszli na dół do hallu. Dwaj mężczyzni stali tam,
rozmawiając przyjaznie.
- Właśnie idzie - powiedział generał.
Vortala zmierzył ich wzrokiem, w którym czaiły się iskierki przenikliwego humoru.
- Aralu, mój chłopcze, miło cię widzieć w tak dobrym stanie. Czy to twoja betańska
Pentesilea? Gratuluję schwytania tak pięknego jeńca. Milady. - Ukłonił się i ucałował jej
239
dłoń w ekstrawaganckim pokazie dobrego wychowania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl