[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uchylona i wystawały z niej majtki i pasek od stanika. Dobrze pamiętała, że wychodząc,
starannie uporządkowała swoje rzeczy.
Na dźwięk chrobotania klucza w zamku oblał ją zimny pot. Tylko jedna osoba mia-
ła dostęp do jej pokoju. Jak w zwolnionym tempie ujrzała, że drzwi się uchylają, a do
pokoju wkrada się otyły, zwalisty mężczyzna.
- Panie Lukacs? - wychrypiała, chwytając bluzkę, którą sekundę wcześniej odłoży-
ła. Przycisnęła do siebie skrawek materiału i cofnęła się o krok. - Co pan robi?
- Panno Jones... - W jego maleńkich rozbieganych oczkach dostrzegła niepokój. -
Myślałem, że pani nie ma...
Jej serce waliło jak oszalałe, poziom adrenaliny błyskawicznie wzrósł.
- Jak to? - spytała drżącym głosem. - Skoro myślał pan, że mnie nie ma, jakim
prawem wdarł się pan do mojego pokoju? - Mimowolnie zerknęła na szufladę z bielizną.
- Nie wolno panu wchodzić tutaj i grzebać w moich rzeczach!
Gospodarz oderwał wzrok od twarzy Emily i skierował spojrzenie na jej piersi.
- Chyba nie muszę przypominać, jak bardzo zalega pani z czynszem - syknął i nie-
pewnie przestąpił z nogi na nogę. - Co mi tu pani będzie mówić o swoich prawach...
W jego słowach pobrzmiewała ukryta groźba. W przepoconej koszuli, z łysiejącą
czaszką porośniętą resztkami tłustych włosów prezentował się po prostu beznadziejnie i
Emily mogłaby użalić się nad nim, gdyby nie była do tego stopnia wytrącona z równo-
wagi.
- Przepraszam za opóźnienie. Właśnie idę do pracy, żeby spłacić panu część dłu-
gu...
- Tylko część? Mhm... - Wbił świdrujący wzrok w jej nagi brzuch. - Uważam się za
rozsądnego człowieka. W świetle pani trudności finansowych moglibyśmy dojść do po-
rozumienia. Myślę, że oboje bylibyśmy usatysfakcjonowani...
Uniósł głowę i wtedy Emily dostrzegła w jego oczach pożądanie. Momentalnie
zrobiło jej się niedobrze.
- Nie - sprzeciwiła się cicho, z wysiłkiem. Pan Lukacs zagradzał jej drogę do wyj-
ścia, nie miała którędy uciec. Był zbyt masywny, żeby mogła z nim walczyć, więc posta-
nowiła blefować. Wyprostowała się i przemówiła donośnym, stanowczym głosem dyrek-
torki szkoły baletowej. - Nie, to wykluczone. Dopilnuję, żeby jak najszybciej otrzymał
pan pieniądze. Teraz proszę wyjść.
Pan Lukacs poruszył szczęką, jakby chciał zaprotestować, ale w końcu doszedł do
wniosku, że nic nie wskóra i wycofał się jak niepyszny. Emily odczekała, aż zamkną się
za nim drzwi i dopiero wtedy usiadła na łóżku. W lustrze na szafie widziała swoją twarz -
poszarzały owal z dwiema ciemnymi plamami zamiast oczu.
- Niemożliwe... - Kiki zamarła, wytrzeszczając oczy. - Naprawdę wpakował się do
twojego pokoju, kiedy byłaś rozebrana?
- Przecież ma własny klucz. - Emily pokiwała głową i wypiła łyk kawy. - Z pew-
nością już nie raz grzebał w mojej szufladzie z bielizną.
- Zboczeniec - mruknęła Kiki z obrzydzeniem. - Uch, okropieństwo. Wiem, że ten
pokój jest tani, ale naprawdę powinnaś poszukać czegoś innego. - Zeskoczyła z blatu w
kuchni w Larchfield i sięgnęła po słoik ze słodkim kremem.
- Masz rację - odparła przygnębiona Emily i zacisnęła dłonie na kubku. - Po prostu
nie stać mnie na nic lepszego. Skąd mogłam wiedzieć, że właściciel ma takie upodoba-
nia? Poza tym w Londynie jest naprawdę strasznie drogo.
- Pewnie przyjechałaś tutaj w ciemno, co? - Kiki wpatrywała się w nią z uwagą. -
Źle ci się układało w domu?
- Pokłóciłam się z tatą - wyznała Emily. Uważała Kiki za przyjaciółkę, ale nigdy
nie rozmawiały na tematy osobiste. Gdyby zaczęły, Kiki wkrótce zorientowałaby się, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]